do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dwóch welonów. Houston słyszała, jak matka kręci się na dole, ale leżała jeszcze przez
kilka minut. Spała niewiele, przewracała się z boku na bok i myślała o dzisiejszym dniu.
Modliła się, żeby w ciągu nadchodzących lat Kane ją pokochał.
Kiedy matka przyszła ją obudzić, miała już ochotę wstać i powitać nadchodzący dzień.
Wszystkie trzy były gotowe do wyjścia o dziesiątej. Pojechały do domu Taggerta
powozikiem Houston, a Willie podążył za nimi pożyczonym wozem, na którym jechało
pokryte muślinem łóżko i opakowane suknie. Na miejscu czekało już kilkanaście
dziewcząt ze Stowarzyszenia Sióstr.
- Stoły są już gotowe - powiedziała Tia.
- I namioty - dodała Sara.
- A pani Murchison gotuje już od czwartej - wtrąciła Ann Seabury pomagając wyjmować
suknie.
- A kwiaty? - spytała Houston. - Czy ułożono je wszędzie zgodnie z moim projektem?
- Myślę, że tak - odpowiedziała jedna z dziewcząt.
Panna Emily wystąpiła do przodu.
- Houston, sprawdz lepiej sama. Niech ktoś dopilnuje, żeby twój mąż siedział w swoim
gabinecie, a ty możesz obejść dom.
- Mąż - mruknęła Houston, gdy Nina pobiegła zatrzymać Kane a. Wszyscy pilnowali,
żeby nie zobaczył panny młodej przed ślubem.
Przeszła przez wszystkie pokoje na dole i podziwiała dekoracje, które sama
zaprojektowała. W małej bawialni ustawiono trzy długie stoły - leżały na nich prezenty dla
obu par przysłane z całych Stanów Zjednoczonych. Kane wprawdzie powiedział, że nie
ma przyjaciół wśród bogaczy z Nowego Jorku, ale sądząc po darach, uznawali, że jest
jednym z nich.
Był tu mały inkrustowany stolik od Vanderbiltów, srebro od Gouldów, złoto od
Rockefellerów. Gdy prezenty zaczęły nadchodzić, Kane skomentował, że powinni, do
cholery, coś przysłać, bo on dosyć nawysyłał ich dzieciakom, kiedy tylko ktoś się żenił.
Pozostałe prezenty pochodziły od krewnych Leandera, a mieszkańcy Chandler starali się
wymyślić blizniacze podarunki: były dwie jednakowe miotły, dwie beczki kukurydzy, dwie
identyczne książki, podwójne bele materiału. Były tam dwa takie same papierki z
krawieckimi szpilkami i dwa jednakowe dębowe krzesła od Masonów.
Przed lustrami ustawiono wysokie palmy, a nad kominkiem rozwieszono girlandy z
czerwonych róż i fioletowych bratków.
Weszła do dużego salonu. Tutaj spotkają się najbliżsi przyjaciele i rodzina przed i po
ceremonii. Wzdłuż parapetów, nad drzwiami i na suficie wiły się delikatne zielone gałązki.
Pod każdym oknem stały donice z paprociami, a przechodzące przez nie poranne słońce
tworzyło na podłodze subtelne wzory. Palenisko kominka przyozdobiono różowymi
gozdzikami wplecionymi w winorośl.
Houston szybko zakończyła inspekcję parteru i poszła na piętro. Do ceremonii pozostało
83
jeszcze pięć godzin, ale wiedziała, że w ostatniej chwili może się jeszcze objawić
mnóstwo spraw.
W ciągu ostatnich dni wiele czasu spędzała na parterze, natomiast piętro było jej wciąż
nieco obce. Wschodnie skrzydło domu, w kształcie litery U, przeznaczone było dla gości.
Dzisiaj przebierała się tam Blair. W części środkowej mieściły się pokoje Edana po jednej
stronie ptaszarni i holu, a po drugiej pokój dziecinny, łazienka i pokój dla niani.
Długie skrzydło obok pokoju dziecinnego należało do Houston i Kane a. Jego sypialnia,
stosunkowo niewielka, wychodziła na ogród. Pokój Houston, oddzielony łazienką, był
największy. Miał jasne wykładane panelami ściany, ozdobione girlandami, pod którymi
miały dopiero zostać powieszone obrazy. Dalej była różowo-biała łazienka, garderoba
oraz salonik i mała jadalnia, w której mogli z Kane em jadać, gdy chcieli być sami.
- Nigdy bym nie przywykła do tego domu - oświadczyła Tia po obejrzeniu pokoi za
sypialnią. - A popatrz na ten ogród na dachu.
- Ogród? - zdziwiła się Houston podchodząc do drzwi. Otworzyła je i wyszła na gęstwinę
drzew i kwiatów w doniczkach. Między zielenią ukryto kamienne ławeczki. Kiedy ostatnio
tu zaglądała, ogrodzony dach, na który wychodził jej pokój, był pusty.
- Spójrz na to - powiedziała Sara, podając jej dużą białą kartkę, która była przyczepiona
do olbrzymiego figowca.
Mam nadzieję, że Ci się spodoba. %7łyczę wszystkiego dobrego w Waszym małżeństwie.
Edan
- To prezent od Edana - wyjaśniła i poczuła, że ten ogród niezwykle harmonizuje z jej
dzisiejszym nastrojem.
Nim zdołała powiedzieć coś więcej, do pokoju wtargnęła, jak burza, pani Murchison.
- Za dużo mam ludzi w kuchni! - krzyknęła. - Nie wiem, jak ja mam coś gotować w tym
tłumie. A pan Kane i tak ma już za dużo pracy. Straci cały dzień.
- Straci... - zaczęła przerażona Meredith. - Pani myśli, że Houston nie ma nic innego do...
Houston przerwała jej. Pani Murchison była pod urokiem Kane a i na pewno będzie go
bronić do upadłego.
- Zaraz zejdę - powiedziała, nie zważając na to, że Sara odpakowywała właśnie ślubną
suknię. Trzeba ją było odprasować i ewentualnie coś gdzieś zaszyć.
Kiedy Houston zeszła na dół, musiała się zająć kolejnymi nieszczęściami. Kilka razy
słyszała, jak Kane krzyczał coś w swoim gabinecie, wreszcie wybiegł do ogrodu, więc
ktoś wepchnął ją czym prędzej do spiżarni, żeby pan domu nie zobaczył panny młodej.
Zazdrościła mu swobody, a jednocześnie żałowała, że nie są razem. Tak by chciała
pospacerować po ogrodzie.
Dopiero dwie godziny przed uroczystością udało jej się wrócić na górę.
- Houston... - Opal zaczęła się denerwować. - Już naprawdę musisz zabrać się do
ubierania.
Zdejmując ubranie pomyślała, że kiedy następnym razem będzie się rozbierać...
- Co to za kobieta? - spytała Ann, gdy Houston wkładała bawełnianą koszulkę, niezwykle
delikatną - była zawiązywana na maluteńkie różowe wstążeczki, a u dołu miała
84
wyhaftowane drobniutkie pączki róż.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała Tia, wyglądając wraz z Ann przez barierkę tarasu - ale
to chyba najwyższa kobieta, jaką widziałam.
Sara zaczęła ściągać różowy, atłasowy gorset Houston.
- Chyba muszę zobaczyć - powiedziała. - Może to jakaś krewna Lee.
- Gdzieś ją już widziałam, ale nie mam pojęcia, gdzie - zastanawiała się Ann. - Co za
dziwny pomysł, żeby na ślub ubrać się na czarno.
- Mamy dość roboty - powiedziała Opal takim tonem, że córka uniosła głowę. - Nie
musicie się interesować prywatnymi sprawami gości.
Houston poczuła, że coś się dzieje. Nie zważając na spojrzenie matki, wyszła na skraj
tarasu, gdzie stała Tia. Wiedziała od razu, kim jest ta wysoka, elegancka kobieta.
- To Pamela Fenton - szepnęła i odwróciła się w stronę sypialni.
Przez moment żadna z nich się nie odezwała.
- Pewnie nosi żałobę - powiedziała Sara - bo straciła męża. Houston, którą z tych halek
wkładasz najpierw?
Mechanicznie ubierała się dalej, ale myślami była w ogrodzie, gdzie Kane spotykał się
teraz z kobietą, którą niegdyś kochał.
Zapukano do drzwi.
- To ten człowiek, który pracuje z Kane em - poinformowała Ann. - Chce się z tobą
zobaczyć i mówi, że to bardzo pilna sprawa.
- Ale ona nie może... - zaczęła Opal, lecz córka porwała leżący na krześle szlafrok i już
była przy drzwiach.
Kane stał w odległym krańcu ogrodu i spoglądał na rozciągające się w dole miasto
Chandler. Postawił jedną nogę na kamiennej ławce i palił cygaro.
- Witaj, Kane - powiedziała cicho Pamela.
Czekał chwilę; kiedy się do niej odwrócił, był opanowany. Zmierzył ją wzrokiem od stóp
do głów.
- Czas cię nie dotyka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl