[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdybym wystąpił przeciwko niemu. Mój sprzeciw nie mógłby być traktowany w kategoriach
drobnej utarczki. Byłby buntem. Ojciec może kłócić się z gospodynią, ale nie z synem. To
miałoby naprawdę inny wymiar i mogłoby mu zaszkodzić. Nie przywykł do tego. Poza tym nie
potrafię żyć na stopie wojennej z kimkolwiek, a co dopiero mówić o ojcu.
Jest pan zbyt dobry i łagodny, już panu to przecież mówiłam. Boję się, że nie
przyniesie to panu nic dobrego. Ludzie będą tę dobroć wykorzystywać.
W moim przekonaniu, panno Carry, nie ma ludzi zbyt dobrych. Tego jest zawsze za
mało, a nigdy za dużo. Gdyby ludzie kochali się i darzyli szacunkiem, świat byłby naprawdę
cudowny powiedział z naiwną wiarą, że w gruncie rzeczy jest to możliwe.
To mrzonki, zresztą byłoby pięknie, ale nudno. Nie próbujmy zmieniać świata. W
człowieku jest i dobro, i zło; tak zostaliśmy stworzeni i tak widocznie musi być. Dobry Bóg
urządził to wszystko i tylko on wie w jakim celu. A wracając do pańskiego kuzyna. Odpłynął
już do Afryki?
Kurt potwierdził to skinieniem głowy.
Odjeżdżał z ciężkim sercem?
Trudno powiedzieć. On potrafi znakomicie maskować swoje uczucia. Musi pani go
koniecznie poznać. Jestem skłonny pokusić się o stwierdzenie, że nigdy pani nie spotkała tak
interesującego człowieka.
W takim razie żałuję, że nie udało mi się dotąd poznać pańskiego kuzyna
uśmiechnęła się Carry z pewnym pobłażaniem.
Nie wiedziała przecież, że poznała Hassa von Rieda i to właśnie on wywarł na niej tak
niezatarte wrażenie. Gdyby wiedziała to wszystko, przyklasnęłaby pewnie pochwałom, jakie na
jego cześć wygłaszał Kurt, który nie spuszczał teraz z niej oka. Nie mogła też znać myśli, które
przyszły mu właśnie do głowy. Musiał przyznać, że ta piękna dziewczyna bardziej pasowałaby
do Hassa niż do niego. Odetchnął z ulgą, że kuzyn jest w tej chwili daleko i że przez najbliższe
dwa lata jego pojawienie się w Marwedel nie pokrzyżuje mu szyków. Może przez ten czas
Carry jednak zdecyduje się wyjść za niego. Kurt był jednak człowiekiem tak prostodusznym i
otwartym, że nie mógł nie powiedzieć teraz:
R
L
T
Myślę, panno Carry, że Hasso jest jedynym człowiekiem, który mógłby okazać się
niebezpieczny dla spokoju pani serca. Dlatego w gruncie rzeczy jestem rad, że nie poznała go
pani. Nie miałbym wówczas żadnych szans.
Jej głośny śmiech zwielokrotniło leśne echo.
A co będzie, gdy go poznam i stwierdzę, że mi się nie podoba?
Mam taką nadzieję. %7łyczę memu kuzynowi jak najlepiej, mógłbym mu nawet oddać
ordynację, tylko nie oddam mu jednego...
Stop! Mieliśmy nie rozmawiać na ten temat powiedziała szybko Carry. W
przeciwnym razie odjadę i zostawię pana tutaj, w środku lasu, samego. Mówmy więc o czymś
innym.
Przepraszam. Niewiele brakowało, a nie dotrzymałbym przyrzeczenia. Czy mógłbym
wprosić się dzisiaj do Hartenfels na filiżankę herbaty?
Oczywiście, panie von Ried. Mama ucieszy się bardzo.
A pani?
Ja również, pod jednym warunkiem wszakże. Zjawi się pan u nas jako dobry
przyjaciel, a nie pretendent do mojej ręki.
Na moją przyjazń może pani zawsze liczyć.
W takim razie oczekujemy pana po południu. A teraz powinniśmy się już pożegnać.
Odprawia mnie pani?
Myślę, że powinien pan zajrzeć do chorego ojca, może potrzebuje pańskiej pomocy.
Może odprowadzę panią jeszcze kawałeczek, panno Carry poprosił po
dziecięcemu.
Czekałaby pana długa droga naokoło, a mnie żal pańskiego biednego konia
zażartowała.
No cóż, widzę, że moje prośby na nic się nie zdadzą i muszę się z panią pożegnać.
Mówię więc do zobaczenia, panno Carry.
Podała mu rękę.
Do widzenia, drogi przyjacielu rzekła. Proszę przekazać ode mnie pozdrowienia
pańskiemu ojcu.
Dziękuję. To wprawi go w dobry humor. On rad by widzieć w pani swoją synową.
Należy wybaczać starym ludziom ich dziwactwa powiedziała zbyt okrutnie i zaraz
uśmiechem starała się zatrzeć przykre wrażenie, jakie wywołały na Kurcie jej słowa.
R
L
T
Spięła konia i odjechała, a Kurt długo za nią spoglądał. W drogę powrotną ruszył
dopiero, gdy znikła mu zupełnie z oczu.
Już przed zamkiem usłyszał podniesione głosy. Ojciec i pani Wohlgemut znów się
kłócili. Wszedł z głębokim westchnieniem. Naraz wypadła do holu czerwona ze złości
gospodyni. Huknęła drzwiami tak, że aż cały zamek zadrżał w posadach.
Stratuje mnie pani, pani Wohlgemut zażartował Kurt. Co się znowu stało?
Pański szanowny tatuś znów dostał ataku szału powiedziała dysząc ciężko.
Przecież to atak podagry. On cierpi. Człowiek, którego coś boli, nie jest sympatyczny
dla otoczenia. Musi mu to pani wybaczyć próbował ją udobruchać.
Człowiek musi umieć się opanowywać. Wszyscy cierpimy. To żadne tłumaczenie.
To piękne roześmiał się. A jak to było ostatnio z bólem zęba, pani Wohlgemut?
Popatrzyła na niego trochę zawstydzona, a potem machnęła ręką.
Ból zęba to coś zupełnie innego powiedziała broniąc się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]