[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wić, wyściskał go i posadził na masce samochodu. - Szu-
ka sześciolatka. Co zrobiłaby Lindsey? Wrócił do Brooke
kałem ciebie.
i poprosił ją, \eby jeszcze przez kilka minut została z Har-
Justin przytulił głowę do jego piersi.
ringtonami, którym szybko wyjaśnił sytuację. Potem po-
wlókł się do samochodu, z zamiarem przeszukania okoli-
cznych ulic.
Ten przera\ający lęk był jeszcze gorszy od tego wszy-
stkiego, co prze\ył wczoraj, kiedy patrzył na cierpiącą
Lindsey. Przez chwilę przyglądał się rzędom samochodów
i odnalazł wzrokiem swój, zaparkowany między pikapem
a kombi. Raziło go odbijające się od maski słońce i do-
piero kilka metrów przed zderzakiem zauwa\ył lśniącą
w ostrym świetle jasną czuprynę.
- Justin! - Marko podszedł do kabrioletu, a chłopiec
wyprostował się na tylnym siedzeniu i ju\ prawie płakał.
- Kto ci pozwolił... Wynocha stąd!
Chłopiec wstał całkiem blady, wspiął się na drzwi, a se-
kundę pózniej spadł na kolana na chodnik. Marko zbli\ył
się, zdą\ył zobaczyć grozę w jego oczach, i w tej samej
chwili Justin zaczął rozdzierająco szlochać.
- Niczego nie zepsułem - wyjąkał Justin.
- Przeraziłeś mnie na śmierć. Skąd się tu wziąłeś? Pro-
siłem przecie\, \ebyś nie schodził mi z oczu. Szukałem
cię nawet w lesie. Mówiłem...
- Zrobiło mi się zimno. Przyszedłem po swoją kur-
tkę... - tłumaczyło dziecko ledwie słyszalnym szeptem.
PODWÓJNE Å›YCIE LINDSEY 145
- Ojej... Jesteście czyste. Wesołe. Czyje to dzieci?
- Złapała się za głowę w udawanym zdziwieniu.
- Twoje, mamo - odpowiedziała Brooke.
- śadnych meczów dzisiaj? Ani placu zabaw?
- Mecz był wspaniały, mamo. Wygraliśmy. W \yciu
nie widziałaś takiej wysokiej, szybującej piłki, jaką dzisiaj
ROZDZIAA DWUDZIESTY PIERWSZY złapałam, z dwoma chłopakami na bazie. - Alex wręczyła
jej rysunki.
Justin rzucił na łó\ko wiązankę wiosennych kwiatów
Lindsey najpierw ich usłyszała. Znajome radosne głosy
w szeleszczÄ…cym papierze.
rozbrzmiewały w korytarzu prowadzącym do windy.
- Marko kazał nam wziąć prysznic i czysto się ubrać,
- Zało\ę się, \e śpi.
to wszystko. Pokazał nam, jak zrobić te rysunki. I kupił
- Nie bądz głupi. Czeka na nas.
kwiaty na dole. Powiedział, \e dziewczyny lubią takie
- Ale ona jest naprawdÄ™ chora.
rzeczy. Pozwolił nam rysować w swojej pracowni. On
- Ju\ nie. Marko mówił, \e ju\ nie ma kamienia, pa-
naprawdÄ™ dobrze rysuje.
miętasz?
- Wiem, kochanie.
- Myślisz, \e pozwolą jej to wło\yć do dzbanka?
- Upiekliśmy moje ciasteczka i zjedliśmy ich trochę na
- To przecie\ ledwo widać. Pamiętasz rysunek Marka?
lunch.
Malutka kropeczka.
- Przywiezliśmy ci ubranie - dodała Alex. - Marko
- Marko mówi, \eby być cicho. Zepsujesz niespo-
tak się denerwował, grzebiąc w twoich rzeczach, \e sama
dziankÄ™.
musiałam wszystko wybrać. Od razu wiedziałam, co
Marko, Marko, Marko..." Lindsey siadła na brzegu
wziąć.
łó\ka i przygryzła wargi. A więc ta krucha równowaga,
Lindsey otworzyła ramiona i przygarnęła dzieci, a
nad którą tak cię\ko pracowała, usiłując podzielić uczucia
ponad ich głowami patrzyła na Marka oczami pełnymi
między swoich najdro\szych, zwyczajnie przestała istnieć.
Å‚ez.
Uśmiechnęła się, ale myśl o przyszłości na nowo odebrała
- Tęskniłam za wami.
jej oddech.
- My te\ za tobą tęskniliśmy. One za tobą tęskniły
- No dobrze, towarzystwo, i o to chodzi. A teraz przy
- poprawił się szybko.
pomnijcie sobie, co ćwiczyliście.
- W domu jest więcej niespodzianek - dodał Justin.
Na dzwięk znajomego barytonu, z lekkim bostońskim
- Nie będzie \adnej, jeśli wszystko wypaplasz - upo-
akcentem, Lindsey natychmiast się o\ywiła.
mniała go Alex.
- Niespodzianka! - wyszeptały chórem dzieci, tłocząc
siÄ™ w progu.
PODWÓJNE Å›YCIE LINDSEY 147
PODWÓJNE Å›YCIE LINDSEY
146
ju\ nastąpiła. Mury runęły. Przykro mi, \e twoja opiekun-
Lindsey ubrała się w d\insy i swój ulubiony sweter,
ka akurat musiała wyjechać, ale tak się stało. Dzisiaj twoje
który znalazła w papierowej torbie razem z butami. Zosta-
dzieci były zdane na mnie. Od bladego świtu robiłem, co
ła wypisana ze szpitala, wepchnięta na przednie siedzenie
mogłem, \eby trzymać je na dystans. Byłem szorstki i
samochodu i zasypana tysiącem pytań. Tak, urodziła ju\
[ Pobierz całość w formacie PDF ]