[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Starał się potem widywać cię często? Usilnie dążył do ślubu? Czy wyjawił ci w tym roku, że jest
głęboko w tobie zakochany albo próbował przyśpieszyć datę ślubu, ustaloną przez jego rodziców i
wuja Geralda?
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała gniewnie Jennifer.
- Tylko to, że być może hrabia Thornhill kocha cię bardziej niż lord Kersey - powiedziała. -
I to tylko, że życie niekoniecznie byłoby idyllą, gdybyś wyszła za wicehrabiego, jak teraz nie musi
zamienić się w koszmar.
Złość znikła z twarzy Jennifer. Uśmiechnęła się.
- Sam - powiedziała, ciskając w kuzynkę poduszką.
- Umiałabyś diabła przekonać do wody święconej.
Mogę przysiąc. W sumie to bez znaczenia, skoro wszystko zostało powiedziane i zrobione.
Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie z lordem Kerseyem i nie śmiem już o tym myśleć.
Zamieniłabym się w konewkę, a ciotka Agatha poinstruowała mnie, że jutro mam dobrze wyglądać.
To dzień mojego ślubu.
Znów się uśmiechnęła. Nagle skryła twarz w dłoniach i zaczęła konwulsyjnie szlochać.
- Ach, Jenny.
Tym razem Samantha przycisnęła poduszkę do piersi i zagłębiła się w rozmyślaniach o tym,
jak długo Lionel uzna za stosowne odkładać wizytę u niej.
I w tym momencie znienawidziła samą siebie za rozmyślanie o własnych nadziejach,
podczas gdy jej najdroższa przyjaciółka znajdowała się w takiej biedzie.
Wbrew jej oczekiwaniom, dojrzewanie nie było rzeczą łatwą ani przyjemną. Czasem bywało
po prostu przerażające.
ROZDZIAA TRZYNASTY
Był to pierwszy z kilku ślubów, które gromadziły ludzi z towarzystwa: stanowiły one
najważniejszy cel; oraz konieczny efekt sezonu, osobisty triumf panny młodej i jej rodziny, coś, co
napełnia optymizmem na resztę wiosny.
Ten akurat ślub, chociaż łączył wielkiego para z córką wicehrabiego, nie był wydarzeniem.
Nie odbył się ani u św. Jerzego, ani w innym eleganckim kościele, lecz w małym kościółku, którego
proboszcz przystał na tak szybki termin. Nie pojawili się inni goście poza dwoma przyjaciółmi pana
młodego, sir Albertem Boyle'em i lordem Francisem Knellerem oraz ojcem, ciotką i kuzynką panny
młodej.
Jennifer, prowadzona przez ojca ku panu młodemu przez chłodną nawę pustego,
rozbrzmiewającego echem kościoła, próbowała zachować równowagę umysłu. Usiłowała nie
myśleć o ślubie, który miał się odbyć za miesiąc i na który tak czekała.
Nie patrzyła na pana młodego, a jednak zauważyła, że nosił buty na zapinki, białe
pończochy, wieczorowy strój.
Podobnie jak ona. Ciotka Agatha wystąpiła w sukni z białego jedwabiu i koronki, w
najpiękniejszej ze swoich toalet. Tak jakby to była jakaś specjalna okazja.
Widać uznała, że tak jest.
Jennifer pojmowała, jak ważny to moment. Ważny symbol. Złożyła rękę w jego dłoni i tym
samym całą siebie oddała mu na zawsze: mężczyznie, który uwiódł macochę, a pózniej porzucił ją z
dzieckiem. Mężczyznie, który okazał się na tyle bezwzględny, że był w stanie zrobić wszystko,
żeby zdobyć przedmiot swego pożądania. Oddała mu się, bo nie chciała, żeby obcięli jej włosy.
Powtarzał słowa pastora. Obiecał czcić ją całym sercem i obdarzać ją wszystkim, co
posiada. Miała ochotę roześmiać się w głos i mimo woli silniej uścisnęła jego rękę, żeby się
pohamować.
Przyrzekła mu miłość, cześć i posłuszeństwo. Tak, to całkowite poddanie się. Coś ją
wzmocniło wewnętrznie. Coś, dzięki czemu mogła go nienawidzić do końca swoich dni. I jeszcze
przyrzekła mu miłość: solennie - przed świadkami i Bogiem.
Po raz pierwszy spojrzała mu w twarz: piękny nieznajomy z Hyde Parku, którego polubiła i
któremu uwierzyła. Pierwszy, jedyny mężczyzna, który ją pocałował. Czarnowłosy, ciemnooki,
diabeł o anielskim imieniu. Jej mąż. O tym mówi pastor. Jest jej mężem.
