[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czynił mnie odważną i nierozsądną. - Pieprzę cię - dodałam.
- Właśnie to ci przed chwilą proponowałem. - Jego głos sprawił, że coś ścisnęło mnie w
dołku.
- Niech cię diabli, Jean-Claude. Niech cię cholera. - Zaczerwieniłam się.
- Musimy porozmawiać, ma petite. Kochankowie czy nie, mistrz i służebnica czy nie, tak czy
owak, musimy porozmawiać.
- Rozmawiajmy więc. Nie mamy całej nocy.
- Nie ułatwiasz mi zadania. - Westchnął.
- Gdybyś chciał, żeby było łatwo, wybrałbyś kogoś innego. A w każdym razie powinieneś.
- Racja. - Pokiwał głową. - Usiądz, proszę. - Ponownie oparł się o biurko, splatając ramiona
na piersiach.
- Nie mam tyle czasu - mruknęłam.
- Wydaje mi się, że zgodziliśmy się, że to przedyskutujemy, ma petite. - Zasępił się.
- Umówiliśmy się na spotkanie o dwudziestej trzeciej. To ty zmarnowałeś całą godzinę, nie
ja.
- Dobrze. - Uśmiechnął się niemal z rozgoryczeniem. - Przedstawię ci... skróconą wersję.
- Zwietnie. - Skinęłam głową.
- Jestem nowym Mistrzem Miasta. Ale aby nie zostać unicestwionym za rządów Nikolaos,
musiałem ukryć swoje moce. I udało mi się. Może nawet za bardzo. Są tacy, którzy uważają,
że nie jestem dość potężny, by stać się Mistrzem Miasta. Rzucają mi wyzwania. I
wykorzystują w tym celu także ciebie.
- W jaki sposób?
- Chodzi o to, że nie jesteś mi posłuszna. Twierdzą, że nie jestem nawet w stanie
zapanować nad własną ludzką służebnicą. Jak w tej sytuacji miałbym poradzić sobie z
wszystkimi wampirami w mieście i okolicach?
- Czego chcesz ode mnie?
- Chcę, abyś została moją ludzką służebnicą. - Uśmiechnął się do mnie szeroko i szczerze,
pokazując kły.
- Po moim trupie, Jean-Claude.
- Mogę wymusić na tobie przyjęcie trzeciego znaku, Anito. - To nie była pogróżka. Raczej
zwykłe stwierdzenie faktu.
- Wolałabym raczej umrzeć, niż zostać twoją służebnicą. - Mistrz wampirów potrafił wyczuć
prawdę. Musiał wiedzieć, że naprawdę tak myślałam.
- Dlaczego?
Już chciałam mu to wytłumaczyć, ale zmitygowałam się. Nie zrozumiałby. Dzieliło nas
zaledwie parę centymetrów, ale równie dobrze dystans ten mógł wynosić wiele kilometrów.
Pomiędzy nami ziała bezdenna przepaść. Nic nie było w stanie połączyć jej brzegów. Jean-
151
Claude był chodzącym trupem. To, kim był za życia, przepadło bezpowrotnie. Był Mistrzem
Miasta i w niczym nie przypominał istoty ludzkiej.
- Jeśli zrobisz to siłą, zabiję cię - ostrzegłam.
- Nie żartujesz. - W jego głosie wychwyciłam zdziwienie. Nieczęsto dziewczynie udaje się
zadziwić liczącego sobie setki lat wampira.
- Ani trochę.
- Nie rozumiem cię, ma petite.
- Wiem - mruknęłam.
- Czy mogłabyś udawać, że jesteś moją służebnicą?
Dziwne pytanie.
- Co to znaczy - udawać?
- Towarzyszyć mi na niektórych spotkaniach. Stać u mego boku, wspierając mnie swą
reputacją i bronią palną.
- Chcesz, aby egzekutorka chroniła twoje plecy. - Patrzyłam na niego przez parę chwil.
Dopiero teraz zrozumiałam prawdziwą zgrozę tego, co przed chwilą powiedział. - Wydawało
mi się, że dwa pierwsze znaki to był czysty przypadek. %7łe wpadłeś w panikę. A ty od
samego początku chciałeś mnie naznaczyć, zgadza się? - Tylko się uśmiechnął. -
Odpowiedz, sukinsynu - naciskałam.
- Skoro nadarzyła się okazja, żal mi było jej nie wykorzystać.
- %7łal ci było! - prawie wykrzyknęłam. - Z zimną krwią upatrzyłeś mnie sobie na swoją
służebnicę! Dlaczego?
- Jesteś egzekutorką.
- Niech cię diabli, a co to ma do rzeczy?
- To nobilitujące dla wampira być z kimś takim jak ty. Usidlić kogoś tak znacznego.
- Nie usidliłeś mnie.
- Jeżeli dobrze odegrasz swoją rolę, nikt się nie zorientuje, że tylko udajemy. I nikt prócz nas
dwojga nie będzie znać prawdy.
- Nie zamierzam grać w twoją grę, Jean-Claude. - Pokręciłam głową.
- Nie pomożesz mi?
- Otóż to. Dobrze to ująłeś.
- Proponuję ci nieśmiertelność. I to bez brzemienia wampiryzmu. Oferuję ci siebie. W ciągu
minionych lat było mnóstwo kobiet, które mając przed sobą taką perspektywę, zrobiłyby dla
mnie wszystko.
- Seks to seks, Jean-Claude. Nikt nie jest aż tak dobry.
- Wampiry są inne, ma petite. - Uśmiechnął się lekko. - Gdybyś nie była tak uparta,
mogłabyś przekonać się, do jakiego stopnia jesteśmy inni.
Musiałam odwrócić wzrok. To było zbyt osobiste. Zbyt intymne. Zbytnio przesycone
fantazjami.
- Chcę od ciebie tylko jednego - powiedziałam.
- Czegóż to, ma petite?
152
- No dobrze, dwóch rzeczy. Po pierwsze przestań mówić do mnie ma petite, po drugie
uwolnij mnie. Usuń te cholerne znaki.
- Co do pierwszego, Anito, mogę je spełnić.
- A co z drugim?
- Nie mogę, nawet gdybym chciał.
- A nie chcesz - zasugerowałam.
- Nie chcę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]