[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się, by któryś z nich przypadł ci do gustu.
Nie znalazłam jeszcze tego jedynego odparła beztrosko. I znów rozmo-
wa zeszła na inny tor.
Z czasem na obydwu dworach wszystko się jakoś ułożyło. Sol, łagodna, ale
nieobecna duchem, pomagała chorym, niekiedy podając im bezwartościowe leki
i obiecując poprawę, a następnie niebo. Czasami wszystko kończyło się dobrze,
czasami nie, ale pacjenci i tak ją uwielbiali. Kilka razy wymknęła się do lasu
i odbyła wyprawy na Blokksberg, ale ich skutki były tak straszliwe, że zdecy-
dowała na jakiś czas zaprzestać tych praktyk. Przyszło jej to z trudem, tęskni-
ła bowiem bardzo za fascynującym wcieleniem Szatana. Chociaż zmieniały się
krajobraz i drobne epizody na Blokksberg, on ciągle pozostawał takim samym,
ogromnie pociągającym mężczyzną, posiadającym wszystkie cechy, których po-
szukiwała Sol. Za każdym razem stawał się coraz piękniejszy i coraz bardziej
zmysłowy. Przepaść między nim a zwykłymi śmiertelnikami była coraz głębsza.
Spotkała go już trzykrotnie w oszałamiającej ekstazie, ale zawsze, gdy się budziła,
uczucie pustki było coraz bardziej gorzkie. Płakała wówczas z bezsilności.
Wiedziała, że kolejne przeżycie potęguje ból rozdarcia. Otchłań była dla niej
obszarem granicznym, dzielącym dwa światy. Nabierała coraz większej pewności,
do którego z nich należy jej dusza, dokąd ulatują jej myśli.
Przerażało ją to bardziej, niż chciała przyznać sama przed sobą.
* * *
Liv powoli wracała do życia, ale do normalności było jej jeszcze daleko. Dag
miał dla niej niewyczerpalne zasoby cierpliwości. Często myślał o tej fatalnej
chwili, gdy oboje zdali sobie sprawę, że nie są rodzeństwem.
Pewnego dnia Liv poruszyła ten temat.
Siedzieli w Grastensholm na okiennym parapecie. Zapadał zmierzch. Rozmo-
wa ucichła. Byli sami, Charlotta poszła do Lipowej Alei.
Co z nami będzie, Dagu? nieoczekiwanie westchnęła Liv.
Drgnął.
O co ci chodzi?
Wiesz dobrze, co mam na myśli.
Tak powiedział po chwili. Nie śmiałem nazywać rzeczy po imieniu.
120
Liv czekała. Ona podjęła temat, teraz nadeszła jego kolej.
Czy zechcesz, Liv? zapytał cicho. Czy zechcesz wyjść za mnie?
To nie takie proste szepnęła. Chcieć to nie to samo co móc.
Dlaczego nie?
Gwałtownie pokręciła głową.
Nie mogę o tym mówić, Dagu. To zbyt. . . osobiste.
Popatrzył na nią badawczo, ale odwróciła twarz.
Ale czy chcesz tego? zapytał cicho. Czy chcesz wyjść za mnie za
mąż?
Tym razem zdecydowanie przytaknęła ruchem głowy.
Dag nie męczył jej dłużej. Widział wyraznie, że to dla niej zbyt trudne.
Zwrócił się z tym problemem do Sol. Szczerej, otwartej Sol, zawsze gotowej
do pomocy. Poprosił ją, by wyciągnęła od Liv, co stoi na przeszkodzie ich mał-
żeństwu.
Przede wszystkim jest nieprzyzwoicie wcześnie po zgonie męża powie-
działa nie namyślając się Sol.
Wiem, ale mam dużo czasu, by na nią czekać.
Sol, która właśnie postanowiła skończyć z wyprawami na Blokksberg, rada
była, że zajmie swoje myśli czymś nowym i ważniejszym.
Oczywiście, zapytam ją, braciszku. Małżeństwo z tobą jest dla Liv jedynym
ratunkiem. Dlaczego nie odkryłeś tego już dawno temu, ty głuptasie?
A ty?
Szczerze mówiąc, ja też się nie zorientowałam. Zawsze traktowałam was
wszystkich jak rodzeństwo.
My też tak myśleliśmy, ale tak wcale nie jest, Sol.
Nie, i dzięki Bogu, ze względu na Liv. %7łyczę wam wszystkiego dobrego,
braciszku. Na pewno uda mi się wyciągnąć z niej prawdę.
Tak też się stało. Dziewczęta, tak jak w dzieciństwie, dzieliły sypialnię. Pew-
nego wieczora Sol uznała, że Liv dojrzała do rozmowy o swoim nieudanym mał-
żeństwie.
W ciemności wsłuchiwała się w szept siostry.
Nasza kochana mama poradziła mi dać mężowi całą swą miłość, pozwolić
mu przychodzić do siebie i przyjmować z radością, pokazywać, że podzielam
jego. . . żądze. Zrobiłam tak, Sol, i usłyszałam lodowate kazanie. Powiedział, że
ujawnianie uczuć nie przystoi kobiecie i że w przyszłości mam pozostać bierna.
To on miał być myśliwym, zdobywcą. Byłam tylko jego własnością, z której był
dumny, z której mógł korzystać.
Chyba wykorzystać parsknęła ze złością Sol, aż Liv musiała ją uciszyć.
Nigdy nie słyszałam o kimś tak okropnym. I zakłamanym. Nie wolno ci w to
wierzyć, Liv. Silje miała rację. Większość mężczyzn czeka na odpowiedz na swoje
zaloty, chcą być kochani.
121
Tak sądzisz? zapytała siostra z odrobiną nadziei w głosie.
Sądzę? Ja to wiem!
Liv była zbyt przybita, by zwrócić uwagę na wyrazne odwołanie się Sol do
własnych doświadczeń.
Gdybym miała wtedy dość sił, by nie dać się zbić z tropu. Ale byłam taka
samotna, taka niepewna. Sądziłam, że to mój błąd, że on miał rację, przyrównując
mnie do ladacznic. To mnie złamało, Sol. A to był tylko wstęp do ciągłych poni-
żeń, zniewag i moich wiecznych wyrzutów sumienia. On mnie zabijał, rozumiesz?
I. . . Sol! Nie, tego nie mogę powiedzieć!
Musisz wyznać teraz całą prawdę, inaczej nigdy nie pozbędziesz się tych
myśli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]