Nachylił się i pocałował ją w usta. Krótko, delikatnie, jak to już wcześniej uczynił
dwukrotnie. Jak wtedy, pocałunek wywołał dreszcz. Jego oczy uśmiechały się do niej łagodnie, nie
zdradzały triumfu, który musiał odczuwać. Zwyciężył. Raz na zawsze. Ujrzał ją, zapragnął, odebrał
Lionelowi i wziął za żonę.
Zastanawiała się, co zrobi, kiedy się nią zmęczy. Odprawi z równą bezwzględnością, z jaką
ją zdobył? Zapewne.
Ciotka Agatha ocierała oczy koronkową chusteczką. Samantha płakała. Ojciec wreszcie
odetchnął. Wszyscy ją obejmowali i ściskali dłoń hrabiego. Jego przyjaciele ucałowali ją
serdecznie. Lord Francis nazwał ją hrabiną Thornhill.
Była nią. Jego hrabiną, jego żoną, jego własnością.
Poprowadził ją do powozu. Cóż za komfort. Wszędzie ciemnobłękitny welwet. Służący
zatrzasnął drzwiczki. Miała nadzieję, że Sam albo jego przyjaciele pojadą razem z nimi. Ale nie.
Mieli jechać do Papcia na weselne śniadanie innymi powozami.
Nie po raz pierwszy zostali sami. Musi przywyknąć do jego obecności. Jest przecież jego
własnością.
- Jesteś jak lód - powiedział, kiedy konie ruszyły.
- W kościele było chłodno, masz cieniutką sukienkę, ale nie to pewnie jest przyczyną. - Ujął
ją pod brodę i dotknął ustami jej ust.
- Nie będzie tak, jak myślisz. %7ładnych koszmarów.
Oparła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy. Nie powinna walczyć o wolność. Jest jego
żoną. Czuła zmęczenie. Nie odpoczęła ostatniej nocy, chyba w ogóle nie spała. Pamiętała tylko
jakieś dziwaczne sny.
- Jennifer.
Aagodny głos. Zawsze, kiedy go słyszała, kiedy otaczała ją aura jego obecności, nie mogła
uwierzyć, że to głos diabła.
- Jesteśmy, moja droga, mężem i żoną. Na dobre i na złe. Choć żadne z nas nie odnalazło
dotąd szczęścia w życiu, odnajdziemy je w sobie nawzajem. Spróbujemy.
Cóż, został przymuszony do tego małżeństwa, pomyślała w przypływie złości.
- Bardzo pięknie dzisiaj wyglądasz - powiedział. - Jestem dumny, bardziej, niż to umiem
wyrazić, że zostałaś moją żoną.
Znów ją pocałował. Zastanawiała się, czy wszyscy mężczyzni całują jak on, czy jest to jego
sposób całowania? Nigdy się tego nie dowie.
Była na wpół uśpiona, kiedy powóz zatrzymał się przed domem jej ojca. Ospała i
rozmarzona. Kiedy otworzyła oczy, a on odsunął głowę, okazało się, że to Gabriel, hrabia
Thornhill, nie Lionel, wicehrabia Kersey.
Przeszył ją ból. Poślubiła tego mężczyznę. Lionel nigdy nie wróci. Skończyły się marzenia.
Weselne śniadanie upłynęło w miłej atmosferze. Może dlatego, że wszyscy bardzo się
starali. Aż za bardzo, pomyślał hrabia Thornhill. Banalne, niepotrzebnie przedłużane rozmowy.
Nazbyt skwapliwa wesołość. Rej wodzili Frank i Bertie oraz panna Newman. Był wdzięczny nawet
za to. Kłopotliwa cisza byłaby nie do zniesienia.
Ożenił się. Bez szansy na dokonanie wyboru, bez chwili na zastanowienie się. Ożenił się z
kobietą, która słusznie go nienawidziła. Oceniała jego występki daleko bardziej surowo, niż na to
zasługiwały. Być może kiedyś oczyści się z oskarżeń. Nie był wszak całkiem niewinny.
Wręcz odwrotnie. Lepiej dla niej, że nie zna całej prawdy. Teraz wierzy, że pragnął jej i
przemyśli wał, jak ją zdobyć. Jak by się poczuła, gdyby się dowiedziała, że jej nie pożądał?
To też nie tak. Spodobała mu się od pierwszego wejrzenia. Pociągała go. Być może, gdyby
spotkał ją w innych okolicznościach, zabiegałby o jej względy. Ale nie spotkał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]