[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie, to właśnie teraz. Z dna naczynia podniósł się obłok żółtego dymu,
a w chwilę pózniej rozgorzał nagłym blaskiem wielki, zielony płomień.
Dziwny to był blask: poza bezpośrednim sąsiedztwem paleniska komnata
pozostała ciemna, ani jeden cień nie pojawił się wraz ze światłem. Patrz
tylko w ogień!", przypomniał sobie przykazanie sługi komnaty, gdy
wchodził tu, by dopełnić rytuału. Patrzył więc. A płomień gasł. Nie
zmniejszał się tak jak zwykły, dopalający się żar, lecz zachowując
wielkość, niknął, zmieniał się w fosforyzujący coraz słabiej niematerialny
obłok. Aż pożarła go ciemność. Kleista, prawie dotykalna ciemność. %7ływa
ciemność. Czarna, odpychająco miękka płachta zamknęła w sobie
przestrzeń, miażdżąc swym ciężarem wszystko poza tą odrobiną, gdzie
tkwiła zamknięta w powietrznym bąblu, wystawiona na kpinę mroku
istota. Zdał sobie nagle sprawę, że niezwykłe gaśniecie płomienia nie było
spowodowane wypaleniem się jego zródła. Zielony ogień płonął nadal
gdzieś tam, za bezmiarem skłębionej nocy. A czerń napierała. Nieledwie
mógł dotknąć zacieśniającego się kręgu, który dosięgał go, ruchliwymi
czułkami muskał twarz, dotykał ubrania, wnikał w głąb ciała. I wewnątrz
narodził się strach. Jak kiełkująca szybko roślina ogarniał świadomość,
wypełniał ją sobą, rósł. Cały stał się strachem, nie było już miejsca na inne
uczucia wyparte z najdalszych zakątków mózgu, zagubione w oceanie
lęku. Bał się jak nigdy dotąd, choć nie potrafił zlokalizować zródła
pulsujących strachem fal. Były dziećmi ciemności. Małe, wijące się,
ruchliwe robaczki. Pełzły wzdłuż sieci nerwów i żył, łaskotały gorącem
końce palców i mroziły na lodowy kamień łomocące panicznie serce. Był
gigantycznym mrowiskiem z trylionami opętanych mrówek.
Był kłębowiskiem obudzonych żmij, był węzłem żywego sznura, za-
pętlającego się coraz ciaśniej w rozpaczliwych próbach rozwiązania. W
panice poczuł, że utrzymywana dotąd siłą woli dusza zaczyna opuszczać
zrobaczywiałe ciało, zostawiając je na żer zwycięskim czerwiom. Lecz
dokąd odpłynąć ma odrętwiała z przerażenia świadomość, gdy na zewnątrz
także kłębił się wygłodniały, czekający na łup strach. Trwał zawieszony
między życiem a śmiercią, nie żyjąc i nie mogąc umrzeć do końca.
Wtedy zobaczył je znowu. Przez nasycony lękiem mrok, przez otchłań
czarnego strachu przebiło się słabiutkie światełko. Nieśmiałe, eteryczne
westchnienie wypchniętej ze świata rzeczywistości. Ognik jaśniał coraz
silniej. Rozwijał się w płomienną kulę, głosząc zwycięstwo nad cofającą
się nocą. Wyłaniały się z czerni znajome kształty komnaty, powtórnie
ujrzał cień swych drżących jeszcze dłoni. Poczuł wilgoć na twarzy.
Zdziwiony dotknął policzka. To były łzy. Nagle opuściły go siły. Półżywy,
niezdolny do wykonania żadnego ruchu, upadł twarzą na kamienną
posadzkę. Jak długo leżał? Poczuł czyjeś unoszące go z ziemi ręce.
Wypłynął z sali w litościwym kołysaniu sapiących z wysiłku kroków.
Pierwsza Tajemnica Ciemności była w jego wnętrzu.
Ocknął się na kamiennej ławie w niewielkiej celi. Pochylał się nad nim
sługa komnaty, który przykładał do jego czoła zimny, mokry okład. To-sar
usiadł.
Gdzie jestem? zapytał.
Już po wszystkim, Geue. Dobrze, że przyszedłeś do siebie. Strażnicy
czekają.
*
Siedzieli za szerokim stołem, pod czarnym baldachimem z zielonym
symbolem Tajemnic, wyhaftowanym na skrzydłach kotar. Sala była wąska
i długa, tak że stojąc u wejścia miał do przebycia kilkanaście kroków,
zanim będzie mógł zająć przygotowane dlań miejsce. Przełożony Aawy dał
znak. Zbliżył się więc, z uszanowaniem skłaniając przed nimi głowę, by
po chwili, na ponowny znak najstarszego, zasiąść w ustawionym
naprzeciw stołu fotelu.
Przyglądał się im z ciekawością. Dotąd widywał strażników jedynie
przelotnie podczas uroczystości zakonnych, gdy był jeszcze jednym z
wielu czekających. Znał ich imiona, jak znali je wszyscy bracia Zabójcy,
bowiem obowiązkiem każdego było wiedzieć o nich wszystko. Trzech
spośród Aawy było Diie, czwarty reprezentował Geue i jako jedyny z
klanu nie miał obowiązku dążenia do zmiany kasty. Status strażnika
Tajemnic nie zezwalał na to.
Pokłon wam, czcigodna Aawo To-sar jeszcze raz skłonił się
siedzącym naprzeciw.
Witaj wśród wtajemniczonych, To-sar-Geue odezwał się przełożony
Aawy. Dziś dostąpiłeś zaszczytu poznania dwóch spośród Tajemnic
Pierwszych, które dostępne są twemu klanowi. Wolno ci wejrzeć w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]