[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ojczyzny, ryzykując życie. Tomasz umiał znalezć w sobie szacunek dla takiego
przeciwnika. Dołoży wszelkich starań, żeby go zdemaskować... a potem pluton
egzekucyjny. Ale człowiek wie o tym, kiedy się decyduje na taką pracę.
Ludzie, którzy zdradzają swoją ojczyznę - ci budzili w nim wściekłość,
niepohamowane pragnienie zemsty. Na Boga, dostanie ich w swoje ręce!
- No i w ten sposób wpadli mi w ręce - kończył major tryumfalnie. - Niezle się
spisałem, co?
- To najznakomitszy pomysł, o jakim kiedykolwiek w życiu zdarzyło mi się słyszeć
- powiedział Tomasz bezwstydnie.
Pani Blenkensop czytała list napisany na cieniutkim zagranicznym papierze,
ostemplowany przez cenzora.
Otóż list ten był bezpośrednim następstwem rozmowy telefonicznej z "panem
Faradayem".
- Ach, kochany Raymond - powiedziała z westchnieniem. - Taka byłam
zadowolona, że jest aż w Egipcie, a teraz, jak się okazuje, czekają ich tam wielkie
zmiany. Wszystko to jest naturalnie straszna tajemnica i on nic mi nie może
napisać... tylko tyle, że plan jest rzeczywiście wspaniały i żebym się przygotowała
na wielką niespodziankę w bardzo niedługim czasie. Taka jestem zadowolona, że
wiem przynajmniej, dokąd ich przenoszą, ale prawdę powiedziawszy, nie bardzo
rozumiem, dlaczego...
Major Bletchley chrząknął głośno.
- Tego nie wolno mu chyba pisać? - spytał.
Tuppence zaśmiała się przepraszająco i składając swój drogocenny list, objęła
spojrzeniem domowników zebranych przy stole.
- Och, mamy swoje sposoby - powiedziała przebiegle. - Kochany Raymond
pamięta, że jeśli tylko znam miejsce jego pobytu albo wiem, dokąd go przenoszą,
jestem znacznie spokojniejsza. A trzeba państwu wiedzieć, że nasze sposoby
porozumiewania się są bardzo proste. Właściwy ustęp w liście zaznaczony jest
pewnym umówionym słowem, a początkowe litery następujących po nim słów
dają nazwę miejscowości. Naturalnie w ten sposób układają się czasem zupełnie
nieoczekiwane zdania, ale Raymond jest naprawdę bardzo pomysłowy. Dałabym
głowę, że nikt tego nie zauważy.
Przy stole rozległ się szmer głosów. Chwila została znakomicie wybrana,
przynajmniej raz się zdarzyło, że wszyscy jednocześnie przyszli na śniadanie.
Major Bletchley, mocno czerwony na twarzy, powiedział:
- Wybaczy pani, ale to diabelna nieostrożność. Niemcy niczego bardziej nie
pragną, jak znać ruchy naszych wojsk i eskadr lotniczych.
- Ale ja przecież nikomu o tym nie mówię! - wykrzyknęła Tuppence. - Jestem
bardzo, bardzo ostrożna.
- Niemniej jednak takie postępowanie jest wysoce nierozważne i pani syn gotów
się kiedyś z tego powodu narazić na duże przykrości.
- Och, mam nadzieję, że nie - jęknęła Tuppence. - Jestem przecież jego matką.
Matka ma prawo wiedzieć.
- W zupełności się z panią zgadzam - zagrzmiała pani O'Rourke. - Wiemy
przecież, że żadna siła nie wydobyłaby z pani tych informacji.
- Ktoś może listy przeczytać - mruknął major.
- Nigdy nie zostawiam moich listów na wierzchu - powiedziała Tuppence z miną
skrzywdzonej niewinności. - Trzymam je zawsze pod kluczem.
Major Bletchley potrząsnął głową, wyrażając w ten sposób powątpiewanie.
Poranek był mglisty, zimny wiatr wiał od morza. Tuppence znajdowała się
zupełnie sama na odległym krańcu plaży.
Wyjęła z torebki dwa listy, które przed chwilą odebrała w mieście z małej agencji
ogłoszeniowej.
Ponieważ były przeadresowane po raz drugi do niejakiej pani Soender upłynęło
dość dużo czasu, zanim trafiły do jej rąk. Tuppence lubiła dokładnie zacierać za
sob ślady. Jej dzieci przypuszczały, że przebywa u starej ciotki w Kornwalii.
Otworzyła pierwszy list.
Najdroższa Mateczko!
Mógłbym Ci opowiedzieć mnóstwo zabawnych rzeczy, ale mi nie wolno Myślę, że
radzimy sobie tu i niezle. Dziś przed śniadaniem mieliśmy na rozkładzie pięć
niemieckich samolotów. W tej chwili wszystko trochę się pokręciło itp., ale w
końcu będziemy górą.
To ich strzelanie z karabinów maszynowych do nieszczęsnych cywili na drogach
doprowadza mnie do wściekłości. Na samą myśl o tym robi się nam wszystkim
czerwono? przed oczami. Gus i Trundles każą Ci się kłaniać. Jak dotąd powodzi i
im się dobrze.
Nie martw się o mnie. Czuję się doskonale. Za żadne skarby me wyrzekłbym się
tej zabawy. Uściskkaj starą Rudą Marchew - czy Ministerstwo Wojny dało mu
wreszcie j jakąś pracę?
Twój Derek
Oczy Tuppence błyszczały podejrzanie, gdy kilkakrotnie odczytywała ten list.
Po chwili rozerwała drugą kopertę.
Kochana Mamo!
Jak się czuje ciotka Gracja? Dobrze? Jesteś wspaniała, ze to wytrzymujesz. Ja
bym nie potrafiła. U mnie nic nowego. Pracę mam bardzo ciekawą, ale to
wszystko taka tajemnica, że nic więcej nie mogę Ci napisać. W każdym razie
wiem, że robię coś naprawdę pożytecznego Nie złość się, Maseczko, że Cię nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]