[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Käfer wyjechaÅ‚ z parkingu na ulicÄ™.
Sama niewiele zdziała stwierdził.
Ona nie, chodzi o to, żeby Tanja jej czegoś nie zrobiła odpowiedziała Charlotte.
Nie zapominaj, że popełniła morderstwo, a jeśli poczuje się zapędzona w kozi róg...
Zamilkła i nie mówiła nic więcej.
Käfer skinÄ…Å‚ tylko gÅ‚owÄ… i wcisnÄ…Å‚ pedaÅ‚ gazu.
Wreszcie Katrin dotarła do celu. Stanęła przed wielką, kutą z żelaza bramą, za którą
znajdował się podjazd do domu. Gęsto rosnące drzewa zasłaniały budynek; widać było
tylko część dachu. Co robić?, pomyślała. Dopiero co zadzwoniła do niej Charlotte
Schneidmann. Katrin cichym głosem wyjaśniła policjantce, gdzie się w tej chwili znajduje,
potem szybko przerwała połączenie ze strachu, że Tanja mogłaby ją usłyszeć. Miała
nadzieję, że policjantka wszystko zrozumiała!
Aby się uspokoić, zrobiła kilka głębokich wdechów.
Jadąc tu, dwa razy musiała pytać o drogę, a i tak ze zdenerwowania zabłądziła.
Na małej, zniszczonej od słońca i deszczu tabliczce przymocowanej do bramy
odczytała adres: Buchenweg 12. A wyżej nazwisko: Horst i Anneliese Meyerhof.
Czy to rodzice Tanji? A jeśli tak, to czy są tu obecni? I czy pomagają córce w jej
poczynaniach?
Był tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać.
Nawet nie próbowała otworzyć bramy. Jeszcze tego by brakowało, żeby zaskrzypiała
i przez to zdradziła, że ktoś nadchodzi.
Katrin spojrzała w prawo i w lewo, w dół ulicy. Nie widać było żadnego samochodu.
Nie zastanawiając się długo, wspięła się po żelaznej bramie. Na porosłej trawą dróżce
leżały rozsypane jasne i płaskie kamyki, takie same, jakie widziała na zdjęciach na profilu
fejsbukowym Tanji.
Tym razem trafiła pod właściwy adres.
Ostrożnie przemykała się podjazdem. Droga pięła się nieco pod górę. Z boku
znajdowała się podniszczona wiata, a pod nią stał stary ciemnozielony volkswagen polo.
Widziała Tanję podjeżdżającą kilka razy tym samochodem pod przedszkole. Tanja
twierdziła, że to jej drugie auto, którego używa tylko wtedy, gdy jej mąż potrzebuje bmw.
To było kolejne z jej licznych kłamstw, o których Katrin nie miała wtedy pojęcia.
Obok volkswagena stał duży żółty van, który wyglądał na stosunkowo nowy. Do tylnego
okna przyklejona była nalepka z wizerunkiem wózka inwalidzkiego.
Katrin ruszyła cicho dalej. Droga skręcała lekko w prawo. Za skrętem odsłaniał się
widok na drewniany dom wyglądający na dawną leśniczówkę albo chatę myśliwską.
Katrin przypomniała sobie zabitą kotkę. Tanja fachowo ściągnęła z Lizzie futerko. Jeśli
ojciec Tanji jest lub był myśliwym, mogła się tej umiejętności nauczyć od niego.
Nad drzwiami wisiało poroże jelenia; brakowało w nim chyba fragmentu po lewej
stronie. Mały domek robił wrażenie zadbanego, w przeciwieństwie do zarośniętego
podjazdu. Przed oknami stały skrzynki z kwiatkami, a w nich wyciągały się ku słońcu
czerwone pelargonie. W oknach wisiały pasiaste zasłonki, które mogły pochodzić
z aktualnej oferty Ikei. Przed drzwiami wejściowymi leżała nowoczesna wycieraczka
z napisem Hotel Mama.
Poczuła wzbierający gniew. Co ona sobie wyobraża? Czy to miało być dowcipne?
Opanuj się, zganiła samą siebie. Musisz kontrolować emocje i trzezwo myśleć, bo
w przeciwnym razie może stać się coś złego.
Schowała się za grubym pniem drzewa i zaczęła się zastanawiać, co dalej robić. Co
właściwie chce zdziałać? Znowu uświadomiła sobie, że nie ma żadnego planu i dlatego
powinna poczekać na policję. Gdyby się okazało, że Tanja jest uzbrojona, Katrin byłaby
bezradna. Nie miała przy sobie niczego, czym mogłaby się bronić.
Ostrożnie wyjrzała zza pnia. Czy drzwi wejściowe są otwarte? A jeśli tak, to co ma
zrobić? Po prostu wejść i powiedzieć Tanji: Oddaj mi Leo ? Opuściła kryjówkę
i podbiegła pod dom, po czym przeszła kilka kroków w prawo przy samej ścianie. Po
drugiej stronie domu znajdował się duży taras, jego podłoga wyłożona była drewnianymi
belkami. Do wnętrza chaty prowadziły z niego drewniane drzwi, obok nich, z lewej strony,
znajdowało się okno. Po lewej stronie tarasu stały dwie duże donice z promiennie żółtymi
słonecznikami, przed nimi czerwono-biały leżak i mały okrągły stolik. W prawym rogu,
na samym brzegu tarasu, skąd schodziło się w głąb ogrodu, stała duża beczka,
prawdopodobnie do zbierania deszczówki. Za wąskim trawnikiem znajdował się gęsty las.
Katrin uznała, że ucieczka w tym kierunku nie miałaby sensu. Tam na pewno by
zabłądziła.
Co robić? Najlepiej wrócić do samochodu i tam czekać na policję, żeby nie narażać
niepotrzebnie siebie i Leo.
Gdy zamierzała się wycofać, usłyszała głos. Jej głos.
Musimy ruszać do szkoły muzycznej. To ostatni raz, dlatego chcę, żebyśmy byli
punktualnie.
Katrin się przestraszyła. Co teraz? Ostrożnie prześlizgnęła się przy ścianie, żeby móc
przez okno zajrzeć do środka. Ze strachu, że mógłby ją zdradzić oddech, wstrzymała
powietrze.
Kto chciałby kakao? usłyszała znów głos Tanji.
Czyżby Tanja wiedziała, że Leo lubi kakao?, pomyślała Katrin i poczuła ulgę.
Najwidoczniej porywaczka nie traktuje Leo zle.
Katrin podeszła jeszcze troszkę bliżej. Gdy zajrzała do środka, serce zaczęło jej mocno
walić. Ugryzła się w dłoń, żeby nie krzyknąć z radości.
Leo! Siedział przy drewnianym stole, przypięty do dziecięcego fotelika, przed nim stał
talerz z ciastem, w którym chłopiec grzebał małym widelczykiem. Na czole miał plaster.
Może się uderzył, ale wyglądał na zdrowego.
Szwarcwaldzki tort wiśniowy, pomyślała Katrin. Które dziecko może coś takiego
lubić?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]