[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- wyjąkała drżącym głosem.
- Dobry wieczór, Cecily.
Och, co za ulga!
- Thais? Bardzo mnie przestraszyłaś.
Thais mocno zacisnęła palce wokół nadgarstka Cecily i wy
jęła coś ze swojej peleryny.
- Nie możesz za niego wyjść.
Przerażona Cecily ujrzała błysk srebra i uświadomiła sobie,
że Thais trzyma w dłoni sztylet. Uniosła go, gdy muzycy do
tarli do pałacu, a dźwięki muzyki wypełniły przestrzeń.
- Nie! - Cecily szarpnęła się najmocniej jak potrafiła, i stra-
256
ciła równowagę. W tym samym momencie inna postać, rów
nież w czerni, przedarła się przez tłum i skoczyła na Thais.
Obie wpadły na Cecily i cała trójka runęła do zimnej wody.
Po chwili Cecily wypłynęła na powierzchnię, krztusząc się
i prychając, śmiertelnie przerażona. Ciężka suknia owijała się
jej wokół nóg, z powrotem wciągając ją w głębinę. Nagle usły
szała obok siebie plusk, objęły ją czyjeś silne ramiona. Miotała
się rozpaczliwie, pewna, że Thais chce ją utopić.
- Cecily!
Nico. Nie miała pojęcia, skąd się tutaj wziął.
-Thais... - wykrztusiła. - Ona... Ona próbowała mnie
dźgnąć.
- Nic nie mów, skarbie. Muszę cię stąd wyciągnąć.
Wraz z jednym z gapiów pomógł jej wyjść na brzeg. Kolana
tak jej się trzęsły, że ledwie mogła ustać na nogach. Muzyka
i głosy wokoło prawie do niej nie docierały. Ktoś zarzucił jej
na ramiona pelerynę.
- Proszę, signora, niech pani wejdzie do środka. - Podnio
sła wzrok i ujrzała obok siebie wysokiego mężczyznę.
-Nie... Nie. Pozostali... - Uświadomiła sobie, że Nico
wcale nie stoi obok niej. W nikłym świetle latarni ujrzała, że
płynie ku jednej z ciemnych sylwetek.
- Cecily. Bogu dzięki!
Zobaczyła z drugiej strony Rafa.
- Gdzie Nico? - wykrzyknął.
- W wodzie.
Pobiegł tam, a obok Cecily pojawili się Bernardo i Elea-
nora.
- Boże drogi, a więc to byłaś ty. - Eleanora była blada jak
śmierć. - Musisz wejść do środka.
- Nie. Poczekajcie.
257
Raf właśnie wyciągał z wody drugą kobietę. O włosach
długich i czarnych, nie o blond lokach. Położył ją na ziemi
i ukląkł obok. Cecily, nie zważając na mokry strój, pobiegła
ku nim.
Po chwili osunęła się na kolana.
- Barbarina!
Jej szwagierka miała zamknięte oczy, ale oddychała ciężko.
Boże, nie pozwól jej umrzeć, modliła się w duchu Cecily. Zła
pała Barbarinę za rękę.
- Barbarino, to ja, Cecily.
Barbarina z trudem otworzyła oczy, ale natychmiast je za
mknęła.
- Jesteś bezpieczna. Usiłowałam ją powstrzymać... Ostrzec
cię.... Ostrzec jego, że to zła kobieta...
- Nie wolno ci mówić. - Uścisnęła jej rękę, po czym szyb
ko zrzuciła pelerynę z ramion i nakryła nią Barbarinę. - Ona
ocaliła mi życie, Raf. Musimy ją zanieść do pałacu, tutaj jest
zbyt zimno.
- Wiem. - Popatrzył na Cecily i zauważył, że tuż obok stoi
Nico. Woda skapywała mu z włosów, oddychał ciężko.
- Co z nią? - wychrypiał.
- Żyje - odparł Raf. - A ta druga?
- Nic nie mogłem zrobić.
- Barbarino? - Raf nachylił się nad nią. - Zaniosę cię do
środka.
Powieki Barbariny gwałtownie zatrzepotały.
- Nie - wykrztusiła. Popatrzyła na Nica. - Muszę mu powie
dzieć. .. Książę... - Oddychała coraz ciężej i zamknęła oczy.
- Nico? - zaniepokojona Cecily dała mu znak, żeby pod
szedł.
Przykucnął tuż obok niej.
258
- Signora Zanetti? Barbarino? Co chce mi pani powie
dzieć?
Z wielkim wysiłkiem znowu otworzyła oczy.
- Widziałam ją tamtego dnia, kiedy Angelina...
- Kiedy Angelina? - powtórzył w osłupieniu.
- Kiedy poszła na spotkanie z panem. Ona ją... śledziła. -
Urwała, walcząc o oddech. - Zabiła Angelinę. Widziałam to
po jej oczach, ale brakowało mi dowodów. Na fecie próbowała
zabić Cecily. Przez pana... - Zamknęła oczy i wydała z siebie
ostatnie tchnienie.
Przerażona Cecily wpatrywała się w martwą szwagierkę,
po czym przeniosła spojrzenie na pozostałych.
- Nico? - szepnęła.
Wyglądał tak, jakby zamienił się w kamień.
Rozdział dwudziesty
Cecil odłożyła książkę na ławkę i czekała, aż Nico wejdzie
na dziedziniec, gdzie siedziała. Minęły dwa dni od pogrzebu
Barbariny i niemal tydzień od koszmarnej maskarady.
Serce ją zabolało na widok jego twarzy - wciąż robił wra
żenie człowieka niedostępnego, pełnego bólu.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że na jakiś czas opuszczam
Wenecję - oznajmił.
- Kiedy zamierzasz wyjechać?
- Dziś. Za kilka godzin.
Nie, nie pokaże po sobie, jak jest zawiedziona.
- A dokąd się udasz?
- Do niewielkiej willi nieopodal Vicenzy.
Cecily wstała. Był uprzejmy, zniknęła arogancja, która nie
odłącznie jej się z nim kojarzyła. Gdyby chociaż próbował ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]