do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Badzo dobrze. Przyjdę - odezwał się w końcu translator.
- To świetnie - rzekł Jonny i zdmuchnął z czubka nosa kroplę potu.
Być może naprawdę w pomieszczeniu zrobiło się trochę za ciepło.
- Ujawnisz nam, gdzie jest twój towarzysz, zanim przyjdzie komandor - odezwał się jeden ze strażników.
Nie zabrzmiało to jak uprzejma prośba.
Jonny głęboko oddetchnął... i przygotował się do akcji.
- Oczywiście - powiedział. - Jest tam.
Lewą ręką pokazał kąt pomieszczenia, odwracając tym samym uwagę Troftów od lekkiego ugięcia nóg w
kolanach...
I odbiwszy się od sufitu, wyładował z hukiem za plecami czterech strażników na podłodze, a jeszcze w locie
otworzył ogień z laserów małych palców.
Urządzenie komunikacyjne zostało trafione strzałem z miotacza energii elektrycznej jako pierwsze i
zamieniło się w dymiący stos roztopionego metalu. Pistolety dwóch strażników upadły na podłogę w chwilę
pózniej, także trafione tą pierwszą salwą. Dwaj następni strażnicy unosili właśnie broń, ale zanim ich lasery
rozbłysnęły światłem, one także zamieniły się w chmury parującego metalu i plastiku. Wirując, wypadły im
z poparzonych dłoni. Skok w bok, półobrót i Jonny znalazł się w miejscu, z którego mógł obserwować
pozostałą trójkę Troftów.
- Nie ruszać się! - rozkazał ostro.
Wskutek zniszczenia translatora nie mogli jego słów zrozumieć, ale to jakoś obcym istotom nie
przeszkadzało. Wszyscy strażnicy zamarli bez ruchu w tych miejscach, w których siedzieli albo stali, a
membrany ich ramion pozostały nieruchome. Jonny rozbroił pozostałych trzech, a pózniej wyrwał szpilki
komunikacyjne z kołnierzy wszystkich siedmiu. Sprowadził ich potem spiralną klatką schodową i kazał
wejść do najbliższego pomieszczenia, które okazało się stacją uzdatniania wody. Następnie, na wszelki
wypadek, by mieć pewność, że jeńcy nie uciekną, zaspawał mocno zamek i pospieszył ku rufie do głównej
śluzy. Spodziewał się, że komandor Troftów nie pojawi się sam, a musiał wiedzieć przynajmniej w
przybliżeniu, z iloma przeciwnikami przyjdzie mu toczyć walkę. Wolał się nie zastanawiać, co będzie, jeśli
komendant po prostu zmieni zdanie i poświeci swój oddział okupujący "Menssanę" w zamian za dwóch
znajdujących się w jego rękach ludzi.
Usłyszał kroki nadchodzących tunelem Troftów o wiele wcześniej, niż ich zobaczył, i na podstawie
dzwięków ocenił, że było ich od dziesięciu do piętnastu. Ukrył się w znajdującej się o kilkanaście metrów
dalej awaryjnej akumulatomi i przez szparę w uchylonych drzwiach obserwował, jak nadchodzą.
Komandora odróżnił bez kłopotu - trzymał się w geometrycznym środku grupy, osłaniany ze wszystkich
stron przez uzbrojonych strażników. Pęcherz na jego gardle był upstrzony purpurowymi brodawkami, a
mundur na ciele dosłownie kapał od różnobarwnych rurek, świadczących o wysokiej randze. Poprzedzało go
sześciu strażników, a sześciu innych szło za nim, wszyscy z gotowymi do strzału laserami zwróconymi w
różne strony. Cała procesja, kierując się korytarzem ku mostkowi, musiała przejść obok kryjówki Jonny'ego.
W chwili, w której straż przednia ją minęła, Jonny otworzył nagle drzwi na oścież i skoczył.
Drzwi uderzyły tak silnie w plecy najbliższego Trofta, że ten przewrócił się na podłogę, umożliwiając w ten
sposób Jonny'emu przedostanie się przez kordon do środka grupy. Doskoczywszy do komandora, objął go
od tyłu ręką, a impet skoku obrócił ich obu i popchnął ku przeciwległej ścianie. Przedarłszy się miedzy
dwoma strażnikami, uderzyli o wspornik, a Jonny aż skręcił się z bólu, kiedy jego plecy przejęły na siebie
całą siłę uderzenia.
Przez kilka następnych chwil w korytarzu panowała niezwykła cisza, której wrażenie podkreślał fakt, że
wszyscy znieruchomieli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl