[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mania Rossowska przypatrywała się bacznie młodzieńcowi, pokazywanemu przez Fanię i
odrzekła:
To coÅ› nowego.
Wiesz, że ja go znam jakoś.
Ja go nigdy nie widziałam.
Proszę wystawić sobie zdziwienie Fani, gdy po chwili nieznajomy przedstawił się jej mat-
ce, a potem wraz z synem gospodarza domu zbliżył się ku niej.
Mademoiselle! zawoÅ‚aÅ‚ syn gospodarza j'ai l'honneur de vous présenter monsieur Iw-
aszkiewicz, ingénieur23.
Fania zarumieniła się przeciw wszelkim prawidłom dobrego tonu, który nakazuje obojęt-
ność, i nie mogła się wstrzymać od dość głośnego objawu zdziwienia.
Po czym spojrzała ciekawie na towarzysza lat dziecinnych. Och! zmienił się bardzo! Daw-
niej był to sobie poczciwy i nieśmiały Maciuś, a teraz siedział koło niej mąż dojrzały, który
więcej zdawał się badać ją, niż usiłował bawić. A mówił przy tym poważnie; nie odwoływał
się do wspomnień z ogródka. Maciuś nie podobał się Fani.
Ale Fania za to podobała się Maciusiowi. Miała też same złote loki, też same błękitne, we-
sołe oczy, a obnażone ramiona trzymała tak ślicznie w rąbkach koronek, tiulu i gazy, że jakby
dwa gołąbki blizniacze zdawały się chcieć ulecieć z tych rąbków, by bujać swobodnie po po-
wietrzu jak dawniej w ogródku.
Gdy pierwsze wrażenie minęło, to i Maciuś podobał się więcej Fani. Skończył szkołę cen-
tralną w Paryżu, był inżynierem, stał na czele jakiejś fabryki, rozmawiał swobodnie, a co na-
wet dziwnym zdawało się Fani, że słowa jego, choć równie w dobrym tonie, jak słowa innych
panów miały przecie pewien sens i znaczenie.
OdtÄ…d widywali siÄ™ stale.
A że w księdze wspomnień, którą każdy w mniej więcej głupi sposób zapisuje, najdłużej
nie blednieją wspomnienia lat dziecinnych, przeto Iwaszkiewicz bywał u Bujnickich coraz to
częściej i Fania wydawała mu się coraz milszą.
Bywał więc często i kto wie, co by się było stało, gdyby nie to, że o Fanię zaczął się starać
ZÅ‚otopolski.
22
brelok (z franc.) artystycznie wykonany drobiazg, przyczepiony jako ozdoba łańcuszka
od zegarka.
23
(franc.) Pani, mam zaszczyt przedstawić pana Iwaszkiewicza, inżyniera.
39
Ktokolwiek on tam sobie był ten Iwaszkiewicz, zawsze był to Iwaszkiewicz, nie Złotopol-
ski. Owo papiery jego spadły głęboko w oczach szczególniej pani Bujnickiej. On chodził pie-
chotą, a Złotopolski jezdził powozem; on był fabrykant, czy tam coś, a Złotopolski obywatel
wiejski; Złotopolski miał konia wierzchowego, a on nie; Złotopolski miał grooma24 w obci-
słych ineksprymablach25 z perłowymi guzikami po bokach, a on nie miał grooma w obcisłych
ineksprymablach z perłowymi guzikami po bokach.
Jednakowoż, dziwna rzecz mawiała pani Bujnicka ten Iwaszkiewicz, podobno, ma
znaczne dochody; mógłby mieć to wszystko, co ma Złotopolski, a jednak... ale nie! jemu wła-
śnie brak tych instynktów, które w Złotopolskim są wrodzone.
I proszę też posądzać wielki świat o interesowność. Miło nam stanąć w jego obronie: Pani
Bujnicka wiedziała, że Iwaszkiewicz ma nawet większe dochody niż Złotopolski, a jednak
bez wahania oddała pierwszeństwo ostatniemu, i nawet rzekła kiedyś do córki:
Faniu, na miłość Boga! nie pozwalaj Iwaszkiewiczowi poufalić się ze sobą.
Fania podniosła na matkę błękitne oczy.
Soyez tranquille chère mère!26
Ja wiem, że przecie o nim nie myślisz, ale nawet i stosunki zażyłości z takim człowie-
kiem, to już rzecz trochę kompromitująca.
Papiery Iwaszkiewicza doszły do minimum27. Przyjmowano go odtąd tak zimno, że na do-
brą sprawę powinien był po prostu pójść do stu... kropek i nie bywać więcej, ale on mimo to
bywał, bo każdy człowiek ma jakąś achillesową piętę28, a w Iwaszkiewiczu tą piętą był nie-
wymowny pociąg do błękitnych oczów Fani.
Złotopolski nie uważał go nawet za współzawodnika.
Ot, jakiś parvenu29, który wcisnął się do gramundu30 mawiał o nim.
Gramund znaczy w ucywilizowanym polskim języku: wielki świat.
Iwaszkiewicz za to uważał Złotopolskiego za współzawodnika i zapewne dlatego śmiał
twierdzić, że brak mu piątej klepki.
Ale Złotopolski zwyciężał Iwaszkiewicza.
Zwyciężał przynajmniej dopóty, dopóki wieść się nie rozeszła po gramundzie, że na hipo-
tece31 Złotopola jest przynajmniej tyle długów, co snopów na jego łanach. Niejedna matka z
wielkiego świata pokręciła wtedy głową.
Ten poczciwy i kochany Jaś! mówiono z nim podobno bardzo ciężko, a to taki miły
chłopak i w takim dobrym duchu.
24
groom (czyt. grum; ang.) chłopiec stajenny zajęty przy koniach wierzchowych.
25
ineksprymable (z franc.) dosłownie: niewymowne; tu: spodnie.
26
(franc.) BÄ…dz spokojna droga mamo.
27
minimum (łac.) najniższa wartość, poziom.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]