[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spencerkiem oraz dobraną do niego krótką peleryną podbitą króliczym futrem. Włożyła
też dodatkową parę pończoch i kremową halkę.
Guy zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów.
- Wygląda na to, że jednak znalazła pani coś odpowiedniego w garderobie Belli.
- Te rzeczy są w większości bardzo niemodne - stwierdziła przepraszająco Annabell.
- Ale za to będzie mi ciepło - powiedziała spokojnie Felicja.
Miała przeświadczenie, że w podobny sposób musiała sobie radzić przez większą część
życia. W każdym razie nie wydawało jej się to niczym uwłaczającym.
Guy otworzył drzwi i we troje wyszli na dwór. Felicji aż zaparło dech z wrażenia, tak
pięknie było dookoła. Księżyc oprószył taras srebrzystą poświatą, a na zmrożonej ziemi
tańczyły fantazyjne cienie. Zdawało jej się, że nagle znalezli się w bajkowym świecie.
- Zupełnie, jakby realny świat został za naszymi plecami -zauważyła cichym głosem.
Nikt jej nie odpowiedział, ale nie miało to znaczenia. Felicja była w tej chwili
szczęśliwa.
Nad staw dotarli szybko. Lód unieruchomił zwisające gałęzie rosnących tu wierzb.
Widoczne kępy nagich krzewów tworzyły niezwykłe wzory.
- Jak pięknie - powiedziała Felicja pełna niekłamanego podziwu, któremu musiała dać
wyraz. Guy doprawdy wspaniale zaprojektował otoczenie rezydencji. Prostota
pomysłu była zachwycająca. - Zaczarował pan to miejsce, milordzie.
- Dziękuję - odrzekł. - Pracowałem nad tym krajobrazem kilka lat. Chciałem, żeby
odzyskał nieco naturalnego wdzięku. Widoki, preferowane w czasach mojego ojca,
wydawały mi się zbyt majestatyczne.
- Chodzcie już, wy dwoje - ponagliła ich Annabell. O upodobaniu Guya do
kształtowania krajobrazu możecie porozmawiać kiedy indziej.
Przy eleganckim, niebyt długim pomoście wzniesiono niewielki budynek łazni,
nawiązujący stylem do sztuki greckiej i zaopatrzony w fantazyjną markizę w biało-
zielone pasy, która zdawała się spływać nad sam staw. W tej chwili markiza lśniła od
kryształków lodu, jakby obsypano ją brylantami.
- Czy latem pływacie w stawie? - spytała Felicja.
- Kiedy byliśmy dziećmi, prawie nie wychodziliśmy z wody - odrzekła Annabell.
- Ja wciąż często to robię. Podczas upału zimna woda cudownie odświeża ciało - dodał
Guy.
Felicja dostrzegła pożądanie w jego wzroku. Wiedziała, że jej spojrzenie wyraża to
samo namiętne pragnienie bliskości. Trudno jej było zrozumieć, dlaczego Guy w jej
wyobrazni pływa w stawie nagi. Szerokie ramiona rozcinają wodę, a ich śladem
przesuwają się smukłe biodra i długie nogi. Potem Guy dopływa do brzegu, staje na
dnie... Oblizała nagle wyschnięte wargi.
- Naprawdę? - bąknęła i umknęła spojrzeniem. Z trudem łapała oddech.
- Tak - odrzekł, wyraznie rozbawiony.
Odwróciła się ku niemu, zdezorientowana tą nagłą zmianą nastroju.
- Jest pan człowiekiem pełnym sprzeczności.
- To samo można powiedzieć o pani - odparł Guy, wyciągając ramię, by ułatwić Felicji
przejście przez zlodowaciałą połać.
Odruchowo przyjęła pomoc. Ciepło jego ciała przenikało rękawiczkę. Felicja odetchnęła
mroznym powietrzem, ale na niewiele się to zdało. Jej poczucie bezpieczeństwa zostało
poważnie zachwiane.
Chociaż śliski odcinek się skończył, Guy nie puścił jej ręki. Przeciwnie, przyciągnął
Felicję bliżej siebie i wtedy w nozdrza uderzył ją zapach czystego płótna. Wiedziała, że
ten zapach już zawsze będzie jej kojarzył się z Guyem.
W końcu doszli do kamiennej ławeczki, gdzie Annabell usiadła i włożyła łyżwy.
- Czy rzeczywiście umie pani jezdzić na łyżwach? - spytała.
- Pewności mieć nie mogę - odrzekła wesoło Felicja - ale myślę, że mi się uda. Mogę
sobie wyobrazić, jak to się robi.
Ledwie to powiedziała, pojawiło się wspomnienie pewnej sceny. Był dzień, słońce
oślepiająco świeciło jej w oczy, ale widziała postacie jeżdżące na łyżwach. Nikogo nie
mogła jednak poznać, bo wszystkie sylwetki były zamazane. Niektóre wydawały się
mniejsze od innych. Może były to dzieci?
- Co pani się stało? - spytał Guy, zaniepokojony nagłą zadumą Felicji.
- Widzę ludzi. Niektórzy są mali. Czyżby dzieci? - Obraz, ujrzany oczami wyobrazni,
znikł. Pokręciła głową. - Wydawało mi się, że ich znam. - Westchnęła. - Niestety,
wszystko było jak za mgłą.
- To brzmi sensownie - przyznał i puścił jej rękę.
Choć przecież nie było ku temu żadnego powodu, poczuła się nagle osamotniona.
Zakłopotana własną reakcją, usiadła na ławce, zwolnionej właśnie przez Annabell. Guy
podał jej łyżwy, które należało przytwierdzić rzemykami do trzewików. Zaczęła się nad
tym mozolić, jednak przekonała się, że nie potrafi tego zrobić. W dodatku mimo
nastrojowej księżycowej poświaty było dość ciemno. Zafrasowana zmarszczyła czoło.
- Potrzebuje pani pomocy? - spytał Guy i przykląkł przed ławką.
- Tak - odrzekła zła na siebie. Bezsilnie zacisnęła dłonie. -Nie mam pojęcia, jak należy
przymocować łyżwy. Myślałam, że to wiem, ale wyraznie tylko mi się zdawało.
Odnoszę wrażenie, jakbym w ogóle niczego nie wiedziała - dodała ze złością Felicja.
- Spokojnie - powiedział krzepiącym tonem. - Zaraz pani pomogę. - Spojrzał na Felicję z
zastanowieniem. - Może nigdy nie próbowała pani tego robić. Niewykluczone, że robił
to za panią mężczyzna.
- Bo jestem wdową?
- Z naszych rozmów wynika, że to prawdopodobne. Skończywszy przytwierdzać
łyżwy do jej trzewików,Guy usiadł obok. Ich uda się zetknęły. Mimo że dzieliło ich
wiele warstw ubrania, Felicja uznała, że będzie lepiej, jeśli odsunie się na bezpieczną
odległość. Wprawdzie w ten sposób znalazła się na samym końcu ławki i mogła spaść,
ale wolała zaryzykować, niż znalezć się w krępującej, dwuznacznej sytuacji.
Guy zakładał swoje łyżwy. Na chwilę jednak przerwał to zajęcie i spojrzał Felicji prosto
w oczy. Zerwała się na równe nogi, by znalezć się jak najdalej od niego. Nie była w
stanie znieść jego wzroku, bała się, że zapomni się do tego stopnia, że rzuci mu się w
ramiona.
Ponieważ jednak miała przypięte łyżwy, zamiast pewnie stanąć na nogach, straciła
równowagę. Osunęła się prosto w ramiona Guya, który rzucił się na pomoc. Szybko
wytłumaczyła sobie, że Guy chciał jedynie uchronić ją przed upadkiem, nie mogła
jednak zignorować sygnałów, wysyłanych przez jej zmysły.
Wróciły do niej wspomnienia ich wspólnego wieczoru sprzed kilku dni. Przypomniała
sobie, jak jej dotykał, gdy siedziała na stole bilardowym, i jak skwapliwie
odwzajemniała jego pieszczoty. Pochwyciła jego spojrzenie i zrozumiała, że ich myśli
niewiele się różnią.
Guy wyglądał na bardzo poruszonego. Przymrużył oczy, twarz mu stężała, był
wyraznie spięty. Pochylił głowę i jego oddech musnął policzek Felicji.
- Chciałbym tego jeszcze raz - szepnął.
Felicję ogarnęły sprzeczne uczucia. Wbrew rozsądkowi pragnęła Guya; rozbudził w niej
namiętność; jej zmysły ożyły. I chociaż niczego o sobie nie wiedziała, nie znała swojej
życiowej sytuacji, nie miała pojęcia, czy jest mężatką, czy wdową, wyznała:
- Ja też.
Objął ją mocniej, a jego wargi znalazły się tuż przy jej ustach.
- Guy - odezwała się głośno Annabell, przywołując brata do porządku - przyszliśmy tu
na ślizgawkę.
Cofnął się, ale nie wypuścił Felicji z objęć.
- Naturalnie, Bell.
Zupełnie jakby przed chwilą nic między nimi nie zaszło, najzwyczajniej w świecie
pomógł Felicji wejść na lód. Tu jednak okazało się, że nogi zupełnie nie chcą jej słuchać i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]