do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

To jest...
- Dosyć, wyjdz już stąd - przerwał mu Stottle - meyer. - I nikomu ani słowa o tym, co
tu dzisiaj usłyszałeś, zwłaszcza dziennikarzom. Wyraziłem się dostatecznie jasno?
Ingo kiwnął głową i posłusznie wyszedł.
Stottlemeyer odwrócił się do Dishera.
- Możesz już przestać opukiwać ściany, Randy.
- Ale nie znalazłem jeszcze tajnego przejścia.
- Bo nie ma żadnego przejścia.
- Może jest w podłodze - zastanowił się porucznik i zaczął udeptywać podłogę.
Stottlemeyer chwycił go za ramię.
- Przestań. Stój i nie ruszaj się. Wyjmij z kieszeni swój notes z długopisem i rób to, co
zawsze robisz, zwykłe notatki.
Disher zrobił, jak mu kazał kapitan.
Stottlemeyer wziął głęboki wdech i odwrócił się do Boba i Anny Sebesów.
- Znacie kogoś, komu mogło zależeć na śmierci Lincolna Clovisa?
- Jego. - Monk wymierzył palec w Boba Sebesa.
Stottlemeyer westchnął.
- Nie mówiłem do ciebie, Monk. Czas, żebyś też już sobie poszedł.
- Ale jeszcze nie skończyliśmy.
- Ty skończyłeś. Spotkamy się na posterunku - Powiedział Stottlemeyer.
Monk nie chciał się kłócić. Odwrócił się i wyszedł z pokoju. Ja postałam jeszcze
chwilę, czekając, aż kapitan na mnie spojrzy, żeby posłać mu miażdżące sPojrzenie. Ale
Stottlemeyer nie uląkł się mojego sPojrzenia. Jeżeli ktoś się tu bał, to tylko ja.
Detektyw Monk zostaje niedoceniony
Ponad godzinę czekaliśmy w gabinecie Stottleme - yera na jego powrót. Monk zajął
się zamiataniem podłogi, odkurzaniem półek i porządkowaniem wszystkiego dookoła.
Kiedyś zastanawiałabym się, jak Monk może się tak poniżać i sprzątać kapitanowi
gabinet, gdy ten potraktował go w sposób tak bezduszny.
Ale znałam już Mońka wystarczająco dobrze, aby zrozumieć, że nie robił tego dla
Stottlemeyera, lecz dla siebie. Była to dla niego chwila odprężenia, odpoczynku dla umysłu,
okazja do stworzenia oazy ładu w panującym wokół niego świecie chaosu.
Ja nie miałam na podorędziu żadnych rytuałów ani czynności, które przyniosłyby mi
ulgę i rozwiały niepokój, frustrację, złość i strach. Siedziałam więc na szpetnej winylowej
kanapie i przeżuwałam wszystko w sobie.
Pomijając już mój dołek finansowy i niepewną przyszłość, nie umiałam się pogodzić z
tym, że Bob Sebes mógłby uniknąć odpowiedzialności za morderstwo. Wiedziałam, że Monk
się nie myli, a Sebes łże, opowiadając o swojej próbie samobójczej. Ale nie miałam pojęcia,
w jaki sposób mógł przechytrzyć monitorujące urządzenie elektroniczne o tak zaawansowanej
technologii ani jak wydostał się z domu niezauważony przez policję i tłum dziennikarzy. A
widząc, z jaką zawziętością Monk sprząta gabinet kapitana, widziałam, że on również nie
potrafi tego rozgryzć.
Byłam zresztą przekonana, że nie tylko morderstwa zajmowały myśli Mońka. Był
teraz bankrutem, bezrobotnym i bezdomnym. I trudno się było spodziewać, aby Stottlemeyer
pozwolił Monkowi dłużej u siebie mieszkać.
Nie miałam żadnych odpowiedzi, a pytania kłębiły się w mojej głowie i każde budziło
we mnie jeszcze większy niepokój, jeszcze większą frustrację i jeszcze większy strach. Ale
nie potrafiłam o nich nie myśleć. Domyślałam się, że właśnie tak czuł się Monk każdego dnia,
w każdej minucie życia, tyle że na jeszcze większą skalę.
Być może nasze dusze rzeczywiście nadawały na tej samej częstotliwości, jak sam to
kiedyś ujął, i to o wiele bardziej, niż skłonna byłabym to głośno przyznać.
Kiedy Stottlemeyer i Disher wrócili wreszcie na posterunek, kapitan omiótł swój
uporządkowany, lśniący czystością gabinet takim wzrokiem, jakby wywrócono w nim
wszystko do góry nogami.
- To jest moja prywatna przestrzeń, Monk.
