do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wprowadzam trycykl do komórki. Matt przygotowuje blejtramy; posługując się moją
metodą, naciąga płótno, odcinane z zakupionej przeze mnie beli. Zaczyna to już robić lepiej ode
mnie, ale zużywamy tyle płótna, że zwój robi się coraz cieńszy. Matt jest bardziej uważny i nie
tak narwany jak ja. Muszę poskromić swoje ciągoty Zmigacza, bo inaczej zmarnuję sobie życie.
Kiedy pokazuję obraz, cała rodzina wpada nagle na pomysł zamieszkania na barce. Wygląda
to tak, jakby zadziałała jakaś telepatia. Zmieję się i mówię im, jak to myślałem o tym samym
podczas malowania.
Kathleen uważa, że lepiej byłoby poszukać barki poza Paryżem, ale w miejscu, do którego
można by dojechać metrem lub pociągiem. Wydaje się, że to dobry pomysł, ale trzeba
rozwiązywać problemy po kolei. Po pierwsze jest kwestia pracy Rosemary w szkole, pracy, która
wciąż pozostaje poważnym zródłem naszych dochodów. Po drugie, co zrobić z mieszkaniem?
Nie sądzę, żebym chciał je kiedykolwiek komuś wynająć, bawić się w kamienicznika i tak dalej.
Camille chciałaby rozpatrzyć wszystkie warianty.
 Nawet gdybyśmy wynajęli, może udałoby się nam znalezć barkę blisko szkoły, żeby mama
miała blisko do pracy i my do szkoły też.
Matt nie uczestniczy właściwie w rozmowie, ale i on wtrąca w końcu swoje trzy grosze,
a raczej centimy.
 Nawet gdybyśmy mieli więcej pieniędzy, musielibyśmy pozostawać latem w Paryżu, a to
nie jest przyjemne. Ja jestem za tym, żeby rozejrzeć się za jakąś starą stodołą albo inną chałupą,
w której moglibyśmy koczować. Blisko Paryża, żeby był dobry dojazd, ale jednak na wsi. Myślę
zresztą, że byłoby to bardzo dobre, bezpieczne miejsce do trzymania obrazów. I mielibyśmy tu
więcej przestrzeni. To mieszkanie jest naprawdę za małe dla sześciorga ludzi. A poza tym nie
sądzę, żeby zanieczyszczone paryskie powietrze służyło twoim obrazom.
Milkniemy wszyscy i patrzymy na Matta. Myślę, że byłoby to rozwiązanie wspaniałe i dla
niego, i dla mnie. Miałbym i prawdziwy wiejski pejzaż do malowania, i być może pracownię,
w której mógłbym malować w niepogodę, i wreszcie dobre, czyste powietrze.
Nie sądzę jednak, żeby to się podobało dziewczętom, a zwłaszcza Kate, która jest w takim
wieku, kiedy kontakty towarzyskie zaczynają mieć duże znaczenie. Ale tu znów się mylę.
 To świetny pomysł, Matt. Moglibyśmy znalezć jakiś stary dom albo stodołę
i wyremontować tak jak bohaterowie Domku na prerii.
Znów milkniemy na chwilę. Obserwuję Rosemary. Myślę, że wszyscy się wzajemnie
obserwują. A potem następuje prawdziwy wybuch: okazuje się, że to jest właśnie to, czego
pragniemy wszyscy: chcemy żyć na łonie natury, wyjeżdżać latem z Paryża, mieszkać wśród gór
i jezior, gdzie panuje spokój, nie ma spalin ani hałasu od szóstej rano. Patrzymy na siebie
i uśmiechamy się, zdziwieni, że do tej pory nie spróbowaliśmy dla odmiany takiego życia.
Bardzo nam odpowiadał pobyt w Seeshaupt, ale było to jednak miasteczko i mieszkaliśmy
w jednym domu z inną rodziną. Teraz mamy wreszcie coś do zrobienia oprócz zwykłego trwania.
Znimy wspólnie ten sam sen. Camille jak zwykle opisuje to, czego chcemy.
 To musi być gdzieś pod Paryżem, nie za blisko, ale tak, żeby można było dojechać, nie
poświęcając na to całej doby. Do wakacji pozostały tylko dwa tygodnie; moglibyśmy wziąć
naszą książeczkę czekową i zacząć się rozglądać. Próbuję mniej więcej obliczyć, ile moglibyśmy
zapłacić, żeby zostały nam pieniądze na życie, na materiały dla taty albo na to, żeby mógł
poświęcić się pisaniu czy czemuś innemu, co przyjdzie mu do głowy. Mam nadzieję, że uda nam
się znalezć coś blisko jeziora lub przynajmniej stawu, gdzie moglibyśmy spokojnie popływać, nie
w tłumie ludzi, jak na zatłoczonej plaży. Najlepsza byłaby zabita dechami wieś, maleńka, gdzie
byłby tylko jeden sklepik, no i może jeszcze piekarnia. Jestem pewna, że znajdziemy coś takiego
i tato z Mattem potrafią to wyremontować. Kathleen i ja urządziłybyśmy dom w środku, może
udałoby się nam kupić tanio meble na aukcji albo gdzie indziej.
Camille ma to wszystko przemyślane; my wtrącamy do opisu nasze propozycje i tak, po
troszeczku, dom z naszej wyobrazni naprawdę zaczyna ożywać.
Rozdział VIII
Przed wakacjami sprzedaliśmy jeszcze dodatkowo dwanaście obrazów i kupiliśmy mapy
wszystkich regionów okalających Paryż w promieniu stu i więcej kilometrów. Uznaliśmy, że nie
chcemy mieszkać bliżej niż dziesięć kilometrów od miasta i jednocześnie nie chcieliśmy się
zapuszczać na odległość dwustu, żeby szukać naprawdę wiejskiej okolicy ze wszystkimi
walorami, jakie sobie wymarzyliśmy. Przewidujemy, że dużym, ale niezbędnym wydatkiem
będzie kupno samochodu; nasz fiat multipla dogorywa.
Na szczęście nie musimy długo szukać. Nasi dobrzy znajomi, Niemcy ze Stuttgartu, mają
volkswagena passata z pięcioma biegami, w idealnym stanie. Handlarz, któremu proponowali
kupno tego samochodu, dawał zdecydowanie za mało w stosunku do jego rzeczywistej wartości.
Oglądamy z Mattem ten samochód; ma na liczniku tylko czterdzieści tysięcy kilometrów i nasi
przyjaciele byli jego pierwszymi użytkownikami. Auto nie ma wspomagania układu
kierowniczego, ale jest wyposażone w automatyczną skrzynię biegów.
Zgadzamy się na cenę, której żądają, i zapoznajemy się ze wszystkimi francuskimi
i niemieckimi formalnościami, które należy załatwić, żeby uzyskać prawo własności. Wszystko
to wydaje mi się śmieszne i zbędne, zwłaszcza poza Paryżem, gdzie ma się odbyć cała inspekcja.
Trzeba czekać pół dnia, zanim samochód przejdzie testy dopuszczające go do ruchu. Auto ma
nawet radio i pomijając to, że trzeba będzie wymienić niemieckie reflektory na żółte francuskie,
przechodzi wszystkie testy bez problemu. Tak więc mamy praktycznie nowy samochód kombi,
z  co naprawdę ważne  bagażnikiem na dachu. A jezdzi tak, jakbyśmy go wzięli prosto [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl