[ Pobierz całość w formacie PDF ]
możliwych specjalistek od sukni ślubnych.
I dobra, to nie tak, że już jestem wykwalifikowaną specjalistką. Ale to tylko
kwestia czasu...
Tylko w jaki sposób mam dać znać Jill, że jestem tu, gdyby mnie po-
trzebowała? Przecież nie mogę jej wsunąć swojej wizytówki (Och, tak. Zrobiłam
sobie wizytówki z adresem zakładu monsieur Henriego i moim telefonem
komórkowym.), a jednocześnie zachować tego poziomu dyskrecji i
profesjonalizmu , o którym mówiła mi Roberta, przedstawiając oczekiwania firmy
Pendergast, Loughlin i Flynn co do swoich pracowników. Jestem pewna, że za coś
takiego mogłabym wylecieć z pracy... A ja tej pracy na razie jeszcze potrzebuję.
Ale już nie tak bardzo, zdaję sobie nagle sprawę, kiedy Jill podchodzi do
bramki ochrony, a ja poniżej jej talii dostrzegam największą ubraniową gafę z
możliwych - widoczną linię majtek. O Boże! Ktoś tej kobiecie musi pomóc!
I, na Boga, tym kimś będę ja. Bo co jest w sumie ważniejsze, żebym zarobiła
na czynsz czy żebym pomogła tej biednej, udręczonej dziewczynie wyglądać jak
najlepiej w dniu ślubu? Nie ma sobie nad czym łamać głowy. Zaraz do niej podejdę i
zaproponuję swoje usługi. Nie przebywamy teraz na terenie biura i jestem panią
swojego czasu. A może nawet nie będzie pamiętała, gdzie mnie już wcześniej
widziała. Nikt nigdy nie pamięta recepcjonistek...
- Przepraszam...
Och! Za pózno! No trudno, nieważne. Porozmawiam z nią następnym razem.
Jeśli jeszcze nadarzy się okazja... Musi się nadarzyć.
- No proszę. - Jakiś chuderlawy facecik w sztruksowych spodniach, który łaził
wokół kiosku z prasą w holu, podchodzi teraz do mnie.
Zwietnie. Tylko tego mi jeszcze potrzeba. %7łeby mnie podrywał jakiś gość,
który, sądząc po moich ciuchach, bierze mnie za prowincjuszkę ze Zrodkowego
Zachodu, która nabierze się na jego gadkę o tym, że jest fotografem i współpracuje z
agencją modelek, więc czy nie przeszłabym się z nim do jego studia, żeby mógł mi
zrobić trochę zdjęć? Bo chce ze mnie zrobić gwiazdę. Zieeew.
- Przepraszam - mówię, obracając się i zmierzając do wyjścia na ulicę. - Nie
jestem zainteresowana.
Właśnie dlatego nowojorczycy mają opinię ludzi niegrzecznych. Ale to nie
nasza wina! To przez takich facetów nowojorczycy są podejrzliwi w stosunku do
obcych, którzy zagadują do nich na ulicach!
- Zaczekaj! - Sztruksowe Spodnie ruszają za mną. O, nie! - Czy ty przed
chwilą nie machałaś ręką do Jill Higgins?
Przystaję, nie mogę nie przystanąć. Słowa Jill Higgins wywierają na mnie
ten magiczny efekt. Aż tak bardzo chcę dostać w swoje ręce tę jej suknię ślubną.
- Tak - mówię. Kim jest ten facet? Na pewno nie wygląda na zboczeńca. .. No
ale z drugiej strony, skąd mam wiedzieć, jak wygląda zboczeniec?
- A więc jesteś jej przyjaciółką? - pytają Sztruksowe Spodnie.
- Nie - zaprzeczam. I nagle, tak zupełnie znienacka, kojarzę, kto to może być.
To zadziwiające, jak zahartowany robi się człowiek po zaledwie paru miesiącach na
Manhattanie. - Dla jakiej gazety pan pracuje?
- New York Journal - odpowiada swobodnie, z kieszeni wyjmuje dyktafon i
go włącza. - Wiesz, co ona tutaj robi? To znaczy Jill? W tym budynku j e s t sporo
firm prawniczych. Szła do j e d n e j z nich? Wiesz może do której? I po co?
Czuję, że zaczynam się oblewać jaskrawym rumieńcem. Nie dlatego, że się
zawstydziłam, że powiedziałam coś, czego nie powinnam. Bo chociaż raz w życiu
tego nie zrobiłam. Czerwienię się ze złości.
- Ach wy, dziennikarze... - Mam ochotę go uderzyć. Naprawdę. - Powinniście
się wstydzić! Uganiacie się za tą biedną dziewczyną, nazywacie ją Kranik - Tranik...
Co wam daje prawo ją oceniać? Dlaczego wyobrażacie sobie, że jesteście od niej o
tyle lepsi?
- Wyluzuj - mówią Sztruksowe Spodnie ze znudzoną miną. - A w ogóle,
czemu się tak nad nią użalasz? Za parę miesięcy będzie bogatsza od Trumpa...
- Dajcie mi święty spokój! - wołam. - I wynocha z tego budynku, bo zawołam
ochronę!
- Dobra, dobra. - Sztruksowe Spodnie odsuwają się, mrucząc pod nosem
pięcioliterowe słowo oznaczające żeński organ płciowy, który najwyrazniej mu
przypomniałam.
Ale mnie to nie obchodzi.
I żeby mieć pewność, że nie doczepi się do Jill, kiedy ta zjedzie na dół,
podchodzę do stoiska ochrony, wskazuję Sztruksowe Spodnie Mike'owi i Juliowi i
informuję ich, że to zboczeniec, który właśnie się przede mną obnażył. Kiedy po raz
ostatni oglądam się na Sztruksowe Spodnie, właśnie wygania go z budynku dwóch
facetów wymachujących pałkami.
Czasami gadatliwość i brak zahamowań przy opowiadaniu jawnych łgarstw
rzeczywiście się przydają.
ROZDZIAA 13
Plotka wymiera, bo coraz mniej osób chce mówić o czymś innym
niż o samych sobie.
Mason Cooley (1927 - 2002), amerykański aforysta
Kiedy wreszcie tego popołudnia docieram do zakładu monsieur Henriego, już
się tak nie przejmuję tym, że zaprosiłam Tiffany i jej chłopaka na obiad. Tak należało
postąpić. Zwięto Dziękczynienia to święto rodzinne, a Tiffany z całą pewnością jest
już członkiem mojej rodziny.
No cóż, przynajmniej mojej firmowej rodziny. Jasne, bywa denerwująca -
nadal udało jej się opróżnić dla mnie tylko jedną szufladę w biurku recepcji ze swoich
rzeczy i wszędzie zostawia lepkie, na pół przeżute twizzers. Poza tym już parę razy na
naszym komputerze skasowała moje zakładki do stron z sukniami ślubnymi.
Ale jest też dla mnie całkiem miła. Na przykład zostawia wszystkie swoje
czasopisma o modzie, żebym je mogła poczytać (bo mnie raczej nie stać na to, żeby je
[ Pobierz całość w formacie PDF ]