[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Katiu oświadczył ja muszę iść. Zrozum to. I pragnę, jak niczego innego na świecie,
abyś poszła z nami.
Chavasse zapiął swoją pikowaną kurtkę i wstał.
Nie zapominajcie, że nie mamy dużo czasu. Mogą odkryć moją nieobecność w ciągu najbli-
ższej pół godziny.
Ale dlaczego musi pan iść, doktorze? potrząsnęła głową. Czegoś tu nie rozumiem.
Hoffner spojrzał na gościa pytająco i Chavasse kiwnął głową. Uczony, patrząc na Katię, po-
wiedział łagodnie:
Rzeczywiście, nie byłem z tobą szczery, moje dziecko. Dokonałem pewnego odkrycia.
Można powiedzieć, że jest to znaczący wkład w zrozumienie świata.
To odkrycie epoki dodał Chavasse.
Wyniki moich badań sprawiają, że jestem potrzebny ojczyznie i całemu zachodniemu światu
ciągnął Hoffner, ignorując uwagę agenta.
Przez chwilę twarz Katii pozostawała bez wyrazu. Potem pojawił się w niej ból.
Dlaczego nie powiedzieliście mi tego wcześniej? Czy nie ufaliście mi? Czy tak niewiele dla
ciebie znaczę? zwróciła się do Chavasse'a. Dla was obydwu?
Było wiele powodów odparł Hoffner. Musiałabyś odwrócić się od swych rodaków. Do
końca życia pozostawać między obcymi.
Podniosła jego rękę do swego policzka.
Nie mam nikogo oprócz was dwóch powiedziała z uśmiechem. Nikogo, tylko pana i
Paula. Któż inny mógłby mnie obchodzić?
Chavasse objął dziewczynę i całując, poczuł, że jej twarz jest mokra od łez. Uśmiechnęła się ra-
dośnie, patrząc na niego. Nagle uśmiech znikł z jej ust. Zadrżała.
Poczuł zimny podmuch powietrza na karku. Odepchnął Katię i odwrócił się wolno. W drzwiach
stał kapitan Tsen. Tuż za nim służący doktora z automatem w ręku.
Na twarzy kapitana Tsena malowała się niesamowita radość.
Więc w końcu znamy prawdę, panie Chavasse oznajmił. Przyzna pan, iż nasza strate-
gia okazała się skuteczna. Gra skończona.
Powinienem się domyśleć!", powiedział sobie cierpko Chavasse. To wszystko poszło zbyt ła-
two. Jego ucieczka została zaplanowana przez pułkownika Li. Był to zatem tylko następny ruch w
grze. Szach i mat!
Do przodu wystąpił Hoffner i zasłonił sobą Paula.
Niech pan posłucha, kapitanie zaczął.
Proszę nie ruszać się z miejsca chłodno powiedział kapitan.
Przez chwilę oczy służącego spoczęły na Hoffnerze. To Chavasse'owi wystarczyło. Wypchnął
Katię poza pole strzału i dał nura za sofę.
Służący pociągnął serią po ścianie. Pociski rozłupały boazerię. Katia rzuciła się w stronę zbiega.
Nie, Paul! Nie! krzyknęła i upadła na dywan.
W świetle ognia, płonącego na kominku, widział jak z rany na czole spływa po jej twarzy krew.
Wychylił głowę zza brzegu sofy.
Służący i Tsen stali ciągle w otwartych drzwiach. Hoffner klęczał przy Katii.
Nie uciekniesz, Chavasse! zawołał Tsen. Wyjdz z rękami na karku.
Chavasse przeczołgał się za zabytkową otomaną i ze stojącego za nią stołu zdjął nieduży,
dekoracyjny przycisk. Ważył go w ręku przez chwilę.
Zaczynam tracić cierpliwość! krzyknął kapitan Tsen.
Chavasse rzucił przyciskiem w przeciwległy ciemny kąt pokoju. Służący odwrócił się i wy-
strzelił dwukrotnie w stronę, z której doszedł go hałas. Agent Biura w trzech skokach był przy nim
Uderzył go kantem dłoni w kark i błyskawicznie chwycił automat, który wypadł z bezwładnych rąk
Chińczyka.
Tsen zdołał tylko wyciągnąć z kabury pistolet. Rzucił go pospiesznie. Chavasse schylił się, pod-
niósł pistolet i wsunął go do kieszeni.
Tylko jedno trzyma cię przy życiu. Fakt, że będziesz mi potrzebny oświadczył. Zdejm
pas i odwróć się.
Tsen wykonał rozkaz. W jego oczach nienawiść mieszała się ze strachem. Chavasse związał mu
ręce na plecach jego własną koalicyjką i pchnął na fotel. Potem podszedł do Hoffnera, klęczącego
wciąż nad dziewczyną. Lekarz delikatnie ścierał krew z jej twarzy.
Co z nią?
Miała szczęście odparł Hoffner. Pocisk tylko ją musnął. Pozostanie przez pewien czas
nieprzytomna, a kiedy się ocknie dozna szoku, ale jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Czy może jechać?
Musi. Starzec owijał głowę Katii bandażem. Nie możemy jej teraz zostawić.
Wobec tego idę po ciepłe ubrania i niezbędne drobiazgi. Zostawiam panu pistolet na wy-
padek, gdyby nasz przyjaciel zaczął sprawiać kłopoty.
Wrócił parę minut pózniej, niosąc ze sobą kilka kożuchów i pikowanych kurtek. Hoffner już za-
bandażował Katii głowę, a teraz robił jej zastrzyk. Złożył torbę i powstał.
Przygotowałem ją najlepiej, jak tylko można oznajmił.
Wspólnie ubrali dziewczynę w ciepłą kurtkę, na to gruby kożuch, a na głowę naciągnęli jej
kaptur. Chavasse zaniósł ją do dżipa, a Hoffner zadbał o swoje ubranie. Wciąż padało i dął zimny
wiatr. Chavasse ułożył dziewczynę na tylnym siedzeniu auta tak wygodnie, jak było to możliwe, i
pobiegł do domu.
Hoffner stał na środku biblioteki, ubrany w długi barani kożuch z futrzanym kapturem. Trzy-
mając w ręku pistolet, rozglądał się wokół, jakby czegoś szukał.
Zmarszczył brwi, a potem podszedł do biurka, otworzył jedną z szuflad i wyjął z niej niewielką
skórzaną teczkę.
O tym nie wolno mi zapomnieć rzekł.
Praca? zapytał Chavasse, a kiedy stary pan przytaknął, dodał: Coś jeszcze?
Hoffner rozejrzał się dokoła i westchnął.
Tyle lat potrząsnął głową z niedowierzaniem. Niech to wszystko pozostanie tak, jak
jest. Nigdy nie marzyły mi się pomniki, ale prawdę mówiąc jestem już zbyt stary, żeby zaczynać
wszystko od nowa.
Tsen, skulony bez ruchu na fotelu, spojrzał na nich ze złośliwym uśmieszkiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]