[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którą mają mu dowiezć w poniedziałek. Prosił, żebym ją dla niego odebrała. Chyba chodzi o
jakiś sprzęt muzyczny.
To raczej nieuprzejme z mojej strony, że pod jego nieobecność umawiam się na randkę z
Jackiem, ale uważam, że całą winę za tę sytuację ponosi Aga. To ona bezczelnie mnie
wrobiła. Dlatego nie uważałam za stosowne informować Marka o moich planach na jutro.
Zwłaszcza, że on na pewno odwiedzi Beatę, więc jesteśmy kwita. Gdy przyje dzie, wszystko
wróci do normy. Chyba...
15 lutego, piątek 12.00
- Majeczko, przyjedz na obiad. Zabierz ze sobą Agę -zakomunikowała mama przez telefon.
- Aga się odchudza. Czy coś świętujemy, na przykład wyprowadzkę cioci? - zapytałam z
nadzieją w głosie.
- Niestety. Obiad bez okazji. Po prostu stęskniłam się za tobą.
25 lutego, piątek, 14.00
Szkoda, ze człowiek nie ma wpływu na to, jaka jest jego rodzina. Dwa Rudzielce
zachowywały się wręcz skandalicznie:
- Majka, dzwonił do ciebie jakiś chłopak i powiedziałem mu, ze rzuciłaś studia i wyjechałaś
do Anglii zbierać truskawki - powiedział starszy, szczerząc zęby.
- Kto to był? Przedstawił się?
- Nie pamiętam.
- Jak to nie pamiętasz? Poza tym - dodałam obrażona -kto ci pozwolił odbierać telefony do
mnie?
- Skąd mam wiedzieć, które są do ciebie? Co ja wróżka jestem? Dzwoni telefon, to podnoszę
słuchawkę! Normalne chyba, nie?
- Majka... - powiedział Jurek - chłopaki z mojej klasy chcieli zobaczyć damskie stringi, więc
wyciągnąłem jedną parę z twojej szafy, żeby im pokazać.
- Co?
- No i jeden taki Romek je zabrał i nie chciał mi oddać...
- Mamo, czy ty masz nad tym jakąś kontrolę? - zapytałam bezradnie.
- Ciocia, o co jej chodzi, przecież w końcu oddał! - zainteresował się młodszy muszkieter.
- Nie wiesz, pało? - uprzejmie zapytał go brat. - To jej gacie były, nie?
- Ciocia, on się przezywa!
Koniec. The end. Finito. Ludzka cierpliwość ma swoje granice. Myślałam, że będę miała
okazję pogadać z mamą, ale okazało się, że to nie będzie możliwe. Pozostały nam konsultacje
telefoniczne. Idę do pani Steni.
Moja sąsiadka przywitała mnie uśmiechem i ciepłymi jeszcze faworkami własnej roboty. Po
rytualnym już deserze wzięłam listę zakupów i udałam się do najbliższych delikatesów. Po
drodze dostałam SMS-a od Jacka: MAJA, BARDZO CI PRZEPRASZAM, ALE
NIESTETY MUSZE ZOSTA W PRACY DO 22. KOLEGA MUSI JECHA DO
SZPITALA, BO %7łONA MU RODZI. JEST MI PRZYKRO, %7łE CI NIE ZOBACZ. MAM
NADZIEJE, ZE JUTRO TO NADROBIMY. ZADZWONI POPOAUDNIU. JACEK". No i
dobrze. Swoją drogą, kto pracuje do dwudziestej drugiej. Może jest gdzieś stróżem? Biedny
Jacuś! Siedzi w zimnej kanciapie, ręce mu się trzęsą z zimna, a on pije ciepłą herbatkę i
rozgrzewa sobie członki nad ogniskiem. Nie, jak nad ogniskiem, skoro siedzi w kanciapie?
Przecież by spłonęła! Biedaczek, nie ma nawet gdzie się ogrzać! Pewnie przytula się do psa.
Każdy stróż ma psa...
O czym ja myślę! Jacek nie wygląda na takiego, który w brudnej wełnianej czapeczce i
pikowanej kamizelce siedzi na budowie. Zaraz, wczoraj mówił, że jest w kinie służbowo.
Może dzisiaj też musiał iść na film. Może jest producentem filmowym... nie, to też bez sensu.
To czym on się zajmuje? A może wcale nie musi zostać w pracy, może wcale nie pracuje,
tylko nie ma ochoty się ze mną spotkać? Taka wymówka z kolegą, któremu żona rodzi
dziecko, nie jest zbyt przekonująca. Chociaż w sumie to normalne, że kobiety rodzą dzieci.
Tak czy siak mógł wymyślić coś oryginalniejszcgo. Na przykład, że jest chory, albo że UFO
wylądowało na dachu jego domu i musi zrobić dla nich kapuśniaczek. Tak, najlepiej wcale
nie odpisze, bo jak znam życie, to znowu wyjdę na idiotkę. Tego jednego mogę być w życiu
pewna.
W sumie szkoda, że się dzisiaj nie spotkamy. Chyba czekałam na tę randkę. No nic. Raz na
wozie, raz pod wozem.
Między zakupem kiełbasy krakowskiej a kapusty dostałam kolejny SMS, tym razem od
Marka: KOCHANIE, TSKNI! JUZ SIE NIE MOG DOCZEKA, KIEDY CIE
ZOBACZ. JEZLI CHODZI O TE PACZK, TO PROSILBYM CIE, ZEBYS JA
ODEBRAAA O 14 W PAR-KU KOLO FONTANNY. PRZYWIEZIE JA CHAOPAK. TO
SUPERWAZNA SPRAWA, WIEC NIE ZAPOMNIJ. GDYBY MOWIL COS O KASIE, TO
JEST JUZ UREGULOWANA. DZIKI!" Tylko tyle?! Cały sms o jakiejś głupiej paczce?
Nawet słowem nie wspomniał, kiedy wraca! To łajdak! Szkoda, że dzisiaj nie mam randki z
Jackiem, bo przynajmniej zrobiłoby mi się lepiej. Marek na pewno siedzi teraz u Beaty!
Zdrajca!
Piątek, 15 lutego, ok. 16.00
Wróciłam do pani Steni. Zadzwoniłam do drzwi. Nie otwierała. Złapałam za klamkę. Otwarte.
- Pani Steniu, to ja, Maja! - powiedziałam, uchylając drzwi.
Cisza. Czyżby zasnęła? Weszłam do środka. Znajomy kot wbiegł do przedpokoju i zaczął
ocierać się o moje nogi.
- Gdzie jest twoja pani? - spytałam, nachylając się nad Puszkiem, czy jak mu tam.
W dużym pokoju palił się telewizor, więc weszłam. Znalazłam tam Panią Stenię. Spała na
bujanym fotelu. No nic nie będę jej na razie budzić, niech sobie śpi. Włożę w tym czasie
zakupy do lodówki.
Pokręciłam się jeszcze chwilę po mieszkaniu i nakarmiłam kota. Po pięciu minutach wróciłam
do pokoju, żeby obudzić moją sąsiadkę i przypomnieć jej o zamknięciu drzwi.
- Pani Steniu. To ja, Maja. Włożyłam zakupy do lodówki i już wychodzę, dobrze?
Pani Stenia ani drgnęła. Co robić? Przecież musi się obudzić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]