do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

RS
starczyÅ‚o mu, że Rosemary jest tuż obok, a on może siÄ™ jej przy­
glądać. Właśnie utarła suszone kwiaty pierściennika i mieszała
je z gęsim tłuszczem.
- W pergaminach wuja jest mowa o wieprzowym smalcu,
ale na samÄ… myÅ›l o smarowaniu siÄ™ czymÅ› takim...  WstrzÄ…s­
nęła się z obrzydzenia i zachichotała.
A Will natychmiast zapragnął ją uściskać i pocałować jej
śmiejące się usta.
Trzymał jednak swoje chęci na wodzy. Wiedział, że byłoby
lepiej, gdyby poszedł do magazynu, ale jakoś nie mógł się na to
zdobyć. Wolał zostać tutaj. Pomógł Rosemary wybrać kilka
rdzawych bryłek mirry. Szorstkie i dość kruche, miały wielkość
orzecha wÅ‚oskiego i Å‚atwo daÅ‚y siÄ™ rozbić w mozdzierzu. Rose­
mary rozpuÅ›ciÅ‚a proszek w pachnÄ…cych olejkach i dodaÅ‚a lano­
linę. Następnie odstawiła otrzymany krem, aby skrzepł i zajęła
się listą, którą co wieczór analizowała z Willem.
Znów przemknęło mu przez głowę, że nie powinien siedzieć
przy Rosemary. Spojrzał na nią spod oka. W blasku świec jej
cera przypominała najdelikatniejszy jedwab. Czy był to rezultat
stosowania jakiegoś balsamu własnej produkcji? A może Bóg
daÅ‚ jej tÄ™ wspaniaÅ‚Ä… gÅ‚adkość, aby pasowaÅ‚a do mÄ…droÅ›ci, humo­
ru i odwagi? To połączenie działało upajająco jak mocne wino.
Im dłużej Will przebywał z Rosemary, tym bardziej jej pożądał.
- Problem polega na tym, że niektóre z tych ziół i korzeni
mają szerokie zastosowanie. - Popatrzyła na niego i leciutko
zmarszczyła brwi.
Nie, pomyślał, kłopot w tym, że twoje wargi wyglądają tak
kusząco. Chętnie by się przekonał, czy równie słodko smakują.
- Rozumiem - odparł zduszonym głosem.
- Widzę, że to cię frustruje.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. - Uśmiechnął się żałośnie.
- Ależ wiem. Tyle pracy, a rezultaty niewielkie. Tylko mięs-
RS
nie nam zesztywniały. - Z westchnieniem ściągnęła łopatki,
a jej małe, kształtne piersi uwypukliły się pod zieloną wełnianą
sukniÄ…, która kiedyÅ› należaÅ‚a do jego siostry. Na Alys nie po­
dobała mu się aż tak, jak na Rosemary.
- Owszem, zesztywniały - przyznał. - Miał ochotę chwycić
jÄ… w ramiona i caÅ‚ować do utraty zmysłów, ale honor nie po­
zwalał mu tego zrobić. Sądząc z jej zachowania, była niewinną
dziewczyną. A co ważniejsze, nie mógł ofiarować jej nic poza
krótkimi chwilami cielesnej przyjemnoÅ›ci. Taka niezwykÅ‚a i cu­
downa kobieta jak Rosemary zasługiwała na coś lepszego. Na
dobrego męża, który kochałby ją i dbał o nią do końca życia.
On nie byÅ‚ w stanie pokochać ani jej, ani żadnej innej kobie­
ty. Jego serce zostało pogrzebane wraz z Ellą.
- Przynajmniej wiemy, że te towary ukradziono dla jakiegoś
aptekarza. Zwyczajny klient nie umiałby ich wykorzystać.
- Kto posunąłby się do rabunku i zabójstwa, żeby zdobyć
to, czego potrzebował?
Hrabia Baldassare? Rosemary przypomniała sobie o nim
i natychmiast skarciÅ‚a siÄ™ za to podejrzenie. O jego winie prze­
cież nie świadczył fakt, że Włoch czynił jej awanse. Właśnie
z tego powodu nie wspomniała o tym incydencie Williamowi.
- Cóż, sÄ… w naszym fachu również ludzie nieuczciwi. FaÅ‚­
szujÄ… skÅ‚ad mielonych ziół, dodajÄ…c do nich trawÄ™, ale morder­
stwo... - Potrząsnęła głową.
- Jeżeli dasz mi listę tych, którym przydałyby się skradzione
rzeczy, każę moim strażnikom przeszukać sklepy tych apte­
karzy.
Jaki on zdenerwowany, pomyÅ›laÅ‚a. Jego ciaÅ‚o niemal wibro­
waÅ‚o od tÅ‚umionych emocji. SÄ…dziÅ‚a, że majÄ… zwiÄ…zek z konie­
cznością szybkiego ujęcia sprawców popełnionych przestępstw.
W Rosemary wezbraÅ‚a wrodzona serdeczność, jak zawsze wte­
dy, gdy ktoś potrzebował pomocy lub ukojenia. Tak jak teraz
RS
Will. Nieznanym uczuciem byÅ‚o natomiast zastanawiajÄ…ce pod­
niecenie, które ogarniało ją, ilekroć on znajdował się blisko niej.
Pożądanie. CzytaÅ‚a o nim we francuskich romansach, sÅ‚ysza­
ła, jak, chichocząc, rozmawiały o nim dziewczęta. Nigdy jednak
nie przypuszczała, że można tak bardzo chcieć iść z mężczyzną
do Å‚oża. Jak to dobrze, że William jest taki obojÄ™tny. Przypusz­
czała bowiem, że gdyby jej tylko dotknął, sama padłaby mu
w ramiona. Jakimś cudem zdołała się opanować i spytała:
- Nie lepiej powiedzieć dowódcy straży o naszych spostrze­
żeniach?
Will prychnÄ…Å‚ pogardliwie.
- On i jego ludzie od dawna prowadzą śledztwo, które, jak
dotąd, nie przyniosło żadnych rezultatów.
- A obecnie są zajęci utrzymywaniem porządku na ulicach.
W okresie świąt włóczy się tylu pijaków.
W odpowiedzi William skrzywiÅ‚ siÄ™ i mruknÄ…Å‚ coÅ› niezo­
bowiÄ…zujÄ…cego.
- Dlaczego tak nie lubisz tej pory roku? - Zauważyła, że
w domu Williama zignorowano Boże Narodzenie. Anna, która
chyba ją polubiła, wyznała Rosemary, że lord William nie życzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl