[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mówiły same za siebie. %7ładen mężczyzna, nawet święcie przekonany o jej
materialistycznym podejściu do świata, nie uwierzyłby w takie kłamstwo.
- Oczywiście, że nie. Mówiłam ci, bardzo pragnęłam... Doszłam jednak
do wniosku, iż niemądrze byłoby zmarnować sytuację, która mogłaby
okazać się korzystna dla nas obojga. Dlatego wczoraj odeszłam. Zawsze
uważałam, że lepiej nie mieszać interesów z przyjemnościami.
- Zmarnować sytuację - powtórzył powoli, przyglądając się jej, jakby
spadła z księżyca. - A więc przestałaś się mną interesować jako mężczyzną
i zobaczyłaś partnera w interesach?
- Mniej więcej tak było.
- Tak po prostu? - dopytywał się.
Lori uśmiechnęła się lekko. Najwyrazniej oczekiwał, że wyzna mu, jak
ciężko jej było zrezygnować z niego jako potencjalnego kochanka.
- Nie powiedziałabym, że to stało się tak po prostu. Wszystko, co jest
cenne, wymaga wysiłku i wyrzeczeń. Sądzę jednak, że wyjście, które
proponuję, jest na dłuższą metę korzystniejsze dla nas obojga,
nieprawdaż?
- Jako nastolatka obywałaś się bez zabawy i tańca, aby móc się uczyć.
Potem nie wiązałaś się z nikim, bo chciałaś się skoncentrować na swojej
karierze. Czy ciągłe odmawianie sobie przyjemności to twój klucz do
sukcesu?
Lori zdumiała się, że pod wpływem szampana i miłej atmosfery przy
kolacji zdążyła mu to wszystko powiedzieć. Za nic w świecie nie
przyznałaby się, iż to poświęcenie, którego dokonuje w tej chwili, jest dla
niej najtrudniejsze.
- A więc to cię trapi? - obruszyła się. - Mężczyzni wiecznie narzekają, że
kobiety są słabe i kierują się emocjami, ale gdy spotkają taką, która
gotowa jest poświęcić chwilową przyjemność dla jakiegoś wyższego celu,
krytykują ją za tę determinację.
- Wyższe cele! - prychnął. - Chciałaś chyba powiedzieć: pieniądze.
Przypuszczam, że powinienem być dumny, że choć przez chwilę
pomyślałaś o mnie jak o kochanku. Ale wtedy nie byłoby ze mnie żadnego
pożytku. Zimne dłonie, zimne serce.
- Nie zapomnij, że mogę ci pomóc stanąć na nogi - przypomniała
cierpliwie. - Jeśli chcesz, przejrzę twoje księgi podatkowe i...
- Daj mi święty spokój - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Nie
ożeniłbym się z tobą, nawet gdyby cała moja rodzina miała pójść z
torbami. Już wolałbym przykuć się kajdankami do góry lodowej. Możesz
dalej szukać sobie męża, złotko, bo ja nie reflektuję na. twoją propozycję.
- Nie wydaje ci się, że przesadzasz? - Lori wzruszyła ramionami. -
Wiesz dobrze, że to niezły pomysł. Przecież nic to by nie zmieniło w
twoim życiu osobistym, ponieważ i tak nie możesz ożenić się z Justine
dopóki nie dostanie rozwodu.
- Justine? - powtórzył ze zdziwieniem. - A co ma z tym wszystkim
wspólnego Justine?
- Na litość boską, Haze, czy sądzisz, że jestem ślepa? - żachnęła się. -
Przecież na własne oczy widziałam, jak się zachowywaliście wtedy na
drodze. Mało brakowało, a wzniecilibyście pożar. Chyba mi nie powiesz,
że nigdy między wami nic nie zaszło.
Przez sekundę miała nadzieję, że on jednak właśnie to powie.
- Nie. Tego nie mogę powiedzieć.
Prawdę, mówiąc, zwykle udowodnienie komuś, że to ona ma rację,
wydawało się Lori dużo przyjemniejsze. Callahan nawet nie próbował
ukrywać przed nią tego, że coś go łączy z tą rudowłosą pięknością.
- Nasza umowa nie wpłynęłaby na twoje kontakty z Justine - ciągnęła
Lori. - Na pewno zrozumie, gdy jej wytłumaczysz, że nasze małżeństwo to
tylko formalność. Oczywiście, jeśli jej mąż zmieni zdanie co do rozwodu,
wystarczy, że dasz mi znać, a wszystko anulujemy po upływie sześciu
miesięcy.
- Jasne, wyślę ci wiadomość faksem - zadrwił. - Podatek, faks, miałaś
rację, jeśli chodzi o te słowa z literą k.
Lori postanowiła, że nie da mu się zbić z tropu. Poza tym, jeśli będzie
myślała tylko o szczegółach planu, może uda jej się zapomnieć o tym, co
w ten sposób straci...
- Musisz jednak przyznać, że to świetny plan. Jest w nim coś z
architektonicznej symetrii, czyż nie?
- Jasne, architektoniczna symetria, właśnie miałem to powiedzieć -
odparł sucho.
- Obydwoje zatrzymamy to, na czym nam zależy, bez przeprowadzania
wielkich zmian czy rezygnacji z osobistej wolności - argumentowała. -
Zupełnie inaczej niż w prawdziwym małżeństwie.
- Są tacy, którzy uważają, że w małżeństwie więcej się zyskuje niż traci
- odparował Haze.
- Owszem. - Lori zmarszczyła brwi. - Tak sądzi większość mężczyzn.
Coś się zmieniło, lecz nie umiała określić, co. Haze był wciąż zły, a
raczej wściekły, ale w jego oczach pojawiło się coś nowego. Jakby
kalkulował, czy powinien się zgodzić na jej propozycję. Jeszcze raz
przesunął taksującym spojrzeniem po jej skąpo odzianej sylwetce, po
czym uniósł rękę, by ponownie zebrać włosy w kucyk. Lori wpatrzyła się
w niego z fascynacją. Nie rozumiała, jak kiedykolwiek mogła
przypuszczać, że jest to tylko i wyłącznie kobiecy gest. W wykonaniu
Haze'a wyglądał niesłychanie męsko i zmysłowo.
W następnej sekundzie Haze był już przy niej i jego usta spoczęły na jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]