do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ale o tym wolał nie myśleć. Wystarczyło już, że mieszkał w tym samym
mieście co Aristides Fournatos i że każdego dnia musiał patrzeć mu w oczy ze
świadomością, że starszy mężczyzna zna szokującą prawdę o swojej bratanicy.
Kolejnym błędem było to, że ujawnił przed Aristidesem przyczyny, dlaczego
skończyło się ich małżeństwo. Powinien był odmówić wyjaśnień, ale Aristides
bardzo chciał naprawić sytuację; zamierzał odwiedzić Vicky w Londynie i
namówić ją, by wróciła do Aten, a wówczas Theo musiałby znów ją zobaczyć.
Zacisnął palce na ołówku i złamał go na pół jak wykałaczkę. Sięgnął po
następny, po czym zaczął przerzucać kartki wydruku ostatnich wyników sprzedaży.
Sprzedaż wzrastała, profity również, biznes kwitł, ale on sam nie był w najlepszej
formie.
S
R
- Jeszcze kawy?
- Nie, dziękuję. Powinienem już iść.
Jem podniósł się. Gdy stanął wyprostowany, malutkie mieszkanie Vicky
wydało się jeszcze mniejsze. Całe to mieszkanie zmieściłoby się w jadalni
biurowego apartamentu Theo w Atenach. Ale tak to już było z bogaczami. Za
pieniądze można było kupić apartamenty, prywatne wyspy, domki w górach i
gniazdka miłości na wybrzeżu. Vicky przymknęła oczy, próbując odciąć się od
takich myśli.
- Vicky, czy dobrze się czujesz?
Otworzyła oczy i również się podniosła.
W głosie Jema brzmiała szczera troska.
- Tak. Jestem tylko trochę przygnębiona, ale nic w tym dziwnego, nie
sądzisz? - odrzekła, bezskutecznie starając się nadać głosowi spokojne brzmienie.
Czuła, że wzbiera w niej wściekłość, niczym para pod pokrywką garnka.
- Wiesz - powiedział Jem - wciąż uważam, że najlepiej byłoby po prostu
powiedzieć mu, co chcemy urządzić w Pycott Grange. Z pewnością wtedy dałby ci
te pieniądze.
Twarz Vicky ściągnęła się gniewnie.
- To nic nie da. On nigdy nie zgodzi się dać mi tych pieniędzy. Nigdy!
Jem westchnął ciężko i przesunął ręką po włosach.
- To może jednak zgodzisz się sprzedać tę historię prasie? Co prawda, on jest
w Grecji, ale brukowce z pewnością zainteresują się historią o bogatym
przedsiębiorcy, który nie chce dać pieniędzy na wakacyjny dom dla dzieci z
patologicznych rodzin.
Vicky wzdrygnęła się.
- Nie, tego nie zrobię! Zresztą, to także nic by nie dało. Posłuchaj, Jem, nie
ma żadnego sposobu. Ten człowiek jest bezwzględnym draniem.
S
R
- A twój stryj? Przecież pierwotnie to były jego pieniądze. Może oddałby ci
je, skoro tak stanowiła umowa, a potem odebrałby sobie tę kwotę od twojego
byłego męża?
- Nie! - zaprotestowała jeszcze bardziej żarliwie. - Jem, przestań. Nie ma
żadnego sposobu, po prostu nie ma.
- A może twój stryj zechciałby przekazać jakąś sumę na charytatywny cel bez
żadnego związku z umowami, które zostały zawarte, gdy brałaś ślub?
- Nie, Jem. Nie mogę zwrócić się do stryja. Po prostu nie mogę.
Twarz Jema zacięła się.
- Vicky, wiem, że to twoja rodzina i nie chcę się wtrącać, ale zastanów się.
Twój stryj jest bogaty, a my potrzebujemy tych pieniędzy bardzo pilnie. Robimy,
co możemy, staramy się znalezć pomoc na miejscu, zebrać trochę pieniędzy, ale to
takie frustrujące, wiedzieć, że są ci winni taką sumę, tylko że twój były mąż jest
cholernym skąpcem i nie chce jej przekazać.
Dłonie Vicky zwinęły się w pięści.
- Przykro mi, Jem. Naprawdę bardzo mi przykro, ale nie mogę się z nim znów
skontaktować. Nie mogę i już. Nie proś mnie o to.
Starała się mówić jak najspokojniej, ale Jem zatrzymał na niej uważne
spojrzenie.
- Dobrze, wycofuję się - rzekł w końcu i objął ją pocieszającym uściskiem. -
Jesteś dla mnie bardzo ważna, Vicky, i nie chcę, żebyś się denerwowała. - Objął
dłońmi jej twarz i pocałował ją w czoło. - Dbaj o siebie, dobrze? I nie martw się.
Coś wymyślimy. Zaszliśmy już tak daleko, że nie możemy się teraz poddać. Coś ci
powiem. Pojadę jutro do Devonshire i zobaczę, jak na tę chwilę wygląda sytuacja.
Może budowlańcy zaproponują jakieś tańsze, tymczasowe rozwiązania, żebyśmy
mimo wszystko mogli otworzyć ten dom na lato. Zawsze można coś wymyślić.
Uśmiechnął się pocieszająco i jeszcze raz pocałował ją w czoło. Vicky
przycisnęła policzek do jego piersi.
S
R
- Och, Jem, tak mi przykro. Naprawdę.
- W porządku, Vicky! - Pogładził ją po plecach. - Wiem, że całe to
małżeństwo nie było dla ciebie przyjemne, ale masz przecież mnie. Zawsze
trzymaliśmy się razem, na dobre i na złe.
Odsunęła się od niego i na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Od czasu, kiedy stłukłeś Petera Richardsa za to, że rzucił we mnie
kasztanem.
- Tak, a on mi oddał. Wciąż pamiętam, jak leciała mi krew z nosa - zaśmiał
się Jem. - No cóż, zawsze byłem głupi i próbowałem się bić z większymi i
silniejszymi chłopakami. - Spojrzał na zegarek. - Muszę już iść, metro zaraz
przestanie jezdzić.
- Możesz tu przenocować, jeśli chcesz.
Jem potrząsnął głową.
- Nie, jutro muszę wstać wcześnie, żeby dotrzeć do Devon przed południem.
Odprowadziła go do drzwi i pożegnała z wymuszonym uśmiechem. Dopiero
gdy wyszedł, rozkleiła się na dobre.
Theo poruszył ramionami, rozluzniając marynarkę. Za godzinę miał być w
operze, a musiał jeszcze zadzwonić do Stanów. Zresztą nie spieszyło mu się do tej
opery. Christina Poussos chciała się pokazać w jego towarzystwie i uparła się, by
towarzyszył jej na jakiejś gali.
Ze ściągniętą twarzą poprawił krawat i wsunął do kieszeni portfel. Zamierzał
pózniej odwiezć ją do domu. Nie chciał jej przyprowadzać ani do rezydencji
Theakisów, ani do apartamentu w biurze.
Ostatnio rzadko korzystał z tego apartamentu. Gdyby nie to, że stanowił część
biurowca, sprzedałby go bez wahania. Zamierzał kupić sobie inny apartament w
mieście. Wiedział, że nie będzie to równie wygodne, ale potrzebował jakiegoś miej-
sca, które z niczym by mu się nie kojarzyło.
S
R
Irytowało go również to, że nie mógł się pozbyć rezydencji, ale ten dom od
dawna pozostawał własnością rodziny Theakisów i nie mógł go tak po prostu
sprzedać. Mimo wszystko spędzał tam coraz mniej czasu.
Pozbył się już posiadłości z widokiem na morze.
Sięgnął po komórkę i zszedł na dół. Christina chciała, by przyjechał po nią
trochę wcześniej, ale nie miał takiego zamiaru. Zapewne domagałaby się seksu, a
on nie miał na to ochoty. Ostatnio coraz rzadziej miał ochotę na seks, a gdy już to
się zdarzało, zdecydowanie nie był to seks, jakiego mogłaby pragnąć Christina.
Przeszedł przez szeroki hol, zatrzasnął za sobą drzwi gabinetu i wyciągnął
telefon. Nie był w dobrym nastroju; potrzebował czegoś, co zajęłoby jego uwagę.
Przywołał w wyobrazni obraz Christiny Poussos. Była szykowna, piękna i warta
pożądania, a poza tym wyraznie miała ochotę ponownie nawiązać z nim romans,
przerwany, gdy zdecydowała się wyjść za mąż. Małżeństwo jednak już się
rozpadło, Christina wracała do obiegu i chciała pokazać światu, że wciąż może
mieć każdego mężczyznę, jakiego zechce. Cóż, nie było wykluczone, że Theo
zmieni zdanie i spełni jej pragnienia. Niewiele znaczyła dla niego kiedyś, a jeszcze
mniej teraz, ale w każdym razie znał ją dobrze i wiedział, czego się może po niej
spodziewać.
W słuchawce odezwał się głos. Theo usiadł wygodnie i zaczął rozmawiać o
interesach. W dwadzieścia minut pózniej zadzwonił telefon stacjonarny. Zapewne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl