[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o wizycie w St Mary's, i przekazał Leonorze pozdrowie
nia od siostry Concepty. Patrzyła na niego szczęśliwa.
- Co się dzieje? - spytał, gdy zdał sobie sprawę, że
nie słucha go tak uważnie, jakby chciał.
- Po prostu patrzę na ciebie i cieszę się, że przyje
chałam - odparła pogodnie. Przytulił ją mocniej i po
całował w policzek.
- Dziękuję, panno Fox. Bardzo się z tego cieszę.
Gdy tylko znalezli siÄ™ w Parson's Green, Penry wyjÄ…Å‚
ze swojego samochodu prezent dla Clem i Nicka,
DZIEWCZYNA ZNIKD 127
schował torbę z rzeczami Leonory i szybko przeszli na
drugą stronę ulicy. Leonora nie zdążyła nawet zacząć
się denerwować. Zapukali do białych, drewnianych
drzwi. Czekali krótką chwilę, wsłuchując się w stłumio
ną muzykę i śmiech, a potem otworzył im wysoki,
ciemny mężczyzna z blizną na policzku. Klepnął Pen-
ry'ego przyjaznie po plecach i przedstawił się Leonorze
jako Nick Wood. Chwilę pózniej dołączyła do niego
wysoka, piękna blondynka.
- Nareszcie jesteście! - zawołała, rzucając się Pen-
ry'emu na szyję. - Witaj w naszej menażerii! - zwróciła
się do Leonory. - Tak się cieszę, że przyjechałaś.
Leonora złożyła gospodarzom życzenia i wręczyła
im prezent.
- O dziesiątej rocznicy ślubu mówi się, że jest cyno
wa. Obawiam się, że to nie jest bardzo oryginalne...
Prezent stanowiła duża cynowa puszka, do której
Leonora włożyła butelkę starej, dobrej whisky. Gos
podarze byli bardzo zadowoleni. Clem zabrała Leonorę
do środka, żeby przedstawić ją wszystkim, a ponieważ
musiała na chwilę odejść, zajął się nią Luiz Santana,
mąż Charity, blizniaczej siostry Clem.
- Queridas - rzekł. - Oto gość Penry'ego, senorita
Leonora Fox.
Obie kobiety, które kończyły właśnie przybierać
stół, odwróciły się jednocześnie. Powitały Leonorę
z uśmiechem, trochę chyba zaskoczone jej dziewczęcą
urodą. Luiz przedstawił je jako swoją teściową oraz
żonę, a potem przeprosił i wyszedł witać przybywają
cych gości.
Leonora uśmiechała się zakłopotana, patrząc ze
zdumieniem na Charity. Blizniaczki były do siebie
wprost łudząco podobne! Bardziej jednak ciekawiła ją
starsza pani, której błękitne oczy wskazywały wyraznie,
że jest matką Penry'ego.
- Dobry wieczór - powiedziała nieśmiało, bo przez
chwilę żadna z nich nie wiedziała, jak zacząć rozmowę.
- Tak się cieszę, że pani Wood mnie zaprosiła...
128 DZIEWCZYNA ZNIKD
- Drogie dziecko! - Pani Vaughan odetchnęła z ulgą
i wyciągnęła do Leonory ręce. - Bardzo mi miło, że tu
jesteÅ›.
- Czemu Penry nie przyprowadził cię prosto do nas?
- zapytała Charity, uśmiechając się promiennie do
dziewczyny. - NaprawdÄ™, on jest czasami beznadziejny!
- Och, to nie była jego wina - odparła natychmiast.
- Twoja siostra chciała mnie od razu wszystkim przed
stawić... - Uśmiechnęła się przepraszająco. - Obawiam
się, że niwiele będzie z tego pożytku. Poznałam tyle
osób naraz, że wszystko mi się miesza.
Charity rozmawiała z nią jeszcze przez chwilę, a po
tem, ponaglana spojrzeniem przez matkę, zostawiła
LeonorÄ™ z paniÄ… Vaughan.
- Penry niewiele o tobie mówił, kochanie - rzekła
starsza pani. - UsiÄ…dz tu obok mnie i opowiedz
mi o sobie. Penry wspomniał mi o twojej przygodzie
na Gullholm. Dobry Boże, kiedy pomyślę, co się
mogło stać...!
- Wiem, pani Vaughan - odparła poważnie. - Pani
syn uratował mi życie.
- Dzięki Bogu był na miejscu. Przez większą część
roku na wyspie mieszkajÄ… tylko mewy. - Matka Pen-
ry'ego wzdrygnęła się i dotknęła dłoni Leonory. - To
naprawdę szczęście, że był on na wyspie w odpowied
nim momencie.
- KtoÅ› wzywa mego imienia nadaremno? - Penry
wszedł do pokoju. - Tu jesteś, Leonoro! Widzę, że
poznałaś już moją matkę.
- Nie dzięki tobie - rzekła kwaśno pani Vaughan.
- Clem złapała ją, zanim zdążyłem zaproponować
coś do picia. - Podał dziewczynie szklaneczkę wina.
- Mamo, masz na coÅ› ochotÄ™?
- Nie, dziękuję kochanie.
W przedpokoju rozległ się głośny kobiecy śmiech.
Pani Vaughan spojrzała z niepokojem na syna, a on
odwrócił się i twarz zastygła mu w niechętnym gryma
sie... Drzwi otworzyły się z trzaskiem i stanęła w nich
DZIEWCZYNA ZNIKD
129
szczupła, ubrana na biało kobieta. Przeszła przez pokój
rozkołysanym kocim krokiem, odrzucając z czoła czar
ne włosy.
- Cześć, Pen. Dawno się nie widzieliśmy, prawda?
- rzekła z uśmiechem. Zwróciła się w stronę pani
Vaughan. - Witam, pani V., proszę nie mieć takiej
miny! Nie mogłam przecież nie przyjść na przyjęcie
mojego kochanego brata! Jak siÄ™ macie i kto to jest?
- Dobry wieczór, Melanie - rzuciła krótko pani
Vaughan. - Co za niespodzianka... A gdzie jest... jak
on siÄ™ nazywa?
- Nigel. W ważnej podróży służbowej na kontynen
cie. - Spojrzała wyzywającego na Penry'ego. - I co, nie
przywitasz siÄ™ ze mnÄ…, Pen, kochanie?
- Dobry wieczór - powiedział Penry głosem bez
wyrazu i podał Leonorze dłoń, by wstała. - Pozwól,
że ci przedstawię, Leonoro. To jest Melanie, moja
była żona. Melanie, oto Leonora Fox, moja na
rzeczona.
Leonora zrozumiała, co miał znaczyć mocny uścisk
palców Penry'ego i nie mrugnęła nawet powieką na
dzwięk słowa narzeczona. Uśmiechnęła się chłodno.
- Dobry wieczór.
Nowo przybyła zmierzyła ją wrogim spojrzeniem.
- Witam! No, no, co za niespodzianka... Nie mia
łam pojęcia, że zamierzasz znów się żenić, Pen.
- Penry uznał, że przyjęcie z okazji rocznicy ślubu
Clem będzie dobrą okazją, by ogłosić tę dobrą nowinę
- oświadczyła pani Vaughan, wstając z miejsca. Ujęła
Leonorę pod rękę. - Chodzmy już, Penry. Katherine
właśnie przyjechała, na pewno chce poznać Leonorę.
Pożegnała swą byłą synową lodowatym uśmiechem
i wyszła razem ze swym synem i jego drobną przyjaciół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]