do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No, no - powiedział Parker - to potworne usłyszeć coś takiego o kimś znajomym.
Każdy by się zdenerwował.
- Tak, proszę pana; mnie i panią Mitcham całkiem ścięło z nóg.  Biedny starszy pan!
mówię.  Co by komu z tego przyszło? Pewnie w głowie mu się pomieszało i sam ze sobą
skończył , mówię. Myśli pan, że tak było, proszę pana?
- Oczywiście mogło tak być - pogodnie przyznał Parker.
- Przejął się, że siostra umiera, nie myśli pan? To samo powiedziałam pani Mitcham.
A ona mówi na to, że dżentelmen taki jak generał Fentiman nigdy by sobie nie odebrał życia i
nie zostawił spraw w takim nieporządku. Więc zapytałam:  To miał w nich nieporządek? , a
ona mówi:  To nie twoje sprawy, Nellie, więc nie potrzebujesz ich omawiać . A pan co o tym
sądzi, proszę pana?
- Jeszcze nic - odrzekł Parker. - Okazałaś mi dużą pomoc. A teraz może pobiegniesz
do panny Dorland i zapytasz, czy zechce mi poświęcić parę minut?
Ann Dorland przyjęła go w salonie na tyłach domu. Cóż to za nieatrakcyjna
dziewczyna, pomyślał, taka naburmuszona, o figurze i ruchach pozbawionych wdzięku.
Siedziała skulona w rogu kanapy, w czarnej sukience, szczególnie mało twarzowej dla osoby
o ziemistej, krostowatej cerze. Niewątpliwie płakała, pomyślał Parker, a kiedy się odezwała,
mówiła lakonicznie, głosem szorstkim, schrypniętym i dziwnie martwym.
- Przykro mi, że znów panią kłopoczę - zaczął grzecznie Parker.
- Chyba nic pan na to nie może poradzić. - Unikała jego wzroku i zapaliła nowego
papierosa od niedopałka poprzedniego.
- Chcę tylko dowiedzieć się ze szczegółami, jak przebiegła wizyta generała Fentimana
u siostry. Rozumiem, że pani Mitcham wprowadziła go do sypialni chorej.
Posępnie skinęła głową.
- Pani tam była?
Nie udzieliła odpowiedzi.
- Była pani z lady Dormer? - powtórzył już nieco ostrzej.
- Tak.
- Była tam też pielęgniarka?
- Tak.
Wcale nie chciała mu pomóc.
- Co się stało?
- Nic się nie stało. Podprowadziłam go do łóżka i powiedziałam:  Ciociu, przyszedł
generał Fentiman .
- Lady Dormer była wtedy przytomna?
- Tak.
- Naturalnie była osłabiona?
- Tak.
- Czy coś powiedziała?
- Powiedziała:  Arthur! ... nic więcej. A on powiedział:  Felicity! Ja powiedziałam:
 Wolelibyście zostać sami , i wyszłam.
- Zostawiając tam pielęgniarkę?
- Nie mogłam rozkazywać pielęgniarce. Musiała doglądać chorej.
- Zrozumiałe. Czy była tam przez cały czas ich rozmowy?
- Nie mam pojęcia.
- Cóż - rzekł Parker cierpliwie. - Może mi pani powiedzieć jedno. Czy pielęgniarka
była w sypialni, kiedy pani weszła tam z brandy?
- Tak, była.
- Teraz wróćmy do brandy. Nellie powiada, że przyniosła ją pani do pracowni.
- Tak.
- Czy weszła do pracowni?
- Nie rozumiem.
- Czy weszła do środka, czy też zapukała do drzwi, a pani wyszła do niej na podest?
Na to dziewczyna trochę się ożywiła.
- Wyszkolona służba nie puka do drzwi - powiedziała niegrzecznie i ze wzgardą. -
Oczywiście weszła do środka.
- Przepraszam - odciął się Parker, dotknięty do żywego. - Sądziłem, że mogła zapukać
do drzwi pani prywatnego pokoju.
- Nie.
- Co powiedziała?
- Nie może pan jej o to wszystko zapytać?
- Już pytałem. Ale służba nie zawsze bywa ścisła; chciałbym od pani usłyszeć
potwierdzenie. - Parker znów wziął się w garść i mówił uprzejmym tonem.
- Powiedziała, że siostra Armstrong posłała ją po trochę brandy, bo generał Fentiman
zasłabł, i poleciła mnie wezwać. Więc odparłam, że ma zadzwonić do doktora Penberthy ego,
a tymczasem ja zaniosę brandy.
Całą tę odpowiedz wymamrotała szybko, tak cichym szeptem, że detektyw ledwie
rozróżniał słowa.
- I zaniosła pani brandy prosto na górę?
- Tak, naturalnie.
- Wzięła ją pani bezpośrednio z rąk Nellie? Czy też z jakiegoś stolika czy czegoś?
- Skąd, u diabła, mogłabym pamiętać? Parker nie lubił, jak kobieta przeklina, lecz
usiłował nie zrażać się do niej z tego powodu.
- Nie może pani pamiętać... ale wie pani, że poszła z tym prosto na górę? Nie
zaczekała pani, żeby zrobić coś jeszcze?
Jakby zebrała się w sobie i natężyła pamięć.
- Jeśli to aż takie ważne, przystanęłam chyba, żeby zgasić pod czymś, co się gotowało.
- Gotowało? Na ogniu?
- Na palniku gazowym - odparła niecierpliwie.
- Co to było?
- Och, nic... coś tam.
- Ma pani na myśli herbatę czy kakao, czy coś w tym rodzaju?
- Nie... różne składniki chemiczne - odrzekła, nie chętnie cedząc słowa.
- Przeprowadzała pani doświadczenia?
- Tak... trochę eksperymentowałam, tylko dla zabawy... wie pan, taki konik. Teraz to
zarzuciłam. Zaniosłam brandy na górę...
Chęć przeskoczenia tematu chemii przezwyciężył jakby jej opory i gotowa była
podjąć opowieść.
- Przeprowadzała pani eksperymenty chemiczne, mimo tak ciężkiej choroby lady
Dormer? - zapyta Parker surowo.
- Chciałam się po prostu czymś zająć - wymamrotała.
- Na czym polegał eksperyment?
- Nie pamiętam.
- W ogóle pani nie pamięta?
- NIE! - Prawie na niego krzyknęła.
- Mniejsza z tym. Zaniosła pani brandy na górę?
- Tak... a właściwie to wcale nie jest na górze.
Wszystko znajduje się na tym samym poziomie, tyle że do pokoju cioci prowadzi
sześć schodków. Siostra Armstrong podeszła do drzwi i powiedziała:  Już mu lepiej , a ja
weszłam i zobaczyłam generała Fentimana siedzącego w fotelu, wyglądającego bardzo
dziwnie i szaro. Był ukryty za parawanem, żeby ciocia nie mogła go widzieć, bo to byłby
wielki szok dla niej. Siostra powiedziała:  Dałam mu jego kropelki i myślę, że odrobina
brandy postawi go na nogi . Więc dałyśmy mu brandy - tylko troszkę - i po jakimś czasie
ustąpiła ta trupia bladość i zaczął oddychać z mniejszym trudem. Powiedziałam mu, że
wzywamy doktora, a on odparł, że wolałby pojechać na Harley Street. Mnie się to wydało
nierozsądne, ale siostra Armstrong stwierdziła, że chyba naprawdę już mu lepiej, nie należy
zaś go denerwować i zmuszać do czegoś wbrew woli. Więc kazałam Nellie uprzedzić doktora
i posłać Williama po taksówkę. Generał Fentiman sprawiał wtedy wrażenie silniejszego, toteż
pomogłyśmy mu zejść ze schodów i odjechał.
Z tego potoku słów Parker wyłowił coś, o czym przedtem nie słyszał.
- Jakie krople dała mu pielęgniarka?
- Jego własne. Miał je w kieszeni.
- Sądzi pani, że mogłaby przypadkiem dać mu za dużo? Czy dawkowanie było
zaznaczone na butelce?
- Nie mam pojęcia. Niech pan lepiej ją spyta.
- Tak. Będę chciał ją zobaczyć, jeśli łaskawie powie mi pani, gdzie jej szukać.
- Mam adres na górze. Czy to wszystko?
- Jeśli można, pragnąłbym tylko zobaczyć pokój lady Dormer i pracownię.
- W jakim celu?
- To zwykła procedura. Mamy nakazane oglądać wszystko, co jest do zobaczenia -
rzekł Parker uspokajająco.
Poszli na górę. Drzwi na pierwszym piętrze, dokładnie na wprost schodów,
prowadziły do miłej, wysokiej, po staroświecku umeblowanej sypialni.
- To pokój mojej ciotki. W rzeczywistości wcale nie była moją ciotką, ale tak ją
nazywałam.
- Pewnie. Dokąd prowadzą te drugie drzwi?
- To garderoba. Siostra Armstrong spała tam w czasie choroby cioci.
Parker zajrzał do garderoby, ogarnął wzrokiem urządzenie sypialni i dał wyraz swemu
zadowoleniu.
Otworzywszy drzwi przepuścił ją przodem, co przyjęła bez podziękowania. Była
silnie zbudowaną dziewczyną, lecz w niemiły dla oka sposób ociężałą w ruchach - rozlazłą,
wyzywająco wręcz nieponętną.
- Chce pan zobaczyć pracownię?
- Proszę.
Poprowadziła go w dół po schodkach i dalej krótkim korytarzem do pokoju
zbudowanego, jak wiedział, na tyłach domu, nad pomieszczeniami kuchennymi. Po drodze
Parker obliczał w myślach odległość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl