do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Myśli napływały potężną falą. On sam przypominał małego holenderskiego chłopca,
który wetknął palec do dziury w tamie i zatrzymuje morze racjonalnych wniosków. Stał tam
skurczony i zadowolony ze swej żelaznej teorii. Teraz zaczął się prostować, wyciągnął palec z
dziury w tamie. Cała nawałnica odpowiedzi zaczęła wciskać się do środka.
Epidemia rozprzestrzeniła się tak szybko. Czy byłoby to możliwe, gdyby jej
nosicielami były jedynie wampiry? Czy ich nocne włóczęgi były w stanie tak rozkręcić jej
tempo?
Wręcz poczuł uderzenie gwałtownie nasuwającej się odpowiedzi. Tylko wtedy
bowiem można wyjaśnić niesłychaną szybkość rozprzestrzeniania się epidemii, jej ofiary,
których liczba narastała w postępie geometrycznym, jeżeli przyjmiemy teorię bakterii.
Odsunął od siebie filiżankę z kawą, bo w głowie aż tętniło mu od tuzina różnych
pomysłów. Muchy i komary miały naturalnie swój udział. Rozprzestrzeniały chorobę, dzięki
nim zarazki mogły mknąć przez świat.
Tak, bakterie były odpowiedzią na wiele pytań, to, że za dnia pozostawali w ukryciu,
bo zarazek powodował śpiączkę, aby uniknąć promieniowania słonecznego.
Nowy pomysł. A co, jeśli bakterie stanowią o sile wampirów?
Czuł, jak dreszcz przebiega mu po plecach. Czy to możliwe, żeby ten sam zarazek,
który uśmiercał żyjących, dawał także siłę umarłym?
 Muszę się dowiedzieć! Podskoczył z miejsca i niemal wybiegł na zewnątrz domu. I
wtedy w ostatnim momencie odskoczył od drzwi, chichocząc nerwowo.  Na Boga - po-
myślał -  chyba oszalałem, przecież jest noc!
Uśmiechając się pod nosem, spacerował niestrudzenie po pokoju.
 Czy to wyjaśnia też inne rzeczy? A żerdzie? Jego umysł niemal zazgrzytał, chcąc
znalezć miejsce dla tych faktów w ramach nowego spojrzenia.
 No, prędzej! - krzyczały do niego własne, niecierpliwe myśli. Ale do głowy
przychodziło mu jedno - utrata krwi. To zresztą i tak nie wyjaśniało przypadku tej kobiety.
Poza tym to nie było serce...
Pominął to w obawie, że jego nowa teoria legnie w gruzach, zanim zdoła ją
sformułować.
A krzyż. Nie, bakterie nie były tu żadnym wyjaśnieniem. Ziemia, nie, to nie wnosi nic
nowego. Cieknąca woda, lustro, czosnek...
Czuł, że nie potrafi opanować drżenia. Miał ochotę głośno krzyczeć, żeby zatrzymać
galopujące myśli. Musiał znalezć coś, cokolwiek!
 Niech to diabli! - złościł się w myślach -  nie dam za wygraną tak łatwo!
Zmusił się do tego, żeby usiąść. Siedział w napięciu, nękały go dreszcze, odsunął od
siebie wszystkie myśli, aż wreszcie przyszedł spokój.
 Dobry Boże - pomyślał -  co się ze mną dzieje? Wpadam na jakiś pomysł i jeśli w
jednej chwili nie znajduję wszystkich odpowiedzi, wpadam w panikę. Widocznie wariuję.
Sięgnął po drinka, teraz był mu potrzebny. Wyciągnął rękę i trzymał ją przed sobą, aż
przestała drżeć.
 Już dobrze, chłopcze, już uspokój się - próbował zażartować z siebie -  Zwięty
Mikołaj przyjdzie w te strony i przyniesie wszystkie śliczne odpowiedzi. Już nie będziesz
nieszczęsnym Robinsonem Crusoe uwięzionym na wyspie nocy, którą otaczają oceany
śmierci.
Słysząc swoje myśli, parsknął śmiechem, a to przyniosło mu odprężenie.  Kolorowy,
smaczny kąsek - pomyślał -  ostatnim człowiekiem na Ziemi jest Edgar Gość.
 Już dobrze - powiedział do siebie rozkazującym głosem -  teraz pójdziesz do łóżka.
Nie można łapać dziesięciu srok za ogon. Już tak dłużej nie możesz. Niezły z ciebie dziwak.
Pierwszym krokiem było teraz zdobycie mikroskopu.  Tak, o to trzeba postarać się na
początku - usilnie powtarzał sobie, rozbierając się, aby pójść do łóżka. Ignorował przy tym
ściśnięty żołądek - nieomylny znak tkwiącego w nim niezdecydowania. Niepohamowane
pragnienie tego, by już natychmiast zanurzyć się w dochodzenie, poszukiwanie odpowiedzi
bez żadnych wstępnych ustaleń, przygotowań, sprawiało mu nieomal ból.
Czuł się niemal chory, leżąc tak w ciemności i starając się zaplanować swój następny
krok. Miał przy tym przekonanie, że to tak właśnie musi być.  To ma być pierwszy krok,
pierwszy krok, niech to diabli, to będzie pierwszy krok.
Uśmiechnął się w ciemności, poczuł się dobrze, myśląc, jak konkretne zadanie stało
przed nim. Pozwolił sobie jednak na myśl tylko o jednym problemie przed snem. Ukąszenia
owadów i rozprzestrzenianie się epidemii z osoby na osobę - czy to wystarczy, żeby wyjaśnić
ogromną szybkość, z jaką szerzyła się epidemia?
Z tym pytaniem poszedł spać, a o trzeciej nad ranem obudził się i stwierdził, że jego
dom omiata kolejna burza piaskowa. I nagle, w mgnieniu oka wpadł na to, jak powiązać ze
sobą fakty.
Rozdział 11
Pierwsze urządzenie było do niczego.
Podstawa była niestabilna i nawet najmniejsze drgania powodowały zakłócenia.
Poruszające się części urządzenia były zbyt luzne i wszystkie się trzęsły. Lustro wysuwało się
ze swojego miejsca, ponieważ osie, na których się trzymało, zamocował nie dość ciasno. Co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl