do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Szlag z tobą.  Uznałem, że nie odczepię się od niego w żadnym razie, przyjąłem więc
napitek.  No to dawaj.
 A jak!  Denis przyssał się do pokala.  Opowiadaj teraz.
 O czym mam opowiadać?  Przyłożyłem do czoła chłodne szkło.
 Mów wszystko, jak jest.  Sielin odprawił sterczącego przed nami z orzeszkami
ziemnymi barmana, odpił jeszcze.  Chłopaki mówią, że łazisz ze spluwą na wierzchu...
 Jest taka sprawa.  Położyłem na kontuarze odznakę. Myślałby kto, że dla Sielina to
nowość! Sam wczoraj Katii powiedział, gdzie mnie szukać, a teraz będzie wkręcał śruby.  Mogę
sobie pozwolić.
 Rozumiem  mruknął.  Jak to właściwie wygląda?
 Trudno pojąć  przyznałem.  Związałem się z pewnymi ludzmi, nie miałem innego
wyjścia. A teraz zaczynam żałować.
 A nie należy żałować  powiedział Denis pouczającym tonem.  Albo można coś
naprawić, albo nie. Nie ma sensu rozpamiętywać.
 Dobra, jakoś to będzie  postanowiłem zmienić temat.  Powiedz lepiej, kto cię tutaj
zrobił administratorem? Przecież to jak wpuścić kozła na rabatkę.
 Za kozła mi odpowiesz  uśmiechnął się Sielin.  A zrobić sam siebie zrobiłem
administratorem. Rozumiesz, otworzyliśmy ten lokal do spóły z takimi gośćmi...
 Niezle.  Pokręciłem z podziwem głową.  Toście się wybyczyłi, że ja pierniczę.
 To nic, bzdurka taka, bardziej dla duszy.
 Jasne, wciskaj mi taki kit! Dla duszy!  Zarechotałem.  Rachunek taki mi tu
wystawili, że mało nie padłem.
 No, pieniądze też warto zarobić.  Denis w ogóle się nie zmieszał.  Jak powiedział
Hamlet, przyszła pora na dywersyfikację interesu.
 To on wymyślił nazwę?
 On. Ja zaproponowałem  Dziwne miejsce , ale nie wyszło.
 Głosowaliście czy jak?
 Ehe.  Denis popatrzył na wiszący na ścianie zegar.  Tak że nazwę wydumał Hamlet,
ale to ja tutaj zasuwam za wszystkich.
Dopiłem piwo.
 A jak w ogóle u niego?
 W porządku. Nasze profilowe przedsięwzięcie jest najważniejsze.  Zauważył moje
nierozumiejące spojrzenie, pośpieszył więc z wyjaśnieniem:  No, firma ochroniarska, nic nie
wiesz?
 Zabezpieczacie?  Uśmiechnąłem się.
 Ochraniamy.  Twarz Denisa zrobiła się czerwona jak cegła, ale nie wytrzymał i
zaśmiał się.  Zabezpieczamy oczywiście też...
 Słuchaj, Denis, a was samych kto zabezpiecza?  jakby przy okazji zadałem najbardziej
interesujące mnie pytanie.
 Co?!!!  Sielin aż oblał się piwem.
 Kto was zabezpiecza?  powtórzyłem pytanie, napawając się osiągniętym efektem.
 Nie, Sopel, ty naprawdę nie powinieneś pić. A może zdążyłeś już od rana nawalić się
jakimiś psychotropami?  Denis otarł podbródek.  To my osłaniamy, a nie nas... Never cats eat
bats...
 No dalej, opowiadaj mi bajeczki.  Zaśmiałem się zjadliwie.  Dostaliście licencję na
broń, bar sobie odwaliliście. Czym się zajmuje Jary, wszyscy wiedzą, a dlaczego jeszcze za to nie
trafił na szubienicę, trudno powiedzieć. I to, że was tolerują tak długo, też wiele mówi. Nie, bez
wielkiej owłosionej łapy na pewno się tu nie obeszło.
 Dobrze ci gadać  zachmurzył się Sielin.  Gdybyś ty wiedział, ile nas kosztowało,
żeby się tego dobić...
 W to nie wątpię.  Przyszło mi do głowy, że odpowiedz Denisa nie stoi w sprzeczności
z moimi domysłami, ale nie byłoby rozsądnie mówić mu o tym. Skoro sami, to sami.  Powiedz
lepiej, jak ci idzie w życiu.
 Pózniej.  Sielin spojrzał w stronę wejścia, w którym pojawiła się dobrze znana mi
fizjonomia.  Załatwię jedną kwestię z Hamletem, a potem jeszcze pogadamy...
 O, Zliski!  Zaambarasowany czymś Hamlet jakoś nie bardzo zdziwił się moją
obecnością w knajpie.  Nie zostałeś w końcu pilnowaczem? Ile cię nie było, ze dwa miesiące?
 Coś koło tego  odpowiedziałem od razu na dwa pytania.  Jak leci?
 Nie skarżę się.  Duńczyk mocno uścisnął mi rękę, poklepał po plecach.  W
interesach?
 Przyszedłem zjeść śniadanie.
 Rozumiem. A jakby co, na razie nigdzie nie przepadaj.
 A bo co?  nastroszyłem się nieco.
 Szykuje się nieduża chałturka.  Hamlet w zamyśleniu potarł przypominający dziób
drapieżnego ptaka nos.
 Tak jak poprzednio?  Skrzywiłem się i przeciągnąłem krawędzią dłoni po gardłe. 
Takiej chałtury mam teraz potąd!
 W takim razie może coś doradzisz.  Duńczyk uważnie obejrzał siedzących przy
stolikach klientów i zwrócił się do Sielina:  Denis, od %7łylina już ktoś był?
 Siedzą w kącie.  Sielin wskazał gości, którzy niedawno weszli.  Nasi gdzie?
 Jary w służbówce. Gorodowski poczeka na Kalinnika i pózniej dotrze.  Duńczyk rzucił
na krzesło krótki półkożuszek i poprawił przypiętą do pasa pochwę z długim, prostym sztyletem.
Potem, patrząc w wiszące nad barem lustro, dokładnie przygładził dłonią przystrzyżone czarne
włosy i rzucił do Denisa:  Idziemy.
I poszli. Zbliżyli się nieśpiesznie do oczekujących ich gości, przywitali się niedbale i usiedli
przy stoliku. Nie czekając na zamówienie, barman zaniósł im butelkę koniaku, pękate kieliszki i
lekką zakąskę. Gdyby spojrzeć z boku, można by odnieść wrażenie, że oto spotkali się starzy
przyjaciele, żeby pogadać i powspominać stare czasy. I wszystko by było jak trzeba, tylko że %7łylin
zawsze uważał się za lepszego od innych i cedził przez zęby. Myśliwy był z niego dobry, bez
najmniejszych wątpliwości, miał autorytet, ale jako człowiek... Powiedzenie  nie ruszaj gówna, bo
śmierdzi pasowało do niego doskonale.
Byłem przekonany, że to na pewno nie zwyczajna, łatwa pogawędka. Wprawdzie wszyscy
mieli przyklejone do twarzy uśmiechy, ale oczy złe. I wykidajły coś zbyt często zaglądali na salę.
Na szczęście, wbrew moim obawom, spotkanie skończyło się szybko i  co najważniejsze
 bez nieporozumień. Rozpili butelkę koniaku, pouśmiechali się, potrzepali jęzorami i poszli
każdy w swoją stronę.
 Chodz, Sopel  zawołał Hamlet, kiedy posłańcy %7łylina wyszli, a Sielin szybko poleciał
gdzieś na zaplecze.
 I jak poszło?  zapytałem, idąc w ślad za Duńczykiem do kuchni.
 Co poszło? A! Ty o tych...  Hamlet, nie zatrzymując się, przeszedł obok płyty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl