do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

RS
56
ROZDZIAA 12
W Sorli rozlegały się dzwięki rytmicznej muzyki. Trzy przyjaciółki
zjadły pizzę, wmuszając w siebie butelkę czerwonego wina, które żadnej z
nich nie smakowało. Uważały jednak, że powinny je wypić. Nie zauważyły
jakiegoś szczególnego skutku poza tym, że poczuły się senne. Całe picie na
nic!
- Ech, czy twoja mama nie ma nic innego poza tym czymś? - Sara
spojrzała z dezaprobatą na pustą butelkę po winie i dodała tonem konesera: -
To było słabe wino, niedojrzałe i ostre w smaku!
Dziewczęta zaśmiały się i Kristina wstała.
- Mama pije tylko wino, ale zobaczę.
Poszła i otworzyła kuchenną szafkę, w której Vigdis Sorli trzymała swój
skąpy zasób napojów alkoholowych.
- No to mamy likier morelowy i czekoladowy - oświadczyła, stawiając
butelki na stole.
- Przecież to się pije do kawy! - zaprotestowała Sara.
- E tam, zrobimy z tego drinki. Dodamy kostki lodu, i gotowe! - wpadła
na pomysł Vilde.
Wkrótce siedziały ze szklankami drinka na bazie likieru morelowego.
Popijały, zgodnie twierdząc, że smakuje wyśmienicie! Poziom głośności
muzyki wzrósł razem z ich dobrym humorem.
Pewnie dlatego żadna nie usłyszała odgłosu zatrzymującego się
samochodu i zauważyły gości, dopiero gdy Roy, Per, Kris i dwie
dziewczyny z trzeciej  c" z liceum stanęli w drzwiach salonu. Mieli ze sobą
skrzynkę piwa.
- A więc to tu jest impreza!
Roy uśmiechnął się szeroko do Kristiny i Sary. Opadł na sofę, pootwierał
butelki piwa i rozdał wszystkim. Wtedy spostrzegł Vilde, która patrzyła na
niego z nieukrywaną pogardą w brązowych oczach. Skojarzył, kim ona jest,
i co gorsza, że wie, kto wtedy zniszczył samochód jej matki. Roy dobrze
pamiętał nauczkę otrzymaną od Ulfa Veide i swoje argumenty, którymi
musiał przekonać kumpli, by już dali sobie spokój z plebanią. Nie przyszło
mu na myśl, że mógłby tu spotkać Vilde Borge! Odwrócił się w stronę Pera
i Krisa, ale nie wydawało się, by oni się tym przejęli. Nadrobił miną i
powiedział:
- Jak miło, że mamy tu reprezentację plebanii! Może się nam przydać!
RS
57
Kumple poparli go głośnym rechotem. Towarzyszące im dziewczyny
zachichotały i spojrzały niepewnie na młodszą. Vilde odwróciła się na
pięcie i weszła do kuchni. Kristina poszła za nią, zamykając za sobą drzwi.
- Przykro mi.
Vilde potrząsnęła głową. Nie opowiedziała przyjaciółkom o
zdemolowaniu samochodu mamy, ale doprawdy nie przypuszczała, że
spotka tu Roya.
- Mogłaś powiedzieć, że zaprosiłaś tę bandę! - Vilde popatrzyła na
Kristinę oskarżycielskim wzrokiem.
- Ale ja ich wcale nie zapraszałam!
- Cóż, ktoś musiał.
- Może wspomniałam komuś z drugiej klasy, że będę sama w domu... -
przyznała Kristina. Pociągnęła łyk piwa z butelki, którą nadal trzymała w
dłoni, skrzywiła się i odstawiła ją na stół.
Vilde wzruszyła ramionami.
- Zaczyna to wyglądać na jakieś oblewanie matury!
Miała rację. Podjechało jeszcze kilka samochodów i dom zaczął
wypełniać się ludzmi z obu trzecich klas, trochę pijanymi i głośno
mówiącymi. Impreza weszła w nową fazę, z głośną muzyką i okrzykami, i
piciem alkoholu. Gdy wróciły do salonu, napotkały Sarę, która ledwo stała
na uginających się nogach.
Nie wyglądała najlepiej. Pomogły jej dojść do łazienki, gdzie padła przed
sedesem i zwymiotowała. Vilde usiadła koło niej, głaszcząc ją po głowie.
- Sara, chyba jesteś chora! - przestraszyła się Kristina.
- Tylko pijana - skomentowała Vilde. Sara wstała, czepiając się
umywalki. Obmyła twarz zimną wodą.
- Cholera - stęknęła. - Nigdy więcej nie tknę alkoholu!
Przyjaciółki zaśmiały się z tego przepełnionego winą oświadczenia
grzeszniczki. Pomogły jej dojść do łóżka w pokoju Kima i położyły ją tam,
zostawiając przezornie miednicę na podłodze.
Gdy zeszły na dół, w salonie panował totalny chaos. Stół był zastawiony
pustymi butelkami po piwie. Gwar pijanych głosów zagłuszał teraz muzykę.
Popiół i papierosy zawalały podłogę, a piwo z przewróconej butelki wylało
się na perski dywan Vigdis.
- Chyba straciłyśmy kontrolę - stwierdziła Vilde, starając się wymyślić
jakieś rozwiązanie.
Kristina pokiwała głową. Podeszła i ściszyła muzykę. Spotkało się to z
głośnymi protestami nieproszonych gości. Kris odepchnął ją tak silnie, że
RS
58
się przewróciła, i nastawił głośniej muzykę. Kristina wstała i podeszła
prosto do Roya.
- Koniec imprezy! - powiedziała, przekrzykując hałas. - Bierz swoją
bandę i wynocha!
Roy tylko się wyszczerzył w uśmiechu. Zanim się zorientowała, złapał ją
mocno. Trzymał ją blisko siebie, a gdy próbowała mu się wyrwać, pochylił
się i pocałował mocno w usta.
- Puść mnie! - Kristina zaczęła go bić pięściami, ale on zaśmiał się tylko i
nadal ją całował.
Vilde próbowała ruszyć jej z odsieczą, ale szybko zajął się nią Per.
- Słyszałeś, co ona powiedziała? Puść ją! Roy odwrócił się gwałtownie i
stanął twarzą w twarz z Peterem i Jo. Już miał im odpowiedzieć, by się
zabierali, gdy dostrzegł dwa duże psy stojące obok chłopaków. Warczały.
- Dobra, dobra.
Puścił Kristinę i usiłował zatrzeć złe wrażenie śmiechem. Ale twarz
młodszego brata była aż zmieniona z wściekłości. Oczy Petera też nie
wróżyły niczego dobrego.
- Bierz swoją bandę i spadajcie stąd! Bo poszczujemy was psami!
Roy spojrzał w oczy brata i dostrzegł, że on to mówi poważnie. Przez
krótką chwilę stali, patrząc na siebie z nienawiścią. W salonie zapadła cisza.
Obecni obserwowali braci, czekając na rozwój wydarzeń.
Roy Strand był o głowę wyższy od młodszego o trzy lata brata. Jeśli
doszłoby pomiędzy nimi do bójki, wygrałby raczej Roy. Jednak Peter
popuścił nieco smyczy i rottweilery zbliżyły się do Roya, warcząc
ostrzegawczo. Roy cofnął się. Po chwili zastanowienia skinął, zły, głową w
stronę towarzyszy. Zaczęli się zbierać do wyjścia.
Pół godziny pózniej wyszli już ostatni nieproszeni goście. Kristina
siedziała, płacząc, na podłodze. Patrzyła na zniszczenia. Zbito szklaną wazę,
żar z papierosa wypalił dziurę w zasłonie. Butelki po piwie walały się
wszędzie. Statyw na kompakty był przewrócony, płyty i okładki leżały
porozrzucane wokół. Peter posłał jej bynajmniej nie współczujące
spojrzenie.
- Ze też mogłyście być tak durne!
- Nie miałyśmy pojęcia, że to się może tak skończyć! - próbowała się
usprawiedliwiać Vilde.
- To teraz pewnie już wiecie! - uśmiechnął się złośliwie Jo. On aż nadto
dobrze znał dzikie wybryki brata. - Cóż, powodzenia jutro!
Peter gwizdnął na psy. Wyszli z domu. Wcześniej, gdy byli na
wieczornej przechadzce, usłyszeli hałasy dobiegające z kierunku Sorli,
RS
59
zobaczyli stojące tam samochody i zrozumieli, co się dzieje. Teraz, mimo że
już było dobrze po północy, poszli jeszcze dalej, rozmawiając ze zgrozą,
jakim cudem ich koleżanki z klasy mogły postąpić tak koszmarnie głupio.
O tym samym rozmawiały i one, gdy obudziły się po krótkim śnie i
zabrały za porządki. o dziwo, to Sara czuła się najlepiej. Oceniła, co jest do
zrobienia, i rozdzieliła obowiązki.
Po południu w całym salonie pachniało świeżością. Perski dywan został
oczyszczony i powieszony na werandzie do przewietrzenia. Zasłony zyskały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl