[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Starkiller mruknął twierdząco.
- PROXY, skontaktuj się z tym rdzeniem - rozkazał. - Może przechwycisz jakieś imperialne
sygnały. Daj mi znać, jeżeli rdzeń się zorientuje, kim jesteśmy, i podejmie decyzję o ataku albo
wyśle sygnał z prośbą o posiłki.
- Dobrze, mistrzu - odparł android.
- Nie znalazłaś żadnej wzmianki o Kazdanie Paratusie, hm? - zagadnął Kota z rezygnacją.
Juno poczuła wyrzuty sumienia.
- Obawiam się, że nie - powiedziała.
- Przykro mi - powiedział Starkiller tonem, który wydawał się absolutnie szczery.
Przygnębiony generał machnięciem ręki skwitował jego współczujące słowa.
Juno wbijała spojrzenie w dziobowy iluminator.
ROZDZIAA 29
Uczeń zeskoczył z rampy Cienia Aotra bez szczególnego entuzjazmu. Przenikający całą
planetę odór poraził go jak cios pięścią w nos. Od czasu jego ostatniej wizyty krajobraz nie uległ
żadnej zmianie. Warstwy odpadków i biegnące między nimi kaniony wyglądały tak samo jak
poprzednio, jeżeli nie liczyć nowych dziur i kraterów w miejscach, z których usunięto duże bryły
metalu w celu ich przetopienia w hutniczych piecach. Posuwanie się naprzód było niebezpieczne,
bo uczeń musiał zwracać uwagę nie tylko na grunt pod stopami, ale także na ściany metalowych
kanionów.
Cały czas się zastanawiał, jak osiągnąć cel tej wyprawy. Niepokoił się także o Juno. Kiedy
młoda pilotka się na niego rozgniewała, pomyślał, że zawsze dotąd podświadomie uważał za
oczywiste, iż kiedy to wszystko się skończy, on i Juno mogą mieć wspólną przyszłość. To prawda,
wiedział, że każde z nich może zginąć, ale nigdy nie przyszło mu do głowy, że Juno nie będzie
chciała mieć z nim nic wspólnego. Zaskoczyły go nie tyle własne uczucia, ile małe szanse
zrealizowania własnych marzeń.
Chciał zastanowić się nad tym problemem, więc pozostał w medytacyjnej kabinie dłużej, niż
powinien. Od wielu dni nie znalazł czasu na ulubione ćwiczenie: wpatrywanie się w płonącą klingę
świetlnego miecza w celu skupienia swojej wściekłości. Jego świetlny miecz zaginął, a broń Koty
nie pozwalała mu się w wystarczającym stopniu skoncentrować. Klinga, choć stara, była idealnie
sprawna, więc nie na tym polegał cały problem. Nie chodziło także o inny kolor, chociaż widok
jaskrawej zieleni czasami rzeczywiście go zaskakiwał. Liczył się tylko fakt, że to nie był jego
świetlny miecz. Uczeń cały czas miał świadomość, że broń należała do innego Jedi - którego
niespecjalnie szanował, chociaż Kota był kiedyś dzielnym wojownikiem - więc osiągnięcie pełni
koncentracji było niemożliwe.
Po ostatniej sprzeczce z Juno spędził godzinę, wymieniając jeden z zielonych kryształów w
rękojeści świetlnego miecza Koty na błękitny, który znalazł w ruinach chaty na Kashyyyku. Długo
dostrajał system optyczny, zanim broń nabrała nowego charakteru. Płonęła obecnie jaskrawym
błękitnym blaskiem i miała, czego się nie spodziewał, wyjątkowe właściwości optyczne. Sama
klinga nic nie ważyła, a rękojeść w jego dłoni też wydawała się lżejsza, dzięki czemu mógł nią
wykonywać szybsze ruchy. Był pewny, że broń jest lepsza niż poprzednio.
Najważniejsze jednak, że stała się jego własną bronią. Obojętne, skąd kryształ pochodził i
do kogo kiedyś należał, był odtąd jego kryształem, podobnie jak cały świetlny miecz. Uczeń
uklęknął i wpatrywał się w kolumnę błękitnego blasku tak długo, aż świat wokół niego zniknął.
Nowy błękit kojarzył mu się z oceanami i deszczem, nie z krwią, jak klinga dawnego miecza, ale to
mu wcale nie przeszkadzało. Obecny miecz świetlny miał mu być potrzebny tylko do czasu
wykonania tego zadania, bo pózniej dostanie od swojego mistrza nowe kryształy skupiające i
skonstruuje całkiem nową broń z klingą Sithów.
Myśl o tym wcale go jednak nie uspokoiła. Musiał wykonać to zadanie, musiał pozostać
lojalny wobec swojego mistrza, nie mógł zginąć i nie mógł też pozwolić, żeby Juno nakłoniła go do
zmiany zdania. Nie mógł być pewny, że wszystkie te warunki zostaną spełnione. Jak powiedział mu
Darth Vader, jego przeznaczenie spoczywało tylko w jego własnych rękach. Mógł dokonać
wszystkiego, czego zapragnie.
A pragnął tylu rzeczy...
- Masz tam na dole towarzystwo - poinformowała go przez komunikator Juno. - Kierują się
w twoją stronę.
- To prawdopodobnie Imperialcy - odparł uczeń.
- Z mojej wysokości nie wyglądają na Imperialców - powiedziała pilotka. - Raczej na
zbieraczy złomu.
Coś wspaniałego, pomyślał Starkiller. Powinien był się spodziewać, że Drexl i jego banda
będą prowadzić poszukiwania w okolicy działa, w nadziei znalezienia czegoś cennego, co odsłoniły
poszukujące brył złomu roboty. Uczeń nie rozumiał, dlaczego nie zauważył patrolującego skraj
terytorium uzbrojonego automatu. A jeżeli Drexl go zauważył, dowiedziało się o nim także
inteligentne Jądro planety.
Był zły na siebie i postanowił skupić uwagę wyłącznie na tym, co go otacza. Zamierzał od
tej pory przechodzić najgłębszymi kanionami, a nawet tunelami. Wędrując labiryntem
przyprawiających o klaustrofobię jaskiń, zauważył, że dobiegające z oddali grzmoty stają się z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]