do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bitwy na równinach przed miastem Northampton. Wojsko
Lancasterów nagle załamuje szyki. Przed Richardem zjawia
się William, doskonale rozpoznawalny w barwach
Somertonów. Trwa zaciekła walka o ocalenie króla, nie wolno
dopuścić, by otoczony został przez Yorków. William unosi
miecz i... naciera na Richarda. Richard broni się. Broni się i
zadaje śmierć.
Gdy unosił miecz, przez głowę przemknęła myśl o tym, co
może się stać, gdy ten miecz opadnie. William straci życie,
Beatrice zostanie uwolniona od godnego pogardy małżeństwa.
Ale Bóg świadkiem, że miecz ten Richard uniósł w obronie
siebie i sprawy Lancasterów. Rozpłatał Somertonowi płuca.
Ten cios był śmiertelny. Potem rozpłatał bok i wbił sztylet
między jego żebra.
Tak. Pomyślał o tym. Który mężczyzna by o tym nie
pomyślał? Ale odbierać komuś życie w imię swoich pragnień?
Nigdy! Taki czyn zasługuje na największą pogardę. On nigdy
by czegoś takiego nie uczynił. Ale i tak śmierć Somertona
ciążyła mu bardzo...
Znów usłyszał głos Beatrice.
- Richardzie, błagam, powiedz prawdę! Nie mógł jej
okłamać, na to nie pozwalał honor.
- Wiedziałem, co czynię, Beatrice. Nie mogłem wycofać
się z walki z Williamem Somertonem, ale... ale
uzmysławiałem sobie, jakie mogą być tego następstwa.
Twarz Beatrice była biała jak śnieg.
- Och, Richardzie... Cóż ty uczyniłeś?
- Tylko to, co musiałem uczynić na polu bitwy.
- Zabić mojego męża, żebyśmy mogli żyć szczęśliwie
razem?
- Moje własne szczęście nie skłoniło mnie do tego, żebym
podniósł miecz przeciwko sir Williamowi.
Czy wyznać jej całą prawdę? Usprawiedliwić swój czyn,
wyznając przewinienie Somertona? I odebrać jej tę resztkę
szacunku, jaką ona może darzy jeszcze swego zmarłego męża?
Zniszczyć pamięć o nim, jako o obrońcy sprawy Lancasterów?
Uczynić to w imię swoich własnych pragnień?
Nie. Wszystkie zasady, wpajane rycerzom, domagały się,
by tego poniechał.
- Niczego nie można już zmienić, Beatrice. Ani tego, co
zdarzyło się na polu bitwy. Ani przywrócić twego męża
żywym.
Dwa strumienie łez spłynęły po policzkach Beatrice.
- Och, Richardzie! Jakże ja mogę teraz związać się z tobą
węzłem małżeńskim, kiedy wolność odzyskałam dzięki
śmierci mego męża? I to ty mu ją zadałeś...
- Tak, Beatrice. To ja zabiłem Somertona. Nagle od drzwi
dobiegł cichy głos Lawsona.
- Milady.
W progu stał ochmistrz. I choć pani, wbrew swoim
obyczajom, nakazała mu nie ugaszczać lorda Richarda,
przyniósł piwo, kufle i półmisek pasztecików z baraniną.
- Pomyślałem sobie, że lord Richard nie odmówi
poczęstunku.
- Nie, Lawsonie - rzuciła ostrym głosem i odwróciła
twarz, żeby ochmistrz nie dojrzał na niej rozpaczy. -
Zabierzcie to z powrotem! Lord Richard dłużej już tu nie
zabawi.
- Jak każesz, pani.
Lawson odwrócił się na pięcie i wyszedł. Przyśpieszył
kroku, jego umysł pracował gorączkowo. Stał w tych
drzwiach dobrą chwilę. Usłyszał niemało. A ostatnie zdanie,
jakie wypowiedział lord Richard - bardzo wyraznie. I
należałoby to rozważyć.
Zatrzymał się w połowie korytarza. I co tu rozważać?
Lord Richard Stafford zabił sir Williama! Sam się do tego
przyznał! A obowiązkiem czeladzi z Great Houghton Hall jest
pomścić śmierć swego lorda.
Postawił tacę na kredensie i wybiegł na dziedziniec.
Szukać Rickerby'ego, dowódcy straży.
Beatrice i Richard, nieświadomi zamysłów ochmistrza,
kończyli swoją rozmowę.
- Proszę, odejdz, Richardzie. Nie powinieneś tutaj być.
Głowa Beatrice była nadal dumnie uniesiona, mimo łez
spływających po policzkach.
- Jeśli sobie tego życzysz, pani.
- Inaczej być nie może, Richardzie! Zgrzeszyliśmy oboje.
Jestem tak samo winna śmierci Williama, jak ty. Moje słowa
popchnęły cię do tego czynu, to ja rzuciłam ci w twarz gorzkie
oskarżenia, że nie zrobiłeś niczego, co mogłoby zapobiec
memu małżeństwu z Williamem Somertonem. A na polu
bitwy... Och! Gdybym była u twego boku w chwili, gdy
podejmowałeś decyzję, kto wie, czy nie zachęcałabym cię do
zadania śmiertelnego ciosu...
Był poruszony jej wyznaniem. Zrozpaczony, że winą za to
nieszczęsne zdarzenie Beatrice obarcza i siebie. Niczego teraz
bardziej nie pragnął, niż ukoić ją, utulić w ramionach i
odpędzić od niej strach. Ale kiedy chciał podejść do niej,
Beatrice, spłoszona, natychmiast cofnęła się o krok.
- Nie, Richardzie! Błagam! Nie dotykaj mnie! Będzie mi
jeszcze ciężej!
Nie nalegał. Tylko przykląkł przed nią, podniósł do ust
kraj jej sukni i ucałował.
- Postąpisz wedle swojej woli, ja do niczego nie będę cię
przymuszał. Ale zaklinam cię, nie odtrącaj mnie. Nie pozwól,
żeby Somerton nadal stał między nami!
- Musisz odejść, Richardzie. - Ostrożnie wyciągnęła rękę,
smukłe palce dotknęły ciemnych, wijących się włosów lorda. -
Moja wina jest tak samo wielka, jak twoja.
Pojął. Nie przekona jej, przeświadczonej, że oboje
zgrzeszyli i ten grzech rozdziela ich na zawsze. Powstał z
kolan, ujął jej dłoń i musnął wargami zimne palce.
- %7łegnaj, Beatrice. Niech Bóg ma cię w swojej opiece.
Nigdy o tobie nie zapomnę.
Richard Stafford długimi krokami przemierzał
dziedziniec, podążając do stajni. Z każdym krokiem jego
rozpacz była większa i większy był gniew na przewrotny los,
który doprowadził ich oboje do takiej sytuacji.
Mógł wyznać jej całą prawdę. Oczywiście. Powiedzieć, że
Somerton sprzeniewierzył się świętej przysiędze wierności,
jaką złożył Jego Królewskiej Mości. Ale jaką cenę przyszłoby
za to zapłacić? Ból Beatrice byłby wtedy jeszcze bardziej
dotkliwy, a on za bardzo ją kochał, żeby składać na jej barki
takie brzemię. Nawet jeśli był to jedyny sposób na
oczyszczenie siebie z winy. Beatrice oskarżyła go przecież o
czyn haniebny. Oskarżyła, że z rozmysłem uczynił ją wdową,
by móc pojąć za żonę. Kiedy unosił miecz, ta myśl
przemknęła mu przez głowę. Cóż dziwnego, była tak
oczywista, ale, na Boga, to nie ona popchnęła go do tego
czynu!
Pachołek podprowadził konia. Richard odebrał wodze i
kiedy szykował się, żeby wskoczyć w siodło, nagle na
dziedzińcu, jak spod ziemi, pojawiła się czeladz Somertonów.
Otoczyła go kołem, z twarzami posępnymi. Wśród mężczyzn
zauważył też dowódcę straży, Rickerby'ego, i ochmistrza
Lawsona.
Lord dumnie uniósł głowę.
- Co się stało, dobrzy ludzie? Chcecie przeszkodzić mi w
odjezdzie? Myślę, że wam to się nie uda! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl