do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i oferował jej jeden ze swych najbardziej zniewalających uśmiechów. Następnie
zaproponował filiżankę kawy...
- Cieszę się, że jesteście państwo małżeństwem - powiedziała pani
Cartwright wychodząc. - Niechętnie zgadzamy się, by powierzano opiekę na
dzieckiem parom, które nie wstąpiły w związek małżeński.
94
R S
ROZDZIAA ÓSMY
Dzień 340. - narastają komplikacje...
Tonia powróciła póznym popołudniem. Czterej bracia Luca też
świętowali jej powrót. Jedli kolację głośno i hałaśliwie. Malutkiej jednak nie
przeszkadzały ani hałasy, ani zamieszanie. Sprawiała wrażenie zadowolonej.
Ustrojona w różową sukieneczkę z falbankami, oczarowywała jednego wujka po
drugim słodkim gaworzeniem, gruchaniem, bezzębnym uśmiechem.
- To jest interesujące - ogłosił Marc.
Złapał Grace za rękę i przyglądał się zdobiącej jej palec obrączce. I już po
chwili otoczyli ich wszyscy bracia.
- Czy ona jest prawdziwa? - domagał się wyjaśnień Stef.
- Wyjdziesz za tego tam... Williama? - dopytywał się Alessandro z
dezaprobatą w głosie. - On nie jest dla ciebie dość dobry. Bo jeśli kazał ci tak się
ubierać, że wyglądałaś jak dżdżownica...
Zanim Grace zdążyła coś odrzec, Luc pośpieszył z odpowiedzią:
- Ma tÄ™ obrÄ…czkÄ™ ode mnie.
Zmiertelna cisza zapadła po tym wyjaśnieniu. Potem Rocco zapytał:
- Czy ona jest prawdziwa?
Przez moment Grace myślała, że Luc znowu skłamie. Szturchnęła go
Å‚okciem.
- Nie ośmielisz się - mruknęła. - Dość tych oszustw.
W jego oczach błysnęła złość.
- Nie, nie jest prawdziwa - przyznał.
- Jeszcze nie? - zasugerował Marc z uśmiechem. Luc zignorował to
pytanie.
95
R S
- Ludzie z Social Services mają myśleć, że prawdziwa. Jeśli ktoś się
dowie, że tak nie jest, stracimy Tonię. Trzymajcie buzie na kłódki.
Twarz Stefa wyrażała zdziwienie.
- Od kiedy to udajecie małżeństwo? Ostatnio twierdziliście, że jesteście
zaręczeni.
- To jest wersja dla policji - wyjaśnił mu Alessandro z rozbawieniem w
głosie. - Posłuchaj: w pracy on jest szefem, a ona jego asystentką, dla policji są
zaręczeni, małżeństwem są dla opieki społecznej, a dla nas to fajni kumple,
którzy właśnie siedzą przed nami.
- Nie wiem, jak wy się możecie w tym połapać - dziwił się Stef.
Alessandro zmarszczył brwi. - Mnie najbardziej interesuje, kim oni będą
dla siebie, gdy już oddadzą Tonię.
- Kim będą albo lepiej: gdzie będą - zaśmiał się Marc. - Domyślam się,
gdzie będą. Prawdopodobnie w najbliższym łóżku.
- Dość tego! - powiedział stanowczo Luc. Gniew błysnął w jego złotych
oczach.
- Aha! - Rocco kopnął Marca pod stołem.
- Spójrz, jaką ma poważną minę.
- Lepiej spójrz na Grace! Ona się zaczerwieniła!
- Wystarczy, powiedziałem - denerwował się Luc.
- Tonia idzie teraz spać i musi mieć spokój. yle spała zeszłej nocy i
wszyscy jesteśmy zmęczeni.
- Może gdybyś spał w nocy, zamiast kochać się z Grace... - zaczął Marc.
- Do widzenia - przerwał ostro Luc. - Wychodzicie i to szybko!
Tym razem wyszli niemal bezszelestnie. Tylko Marc wykrzywił się
obrzydliwie, gdy mijali drzwi pani Bumgartle.
Gdy już zostali sami, Grace spojrzała na Luca z dezaprobatą.
- Niepotrzebnie wmieszaliśmy ich w tę nieuczciwą sytuację. Czuję się
winna i bez tego.
96
R S
- Tak? - podszedł do niej. - A nie czułaś się winna wymyślając Willy'ego?
Zaczerwieniła się.
- To zupełnie inna sprawa. Nie oszukiwałam policji ani Social Services.
- Tylko mnie.
Chwycił ją za łokcie i przyciągnął ku sobie. Był wysoki, silny. Gdy
podszedł blisko, miała wrażenie, że jego szerokie ramiona przesłaniają cały
świat. Oparła ręce na jego biodrach. Wyczuwała pod palcami napięte muskuły.
Resztką sił powstrzymywała pragnienie, by wsunąć ręce pod jego koszulę i
dotknąć szorstkich, kędzierzawych włosów porastających klatkę piersiową.
Opuściła głowę, walcząc z pokusą.
- Luc, nie - szepnęła.
- Myślę, że to twoje przebranie i Willy, że to było takie zabezpieczenie -
powiedział nieoczekiwanie.
- Zabezpieczenie? - zmusiła się do czegoś na kształt uśmiechu. - Przed
czym?
- Sądzę, że miałaś nieprzyjemne doświadczenia z poprzednim szefem -
zauważył łagodnym głosem. - I dlatego to wszystko. Bałaś się, że będę taki jak
on.
Poczuła się okropnie. Tak życzliwie próbował ją usprawiedliwić.
Jednocześnie jego rozwiązanie było tak dalekie od prawdy.
- Nie! - krzyknęła. - Przysięgam, że nic takiego nie było!
- I po tych wszystkich kłamstwach miałbym akurat teraz ci uwierzyć.
On nic nie rozumie, pomyślała z rozpaczą.
- Zanim zaczęłam pracować w twojej firmie, przedtem, przez całe życie,
skłamałam zaledwie sześć razy.
- I teraz postanowiłaś nadrobić zaległości - zaśmiał się.
Prześlizgnął ręką po jej szyi. Wyrwała się z uścisku.
- Obiecałeś, że nie będziesz mnie dotykać. Znowu o tym zapomniałeś!
- Pamiętam. Ale zaplanowałem z góry, że ta obietnica zostanie złamana.
97
R S
Zaczął ją namiętnie całować, blokując wszystkie myśli i opory. Znowu
objęła rękoma jego ramiona. Czuła rozpalający się w niej ogień pożądania. Rze-
czywistość wymykała się spod kontroli. Ogarniało ją obezwładniające szczęście
i pomyślała, że chyba jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyła tak silnego
uczucia.
Delikatnie odpiął kilka górnych guzików jej bluzki. Zsuwając bluzkę z
ramion, odsłonił linię szyi i piersi.
I począł pokrywać pocałunkami obnażone miejsca.
- PragnÄ™ ciÄ™, mia amorata - szepnÄ…Å‚.
Czuła na szyi ciepło jego przyśpieszonego oddechu. Resztka
przytomności sprawiła, że Grace spróbowała wysunąć się z jego objęć.
- Nie powinniśmy - szepnęła. - To byłoby nie w porządku.
Mówiąc to, czuła, że kochanie się było właśnie tą jedyną rzeczą, którą
powinni robić. Tak naturalną, że wszystko inne przy tym wydawało się być nie
w porzÄ…dku.
- Dlaczego? - zdziwił się. - Nie widzę żadnego problemu. Przyznałaś, że
żaden William nie istnieje. Obiecuję, że nie stracisz pracy. O co chodzi?
Przecież oboje tak bardzo siebie pragniemy.
Trzymał ją w objęciach, nie chcąc puścić. Jego pożądanie było widoczne
jak na dłoni. Nie wiedziała, jak dłużej mogłaby się temu opierać. Jeszcze
spróbowała coś wyjaśniać:
- Luc, to szaleństwo. Znamy się prawie rok i nic takiego się nie zdarzało.
Teraz oboje jesteśmy zdenerwowani i dlatego reagujemy tak nietypowo. Taka...
reakcja obronna organizmu. Rozumiesz?
- Co takiego? - mruknÄ…Å‚.
- Reakcja obronna. To z nerwów. Robimy to, co myślimy, że chcemy, a
naprawdÄ™ wcale tego nie chcemy.
Zaśmiał się i zamknął jej buzię pocałunkiem.
98
R S
- Jeśli nie zrobię teraz tego, co oboje chcemy - powiedział po chwili [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl