[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Znała go, prawda? Malarz potrząsnął głową.
- Nic o tym nie wiem. Gdy usłyszałem, co się z nią stało, myślałem, że to ten drugi.
- Ten drugi?
Donatelli wziął głęboki oddech. Jego pierś podniosła się niespokojnie, nozdrza
drgnęły.
- Aaził za nią tygodniami, może nawet miesiącami. Wystawał przed teatrem. Gdy tylko
przychodziła, był zawsze po drugiej stronie ulicy. Obserwował ją. Gdziekolwiek poszła, on
tam był.
- Nie złożyła skargi? Donatelli potrząsnął głową.
- Chciałem, by powiadomiła władze, ale powiedziała, że nic dobrego z tego nie
wyniknie. Wie pan, jacy są ci aristos. Dla nich nie jesteśmy lepsi od zwierząt. Jesteśmy
rzeczami, które można wykorzystać, a potem wyrzucić.
Gwałtowność jego słów zaskoczyła Sebastiana. Pamiętał, co powiedział Hugh Gordon
o głowach nabitych na piki i rynsztokach spływających krwią. Zaczął się zastanawiać, czy
Gordon miał rację twierdząc, że Rachel porzuciła radykalne poglądy. Poglądy, które Donatelli
najwyrazniej podzielał.
- Jak się nazywał ów arystokrata? - spytał Sebastian.
Przez chwilę myślał, że artysta nie odpowie. Potem Donatelli zadrżał i wysunął
szczękę. Ledwo panował nad emocjami.
Wymienił nazwisko.
- Wygląda pan, jakby go piorun strzelił - powiedział Tom, gdy spotkali się w pobliskiej
tawernie przy ciemnym piwie i placku z wołowiną i cynaderkami. - Co mówił ten cały
Włoch?
- Wygląda na to, że Rachel York często mu pozowała - Sebastian przepchnął się przez
tłum wokół baru, torując im drogę do pustego stołu w kącie. - A tobie jak poszło?
Tom wsunął się na ławę naprzeciwko i sięgnął po placek, wzruszając beztrosko
ramionami.
- To cudzoziemiec. Sząszedzi nie mają z nim wiele do szynienia. Choczaż żaufażyli
dżewczynę. Chyba było na czym zawiesić oko.
- Istotnie - Sebastian przez chwilę jadł w milczeniu, potem spytał: - Czy do pracowni
przychodziły często jakieś inne kobiety?
- Nikt nie zauważył. - Tom odgryzł wielgachny kęs placka. - Myszli pan, że ją
chędożył?
- Możliwe, nie jestem pewien. Nie mów z pełną buzią. Tom przełknął z wysiłkiem,
otwierając szeroko oczy.
- Czyli nic się nie dowiedzieliśmy?
- O, czegoś się dowiedzieliśmy - Sebastian pociągnął tęgi łyk piwa i oparł plecy o
ścianę. - Nasz malarz twierdzi, że jakiś mężczyzna chodził za Rachel od miesięcy. Zciślej
rzecz biorąc, arystokrata.
Tom skończył placek i zaczął wylizywać palce do czysta.
- Powiedział, jak ten gość się nazywa?
- Tak. To Bayard Wilcox.
Coś w tonie Sebastiana na tyle przykuło uwagę chłopca, że zastygł z palcem wpół
drogi do ust.
- Zna go pan, prawda?
Sebastian opróżnił kufel i gwałtownie wstał.
- Szczerze mówiąc, nawet całkiem dobrze. Bayard jest moim siostrzeńcem.
ROZDZIAA 24
Charles, lord Jarvis, zatrzymał się w drzwiach książęcego salonu i patrzył, jak jego
wysokość Jerzy, książę Walii, obraca się w tę i we w tę przed ciągiem oprawionych w złocone
ramy luster zdobiących wybite jedwabiem ściany. Najbliżsi przyjaciele księcia, w tym hrabia
Frederick Fairchild, przechadzali się niespiesznie po przestronnym, purpurowo-złotym
pokoju, rozmawiając o wszystkim i niczym, poczynając od wykorzystania szampana do
czyszczenia i pielęgnacji obuwia, po plotki o najnowszych tancerkach z opery, które raczyli
obdarzyć względami. Kilkanaście zmiętych fularów leżało rozrzuconych na tureckim
kobiercu o pięknych, nasyconych barwach, natomiast służący księcia stał w gotowości z
naręczem wykrochmalonych białych chustek, na wypadek gdyby kolejna próba dobrania
stroju wypadła niepomyślnie. Mimo że książę Jerzy potrzebował pomocy dwóch służących,
by wcisnąć swą korpulentną osobę w płaszcz, i specjalnej machiny, by dosiąść konia, zawsze
upierał się, że fular zawiąże sam.
- A, Jarvis, tutaj jesteś - powiedział, podnosząc wzrok.
Jarvis, który ostatnie pół godziny spędził starając się ukoić wzburzenie rosyjskiego
ambasadora, tylko się ukłonił:
- Wasza książęca mość?
- Ten hrabia Frederick twierdzi, że Spencer Perceval i jego przeklęci torysi chcą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]