[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie mogę panu przeszkodzić, poruczniku, jeśli chce pan koniecznie odgrywać
niezłomnego bohatera! Ale nie mam zarniaru udawać, że mi to odpowiada -
podsumowała Elspeth.
122
Teraz śmiali się już oboje.
- Panno Gordon, choć ma pani o sobie taką złą opinię, jest pani niesłychanie urocza i
pewien jestem, że znajdzie pani kogoś, kto będzie miał pełne prawo ubiegać się o rękę
pani i całować. Ponieważ jednak nie mogę to być ja, zostańmy nadal przyjaciółmi.
Trudno chyba o lepszych przyjaciół niż ci, którzyw tak skomplikowanej sytuacji potrafią
się wspólnie śmiać!
- No cóż, muszę się chyba z panem zgodzić, poruczniku... bo, jak widać, nie zamierza
pan zsiąść z wysokiego konia!
Val chciał uścisnąć jej rękę dla przypieczętowania ukladu o przyjazni , gdy nagle
Chanie, który zawrócił i jechał ku nim, coś głośno krzyknął. Wierzchowiec Vala spłoszył
się natychmiast, bryknął i zrzucił jezdzca.
Nic ci się nie stało, Val? zaniepokoił się Charlie.
Tylko moja durna ucierpiała, bracie! Spadłem w naj
mniej odpowiednim momencie - dodał, uśmiechając się do Elspeth.
Wręcz przeciwnie, panie poruczniku sprzeciwiła się, oddając mu uśmiech. - Takie
zakończenie było jak najbardziej stosowne!
Ach, ci piechurzy! przekomarzał się Chanie. - Wsadz
ich na konia, a oni nie potrafią się na nim utrzymać!
Val wstał, pocierając biodro.
A wy, franty z lekkiej kawalerii, nie wytrzymalibyście
. nawet godziny porządnego marszu!
Zostawmy ich, Elspeth, niech się czubią! odezwał się
James, który podjechał w samą porę, by usłyszeć tę wymia
nę zdań.
Val spojrzał spode łba na Charliego i gdy pozostała dwój
ka zniknęła im z oczu, warknął:
- Co to wszystko ma znaczyć?!
- Co takiego?
Nie udawaj niewiniątka, Charlesie! - powiedział groz
nie Val; był w tej chwili tak podobny do ojca, że Chanie
roześmiał się od ucha do ucha. - I nie szczerz mi tu zębów
jak małpa! Co to za spisek uknuliście z Jamesem?!
Jaki tam spisek?! oburzył się Charlie. Przyjaznicie
się przecież z panną Gordon, może nie? Więc dlaczego nie
miałaby wziąć udziału we wspólnej przejażdżce?
- o nic więcej nie chodziło? - spytał z niedowierzaniem Val.
Charlie uśmiechnął się niezbyt mądrze.
- No cóż... Obaj z Jamesem zauważyliśmy, że w Boże Na
rodzenie wybraliście się we dwójkę do ogrodu. To byłaby idealna żona dla ciebie! -
zachłysnął się entuzjazmem Charlie.
Zawsze jesteś narwany, braciszku!
- Uważasz mnie za durnia, Val?
- Nie... ale czy ty nie rozumiesz, że panna Gordon i ja
123
możemy być jedynie przyjaciółmi?
- 0, rozumiem wszystko doskonale! Znowu ta twoja cholerna durna! Elspeth Gordon nie
zgodziłaby się na żadne sam
na sam, gdyby nie czuła do ciebie czegoś oprócz przyjazni...
Więc to nie ona wznosi bariery między wami, co? Tylko ty i te twoje przeklęte kompleksy!
Zawsze się płoszysz, jeśli ktoś ci okazuje zrozumienie i trochę serca! Jak ty postąpiłeś z
ojcem?! A i ode mnie byś ucieki, gdybym ci na to pozwolił! Przecież uważasz i mnie, i
każdego, kto cię kocha, za durnia, może nie? Bo kto przy zdrowych zmysłach mógłby
kochać bękarta, co? Może byś się lepiej zastanowił, Valentine, kto mógłby kochać
takiego aroganckiego kretyna jak ty?!
Chanie spiął konia i pogalopował naprzód, nawet się nie obejrzawszy. Val został z ustami
rozwartymi ze zdumienia. Młodszy brat nigdy dotąd go nie krytykował, nigdy się na niego
nie gniewał. Zawsze kochał go i podziwiał bez zastrzeżeń...
Charlie nie ma racji! powtarzał sobie Val z uporem. Musiałem przecież opuścić szkolę, bo
zupełnie tam nie pasowałem. Kontakty z hrabią zerwałem z tego samego powodu. A
moja duma? Jakąż mógł mieć dumę, dzwigając niezatarte piętno hańby?
Val dosiadł ostrożnie gniadosza i wrócił stępa do obozu. Wmawiał sobie, że pretensje
Charliego są bezpodstawne... Ale może było w nich trochę racji? James również oskarżał
go o to, że jest przeczulony, o doszukiwanie się zniewag tam, gdzie ich wcale nie było.
Cóż w tym dziwnego, do cholery?! Przez te wszystkie lata zniewag mu nie szczędzono!
Bronił go przed nimi pancerz durny: nigdy by nie pozwolił dręczycielom poznać, jak
boleśnie go ranili!
No i masz! Teraz sam przyznawał się do dumy! Ale sam się zastanów, Charlie,
przemawiał w rnyślach do brata, czy ktoś, kto jest taki dumny (to twoja opinia, nie moja!),
może uważać tych, którzy go kochają, za durniów? Przeczysz sam sobie, braciszku!
Val był jednak zawsze uczciwy, więc gdy jego gniew opadł, musiał przyznać, że młodszy
brat ofiarował mu bez wahania swą miłość - szczerą, bezgraniczną. Val odwzajemnił to
uczucie. Jakże mogło być inaczej, gdy tak bardzo spragniony był miłości? Pamiętał, że
poczuł natychmiast sympatię do Charliego, gdy tylko brat wspomniał o stracie matki. To
właśnie zbliżyło ich do siebie.
- Przyznaj jednak sam - mówił do siebie Val, sondując własną duszę że nigdy nie
zawierzyłeś bratu bez reszty... Rzeczywiście uważasz, że jest niemądry, bo tak cię kocha
i idealizuje... Val zdawał sobie sprawę, że istnieją w jego sercu ciemne zakamarki.
Teraz zmusił się, by do nich zajrzeć - i aż się wzdrygnął na widok tego, co tam zobaczył.
W tym najczarniejszym kątku kulił się mały chłopiec, wypędzony z raju dzieciństwa i
napiętnowany strasznym mianem bękarta. Ten chłopiec czuł, że nie zasługuje na miłość;
ten chłopiec... Val nie czekał, by spojrzeć mu w twarz, by pojąć, co ma w sercu. Odwrócił
się od niego i zatrzasnął drzwi mrocznego schowka.
Słońce świeciło, do obozu było już niedaleko. Przebywał w tej czarnej czeluści tylko
chwilkę... Ale i tego było za wiele: nieprędko tam powróci! Musiałby wówczas spojrzeć
tamtemu chłopcu w twarz, odczuć we własnym sercu jego rozpacz... Val nie miał na to
dość siły ani chęci. Chyba nigdy się na to nie zdobędzie.
124
- Charlie nie mówił mi, że spotkamy się z tobą i z porucznikiem Astonem, Jamesie.
Gdybym to wiedziała, nigdy bym się do was nie przyłączyła - wyjaśniła Elspeth, gdy
wracali z przejażdżki.
Należą ci się przeprosiny, Elspeth przyznał James. Rzeczywiście, chcieliśmy się
z Charliem pobawić w swaty...
: Ty i porucznik Aston...
Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi stwierdziła stanowczym tonem Elspeth.
I niczym więcej?
- Tak twierdzi porucznik Aston.
- A co ty o tym sądzisz, Elspeth?
Cieszę się, że mam w nim przyjaciela. Przyznaję, że jest bardzo pociągający...
Podobnie zresztą jak ty, a nigdy to nie zakłóciło naszej przyjazni. Prawdę mówiąc,
czasem mnie to
t zastanawiało.
Zapewne widziałaś we mnie tylko brata, bo jestem braem Maddie - odparł lekkim
tonem.
- Pewnie masz rację przytaknęła, uśmiechając się do niego serdecznie, - W każdym
razie bardzo się z tego cieszę. To tak miło naprawdę się z kimś przyjaznić bez żadnych
komplikacji!
- Jestem tego samego zdania. Romantyczne uczucia tylko utrudniają życie, prawda? -
dodał ze znaczącym uśmiechem.
Elspeth była rada, gdy wróciwszy do domu przekonała się, że ojciec już wstał i wyszedł,
a matka jeszcze się nie obudziła. Przygotowana przez Ryana kąpiel już na nią czekała.
Elspeth dolała jeszcze kilka dzbanków gorącej wody i zanurzyła się z przyjemnością w
miedzianej wannie.
Odprężyła się i wróciła myślą do rozmowy z porucznikiem Astonern. Z początku był taki
sztywny i nieprzystępny: Mogą być tylko przyjaciółmi, żałuje, że ją pocałował . Nigdy
jeszcze nie czuła się tak zażenowana... póki nie wy- znal, że pragnie znów się z nią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]