[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do kliniki na spotkanie z Joshem, który ćwiczył z Taylor.
Josh patrzył, jak ten mały wulkan energii kręci się po pokoju,
i z zazdrością wspominał dawne czasy, kiedy wszystko wyda
wało się pewne i oczywiste, a chodzenie i bieganie było równie
naturalne jak oddychanie.
W pewnej chwili chłopczyk zatrzymał się i pokazał Taylor
narysowany przez siebie rysunek, a Josh z zaciśniętymi ustami
podciągał się na drążku. Będzie chodził, choćby miał umrzeć!
Bywały już jednak ponure wieczory, podczas których zastana
wiał się, czy dobrze się stało, że Shane uratował go z płomieni.
wiczył jak szalony już od ponad miesiąca, a jego nogi wciąż
były martwymi kłodami.
- Oj, wujku. - Billy patrzył z podziwem na Josha. - O raju!
Ale ty masz muskuły! I ta klata! Myślisz, że i ja kiedyś będę
taki?
Josh opadł na wózek i jęknął.
- Jasne. - Spojrzał na zadowoloną minę Taylor. - Pewna
trenerka mogłaby ci w tym pomóc. - Puścił do niej oko, a ona
skrzywiła się, jak zawsze, kiedy próbował z nią flirtować.
- Czy muszę też zlecieć z nieba na ziemię, abyś mi pomog
ła? - zaniepokoił się Billy.
UKOCHANY Z MONTANY 45
Taylor roześmiała się, co nie zdarzało się prawie nigdy, gdy
była sama z Joshem.
Czy to właśnie tak go intrygowało? Ze jest nie do zdobycia?
Owszem, jest ładna, ma złote włosy, błękitne oczy i wspaniałe
ciało. Jednak sam wygląd na pewno by go tak nie oszołomił.
Spotkał w swym życiu wiele pięknych kobiet i może miał ta
kiego pecha, lecz wszystkie one były zapatrzone w siebie i po
prostu głupie. Takie rozchichotane gąski. Natomiast Taylor była
inna. Za piękną fasadą krył się prawdziwy intelekt... niezwykła
osobowość... i gorąca krew. Josh był o tym przekonany, jak
również wiedział, że jego terapeutka robi wszystko, by ukryć
przed nim swÄ… prawdziwÄ… naturÄ™.
Czy to jej zwykła zawodowa poza, czy też tylko przy nim
Taylor jest taka spięta? Spędzili z sobą już tyle godzin i ani razu
nie udało mu się choćby na chwilę dostrzec jej prawdziwego
oblicza. Wiedział, że to tylko gra. Na przykład teraz, gdy Taylor
żartowała z Billym, mimowiednie ujawniał się jej żywiołowy
temperament.
Co ma zrobić, żeby zdobyć jej zaufanie? Chwilami zacho
wuje się tak, jakby chciała, aby zostali przyjaciółmi, a zaraz
potem znów otacza się nieprzeniknionym chłodem. Dla wszyst
kich ma uśmiech, przy wszystkich bywa radosna i rozluzniona,
tylko nie przy nim. No cóż, rozumiał ją. Która normalna kobieta
chciałaby wiązać się z inwalidą?
Wiązać się? Skąd przyszło mu do głowy to właśnie słowo?
Nie jest jeszcze gotów do stałego związku, i to z żadną kobietą,
a z Taylor chce się tylko zaprzyjaznić. Te głupie myśli to wynik
zmęczenia i frustracji.
Billy pożegnał się i wyszedł, a pani terapeutka, z zarezerwo
waną dla Josha chłodną miną notowała coś w karcie.
Nie, to staje się już nie do zniesienia. Musi przełamać nieuf
ność tej dziewczyny i zdobyć jej przyjazń.
46 UKOCHANY Z MONTANY
Taylor podeszła do niego, zdecydowanym, profesjonalnym
chwytem ujęła go pod pachy i przeniosła na niebieską matę. Wchła
niał zapach jej perfum, poczuł jej ciało... i pełne, twarde piersi.
Nie myślał już o przyjazni. Gorąco zapragnął tej cudownej kobiety,
a wyobraznia zaczęła podsuwać mu coraz śmielsze sceny...
Klęczała obok niego, chłodna i obojętna. Musiała z jego twa
rzy wyczytać zuchwałe myśli i zareagowała na nie nagłą wy
niosłością. Josh poczuł się, jakby stanął przed skałą, lecz wcale
nie wystygł w swych zapałach.
- Nie moglibyśmy trochę odpocząć i pogadać? - zapropo
nował lekkim tonem.
A może zdejmiesz ubranie i położysz się obok mnie? pragnął
dodać, a ona wciąż musiała czytać z jego twarzy jak z otwartej
księgi, bo warknęła:
- Nie mam czasu. Nie jesteÅ› moim jedynym pacjentem.
I z zaciśniętymi ustami zajęła się masowaniem jego nóg.
Przez chwilę przyglądał się jej dłoniom, aż wreszcie odważył
się zadać pytanie, z którym zmagał się całe przedpołudnie:
- Czy zrobiłem coś złego?
- Może tylko to, że są dni, kiedy niezbyt przykładasz się do
ćwiczeń.
- Nie to mam na myśli.
Spojrzała na niego spod oka i szybko zajęła się drugą nogą.
- Podoba ci się na ranczu? - spróbował z innej strony.
- No pewnie - odparła, ocierając czoło rękawem kitla. -
Przecież tu jest tak pięknie. Nie każdy ma szczęście mieszkać
w takim miejscu.
- Nie wszystko jest takie idealne, jak siÄ™ wydaje - odparo
wał. - Zauważył, że jego uwaga była celna, i uniósł się na
łokciu. - Nie wszystko można zdobyć za pieniądze, Taylor.
- Masz rację. Nie miałam na myśli... - Przerwała i spojrza
Å‚a na jego nogi.
UKOCHANY Z MONTANY 47
- Wiem. - Josh chwycił ją za rękę i przytrzymał ją w moc
nym uścisku. - A co miałaś?
Próbowała się wyswobodzić, lecz on jej nie puszczał. Wzru
szyła więc tylko ramionami.
- Nic konkretnego.
- Czy możesz przez chwilę na mnie popatrzeć?
Powoli i niezbyt chętnie, ale jednak go posłuchała.
- Dlaczego mnie nie lubisz, Taylor? Co ja ci takiego zrobi
Å‚em?
- Kto mówi, że cię nie lubię?
- A lubisz?
Odwróciła wzrok, ale Josh szarpnięciem ręki zmusił ją, by
znów na niego spojrzała.
- Powiedz, lubisz?
W jej oczach pojawił się wyraz paniki.
A niech to! Wcale nie chciał przypierać jej do muru.
- Czasami straszny ze mnie kretyn, prawda? - Taylor wresz
cie się uśmiechnęła. - Posłuchaj, ja naprawdę doceniam twoją
pomoc i cierpliwość. Wiem, że nie jestem łatwym pacjentem.
Chodzi o to, że... no wiesz, spędzamy razem tyle czasu i mia
łem nadzieję, że moglibyśmy lepiej się poznać.
Zarumieniła się, co dodało mu odwagi.
- Jest pewna rzecz... miałem nadzieję, że będziesz chciała
ze mną o tym porozmawiać, lecz ty nawet o tym nie wspomnia
Å‚aÅ›.
Puścił jej rękę i Taylor natychmiast się odsunęła.
- O co chodzi?
- O twojÄ… matkÄ™.
Taylor spuściła głowę i milczała. Przestraszył się, że zaraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]