- To była twoja zabałaganiona prywatna przestrzeń.
- Prosiłem cię, żebyś zrobił porządek?
- Zrobiłem go przez grzeczność.
- Grzecznością byłoby, gdybyś niczego nie ruszał 1 zostawił wszystko na swoim
miejscu - stwierdził Stottlemeyer. - Dotyczy to zarówno mojego gabinetu, Jak i mieszkania.
- Och, naprawdę, słuchać tego nie można! - Miałam dosyć i wstałam z kanapy. - Nie
po to siedzieliśmy tu przez bitą godzinę, by słuchać teraz pańskiego kwilenia.
Stottlemeyer odwrócił się w moją stronę.
- Co powiedziałaś?
- Dobrze pan słyszał. Kazał nam pan czekać w swoim gabinecie, a dobrze pan zna
pana Mońka. Jeśli nie spodziewał się pan, że wyświadczy panu taką grzeczność, to marnie się
pan zna na ludziach i może pan winić wyłącznie siebie samego. Czy możemy wreszcie
przejść do meritum?
Gdybym wyciągnęła z torebki pistolet i zastrzeliła kapitana, Monk nie wyglądałby na
bardziej zaskoczonego.
Disher zagwizdał, a w każdym razie próbował zagwizdać, bo zabrzmiało to raczej tak,
jakby chciał wysmarkać nos.
- Ho, ho. Widzę, że ktoś dzisiaj wstał lewą nogą z łóżka - powiedział.
- Nie wiem, czy lewą, ale na pewno w środku nocy. O wpół do czwartej zostałam
wezwana na miejsce przestępstwa przez kogoś, dla kogo nie pracuję i wobec kogo nie mam
żadnych zobowiązań. Ale oczywiście poszłam, jak ostatnia kretynka.
- Ma menstruację - wyjaśnił Monk.
Stottlemeyer i Disher pokiwali ze zrozumieniem głowami, jakby te słowa wszystko
wyjaśniały. To rozzłościło mnie jeszcze bardziej, bo było seksistow - skie, protekcjonalne i
kłamliwe.
- To nie ma z tym nic wspólnego, panie Monk. Po prostu nie chcę być traktowana jak
śmieć i pan też nie powinien się dać tak traktować.
- Proszę, nie wypowiadaj więcej tego słowa na  ś - powiedział Monk i jakby chciał
przeprosić obecnych, dodał: - Ma menstruację.
Stottlemeyer i Disher znowu pokiwali głowami.
- Przestańcie! - wściekłam się. - Nie macie nawet pojęcia, jak to rani, a jeśli macie i
mimo to dalej to robicie, to po prostu jesteście świniami.
- Przepraszam, jeśli podczas przesłuchania Se - besa obszedłem się dziś z wami zbyt
obcesowo - powiedział Stottlemeyer. - Ale nie mogłem pozwolić, aby Monk bez końca wiódł
nas na manowce.
- To on zabił.
- Proszę, właśnie o tym mówię, Monk. To nie on zabił. To niemożliwe. Mylisz się.
- Pan Monk nigdy się nie myli w kwestii morderstwa - stwierdziłam.
- Tym razem się myli - odparł Stottlemeyer. - Chyba że potrafi wyjaśnić, jak Sebes
pozbył się elektronicznej obroży bez uruchamiania alarmu, jak udało mu się przełożyć ją na
nogę innej osoby i wymknąć się z domu. No i jak przemycił do domu kogoś, choć nie wiem,
kto, u diabła, miałby to być, komu włożył obrożę i zaserwował drinka, a potem jeszcze
przemycił go z powrotem na ulicę.
- Wejścia i wyjścia tłumaczy tajny tunel - powiedział z powagą Disher. - Choć
oczywiście nie wyjaśnia nam on kwestii zakłóconego monitoringu.
- Nie ma żadnego tajnego przejścia, Randy - powiedział Stottlemeyer.
- Tego nie wiemy. Gdybyśmy wiedzieli, nie byłoby już tajne.
- Jedyną osobą, która wychodziła z domu, była Anna Sebes - stwierdził kapitan. -
Wychodziła przez frontowe drzwi na oczach wszystkich.
- Może to ona zabiła - wyraził przypuszczenie Disher. - Kiedy Haxby zginął, też nie
było jej w domu.
Monk pokręcił głową.
- Ze swoim artretyzmem nie byłaby w stanie zawiązać stryczka i unieść ciała Clovisa
nad balustradę. Poza tym to wciąż nie wyjaśnia picia alkoholu przez Boba.
- Bob już to wyjaśnił, Monk - przypomniał Stottle - meyer. - Bardzo przekonująco.
- Mnie nie przekonał - stwierdził Monk. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl