[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie wrócę do Wyomingu. Cokolwiek powiesz, nie zmienię zdania.
Nawet jeśli z tego powodu miałabym stracić pracę w agencji.
Uniósł brwi zupełnie zaskoczony.
- Naprawdę myślisz, że jestem do tego zdolny? Miałbym
skontaktować się z agencją, żeby ci zaszkodzić?
Sprawiła mu przykrość i zdała sobie z tego sprawę.
- Nie, ale nie możemy razem pracować. Przekażę prowadzenie
twojej kampanii komuś innemu.
- Jeśli ci na tym tak zależy... - powiedział z westchnieniem. -
Wielka szkoda, bo włożyłaś w ten projekt wiele pracy. Podobają mi
się twoje pomysły. Szczególnie letni obóz dla dzieci.
- Skąd o tym wiesz?
- Zostawiłaś projekty na moim biurku. Uświadomiła sobie, jak
ważna była dla niej ta kampania.
148
RS
- Cóż, zapłaciłeś za to.
- Zapłaciłem za pracę. Natomiast to, co wydarzyło się między
nami, było dla mnie czymś wyjątkowym. Miałem nadzieję, że dla
ciebie też.
Podszedł bliżej, ale Rebeka natychmiast cofnęła się.
- Oczywiście, dla mnie też. Jednak skończyło się i wracam do
Nowego Jorku.
- Co zrobisz, jeśli zaproponuję ci powrót do Wyomingu? Przez
chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.
- Mitch, już to omawialiśmy. Każde z nas żyje inaczej.
- Przestań wymawiać się pracą. Nie dam się na to nabrać.
- To nie wymówka - tłumaczyła bez przekonania. -Ciężko
pracowałam, żeby coś osiągnąć.
- W to nie wątpię. Kiedyś też tak uważałem, ale na szczęście
doszedłem do wniosku, że żona i dzieci są dla mnie ważniejsze.
Gdybyś mogła wybierać, na pewno też wybrałabyś rodzinę. Jednak
wmówiłaś sobie, że to niemożliwe. Mylisz się i chcę cię o tym
przekonać.
Rebeka czuła napływające łzy.
-Mówiłam ci, gdy wyjeżdżałam z Wyomingu... Nie mogę -
powiedziała i odwróciła się. - Proszę cię, nie chcę tego ciągle
rozdrapywać. Po prostu idz już.
- Dlaczego mam ci ułatwiać rozstanie? Mnie nie jest łatwo ani
lekko. Przyjechałem, żeby powiedzieć, jak bardzo cię kocham. Moje
dzieci cię kochają. Wziął ją za rękę i odwrócił do siebie.
149
RS
- Kocham cię - mówił cicho, patrząc jej w oczy. - Nawet nie
przypuszczałem, że coś takiego jeszcze mi się zdarzy. Po śmierci
Carrie wziąłem się w garść tylko ze względu na dzieci. Nagle ty
pojawiłaś się w moim życiu.
Pochylił się i delikatnie ją pocałował.
- Mitch, to nie jest w porządku - zaczęła. W głębi serca marzyła
o tym, co jej proponował. Jednak była przekonana, że pózniej będzie
tego żałował.
- Marzę tylko o tobie.
Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Przecież chciałeś mieć dom pełen dzieci.
Zanurzył czoło w jej włosach.
- Tak, chciałem mieć z tobą dziecko. Byłoby cudownie, ale ty
jesteś najważniejsza. Potrzebuję ciebie. Moje dzieci też ciebie
potrzebują. Chciałbym starzeć się razem z tobą.
-Ale...
- Nie przerywaj - poprosił Mitch. Starał się przekonać ją
najlepiej, jak potrafił. - Rebeka, kocham cię. Ty mnie też. W
przeciwnym razie sprawy między nami nie zaszłyby tak daleko.
- To był nasz błąd.
- Nieprawda. Jesteśmy dla siebie stworzeni - powiedział, całując
ją.
Wziął ją za rękę i zaprowadził do niewielkiej, metalowej ławki
wśród krzewów róż.
- Powiedz, jaka jest przyczyna twojej niepłodności.
Objął jej ramiona i słuchał medycznych wyjaśnień.
150
RS
- Muszę wrócić do Nowego Jorku i ustalić datę operacji -
zakończyła.
- Nie będziesz sama. Pojadę z tobą. Jednak wcześniej
zasięgniemy opinii innego lekarza.
Uniosła głowę.
- Mitch, to niczego nie zmieni. Nie rób sobie nadziei. Objął jej
twarz. Musiał ją przekonać, że była dla niego najważniejsza.
- Kocham cię. Oczywiście, chciałbym, żebyśmy mieli wspólne
dziecko. Jednak przede wszystkim potrzebuję ciebie. Co do dzieci... w
Wyomingu czeka na ciebie dwoje takich, które chcą, żebyś została ich
mamą. Wymogły na mnie przyrzeczenie, że wrócę z tobą do domu.
- Gdybym wiedziała, że...
- Rebeka, jeśli powiesz, że nie kochasz mnie i moich dzieci,
wyjdę i już mnie nie zobaczysz.
Odwróciła głowę, objął jej brodę i odwrócił do siebie.
- Zawiodłaś się na wielu ludziach, ale na mnie się nie
zawiedziesz. Zawsze będę przy tobie. Powiedz, że tego chcesz i też
mnie kochasz.
W tej chwili potrzebował takiego zapewnienia bardziej niż
powietrza.
- Tak, bardzo cię kocham - szepnęła.
- Dobrze, wreszcie to ustaliliśmy. Wstał z ławki i ukląkł na
jednym kolanie.
- Rebeka, byłbym zaszczycony, gdybyś zechciała zostać moją
żoną i matką dla moich dzieci.
151
RS
Drżącą ręką sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął niewielkie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]