do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do ludzi, którzy poddają się szantażowi. Jestem pewien, że gdyby Dan
zdawał sobie sprawę z tego, na czym pani zależy, niezle by panią
pogonił.
Celeste przyjrzała mu się uważnie. Jess Harper nie udawał, że
jest zagniewany. Naprawdę był wściekły. Tylko czemu? I kto mu
powiedział, że ma oczekiwać jej wizyty?
- Zdaje się, że zaszła jakaś pomyłka - powiedziała ostrożnie i
uniosła brwi.
- Nie wydaje mi się. - Podszedł do biurka i wziął z niego
kopertę. Wyrzucił jej zawartość na blat. - Robi pani z Dana idiotę, a
mnie chce pani wciągnąć w coś nielegalnego. Nic z tego.
176
RS
Celeste podeszła wolno do biurka i spojrzała na zdjęcia. Zdjęcia
z Balu Zakochanych w Dallas. Była na nich ona, pogrążona w
rozmowie z dwoma mężczyznami, jednym w masce i przebraniu
Upiora w Operze, drugim w kostiumie Napoleona. Pamiętała ich jak
przez mgłę. Byli to jacyś biznesmeni pracujący w Dallas, ale
utrzymujący kontakty z całym światem. Trochę jej wtedy nawet
pochlebiło, że zwrócili na nią uwagę. Posłała Jessowi pytające
spojrzenie, a on wybuchnął śmiechem.
- Niech pani nie zgrywa niewiniątka. Przecież zna pani tych
ludzi.
- Nie znam.
- Jest pani dobra. Bardzo dobra. Rozumiem teraz, dlaczego Dan
dał się nabrać. Jeśli chodzi o wygląd, jest pani przeciwieństwem
Shawny, ale tak jak ona ma pani smykałkę do interesów. Ciekaw
jestem, ile czasu zabrało im znalezienie pani i wkręcenie na
odpowiednie miejsce. A potem ja zaproponowałem Danowi spotkanie
na balu i cała misterna konstrukcja została wprawiona w ruch. Mogę
tylko pluć sobie w brodę. Dobrze przynajmniej, że z mojej strony to
po prostu błąd popełniony bez premedytacji.
Celeste nie mogła zupełnie zrozumieć, o czym Jess Harper
mówi. Czuła się tak, jakby spadała w jakąś otchłań.
- Kim są ci ludzie? - zapytała; oczy obu mężczyzn zakrywały
maski.
- Przecież pani ich zna. Pracują dla głównego importera ropy.
177
RS
- Nie znam ich - powtórzyła raz jeszcze Celeste, patrząc mu
prosto w oczy. - Przyjechałam do Dallas zaledwie trzy miesiące przed
Balem Zakochanych. Naprawdę nie znałam tam nikogo poza moimi
kolegami od Stevensa i Lyncha.
- Umie pani przekonująco kłamać, to muszę pani przyznać.
- Nie kłamię. Kto panu naopowiadał takich bzdur o mnie, kto z
panem rozmawiał? - zapytała kompletnie zdezorientowana. - A poza
tym niech się pan zastanowi, po co miałabym tu przyjeżdżać.
Jej słowa odniosły pewien skutek.- Jess podszedł do biurka i
wolno opadł na skórzany fotel. Wskazał jej jedno z krzeseł.
- Może pani usiądzie - powiedział. - Dała mi pani do myślenia.
Wziął do ręki zdjęcia i jeszcze raz je przestudiował.
Celeste również sięgnęła po kilka fotografii, Wyglądało na to, że
przez cały wieczór ktoś za nią chodził i pstrykał jej zdjęcie za każdym
razem, gdy z kimś rozmawiała. Nie pamiętała dwóch trzecich ze
swoich rozmówców, ale w końcu był to duży bal, na który ściągnęły
setki gości. Tymczasem ktoś fotografował właśnie ją. Na samą myśl o
tym dostała gęsiej skórki.
- Niech mi pan powie, co panu o mnie powiedziano - poprosiła.
- Wiem, że używa pani fałszywego nazwiska. Wiem, że zagrała
pani na współczuciu Dana, żeby dostać u niego pracę i móc
infiltrować jego firmę. A teraz przyjechała pani tutaj, żeby coś mi
podrzucić. Jeśli interes nie wypali, ja będę winny.
Celeste pochyliła się w jego kierunku.
178
RS
- A co miałabym panu podrzucić? - Położyła torebkę na biurku. -
Niech pan ją przejrzy. Niech pan zobaczy, co jest w środku.
Jess nie czekał na powtórne zaproszenie. Otworzył torebkę i
wyrzucił jej zawartość na biurko. Odsunął na bok szminkę, puder,
portmonetkę. Zaciekawił go mały, skórzany portfelik. Podniósł go i
spojrzał na Celeste.
- Wizytownik - powiedziała..
Otworzył portfel i wysypał wizytówki. Zmarszczył brwi. Wziął
jedną kartę do ręki i spojrzał triumfująco.
- Jakie to niewinne. Prawie się dałem nabrać.
- Co? - Celeste poczuła ucisk w żołądku. - O co chodzi? Podał
jej kartonik. Na odwrocie nagryzmolony był numer telefonu i dziwna
nazwa:  Midnight River". Nie miała pojęcia, co to oznacza, ale
podejrzewała, że coś niedobrego.
- Pewnie mi pan nie uwierzy, ale nie mam pojęcia, co to znaczy i
skąd mam tę karteczkę.
- Nie, nie uwierzę. - Jess sięgnął do szuflady. - Wiem natomiast,
że mam teraz spotkanie i nie mogę tu pani pozwolić zostać. Pójdzie
pani ze mną.
Kiedy wyciągnął rękę z-szuflady, trzymał w niej pistolet,
Wycelował go prosto w Celeste. Celeste przełknęła ślinę. Z bronią się
nie dyskutuje.
- Zostawiłam kota w samochodzie na parkingu.
179
RS
- Więc lepiej, żeby pani nie sprawiała kłopotów. Jeśli spotkanie
potoczy się tak, jak powinno, będzie tu pani z powrotem za
czterdzieści osiem godzin.
- Nie mogę zostawić zwierzaka bez jedzenia i wody przez dwie
doby.
Jess wziął jej kluczyki od samochodu, podrzucił do góry i
zręcznie złapał.
- Moja recepcjonistka zajmie się kotem. Ale ustalmy zasady.
Wychodzimy stąd razem. Pani ma wyglądać tak, jakby chciała iść ze
mną, jasne?
Celeste spojrzała na wycelowaną w siebie lufę.
- Jasne.
- Niech mnie pani nie zmusza do tego, żebym zrobił pani
krzywdę - powiedział Jess, wkładając pistolet do kieszeni i biorąc ją
pod ramię.
A oto nadchodzi bogini wraz ze starym przyjacielem Dana. Ale
wygląda na nieco spiętą. Idzie sztywno, jakby kij połknęła. Oho. Coś
mi tu nie gra. Jess mówi recepcjonistce, że ma mnie wypuścić z
samochodu, a Celeste nawet okiem nie mrugnie, żeby się temu
sprzeciwić. Nie, nie podoba mi się to.
Przyczepię się do nich i sprawdzę, dokąd zmierzamy. Mam
przeczucie, że Celeste będzie potrzebowała mojej pomocy. Już raz się
nie pomyliłem. Wtedy, na Balu Zakochanych. Ta kobieta ma kłopoty.
Tylko ja mogę ją ocalić.
180
RS
Krótko po opuszczeniu Lomar Dan zmienił kurs i skierował się
do San Antonio. Zbliżała się pora umówionego spotkania z Philem
Norrisem. Martwił się. Jess Harper nie odpowiedział na żaden z jego
telefonów. Mógł być gdzieś w świecie. Przypomniał sobie stare
powiedzenie ojca:  Jeśli się powiedziało A, trzeba powiedzieć B".
Dokładnie tak się teraz czuł. Chciał mieć to już za sobą.
Jego przyszłość to Celeste Levert. Ach, jaka to będzie przyszłość
! Czuł się trochę głupio, że jej nie wyznał miłości. Chociaż nie
zamierzał powiedzieć, że ją kocha, do chwili uzyskania absolutnej
pewności, iż nie powtórzą się tragiczne wypadki z przeszłości.
Oczywiście wcale nie miał pewności, że to wyznanie miłości miało z
tym jakiś bezpośredni związek. Być może wystarczało samo uczucie.
Kiedy był blisko San Antonio, skontaktował się z lotniskiem i
przygotował do lądowania. Za jakąś godzinę powinien dotrzeć na
miejsce. Mimo że była to podróż służbowa, nie potrafił nie
rozkoszować się myślą o tym, że jedzie na ranczo. Zawsze kochał tę
górzystą krainę i odosobnienie starej posiadłości, którą kupił i odnowił
jego ojciec. Zajrzał do torby, żeby sprawdzić, czy pistolet wciąż tam
jest. W wypożyczalni samochodów czekało już na niego auto.
Ruszył na północny zachód. W czasie drogi myślał o swojej
pracy w Carson Dynamics. Niedługo będzie z powrotem w biurze.
Dzięki Bogu udało mu się uniknąć tłumaczenia przed matką z tej
podróży, Szybko dotarł w okolice rancza. Skręcił z autostrady
międzystanowej w starą drogę prowadzącą do posiadłości Kamienisty
Potok. Jake Carson zachował jej dawną nazwę. Po chwili ujrzał
181
RS
drewnianą tablicę nad brama wjazdową. Po obu stronach drogi pasło
się bydło. W oddali dostrzegł też dwa jelenie przebiegające przez
pastwisko. Droga biegła nieco pod górę, po czym opadała w dół, aż do
małego strumienia, od którego brała się nazwa posiadłości. Duże,
białe kamienie, wygładzone rwącym nurtem, pokrywały oba brzegi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl