do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niej, objął od tyłu i pocałował gorącymi wargami w kark. Znowu! Powoli
zaczynała mieć dość. - Zostaw mnie.
- Nic to dla ciebie nie znaczy? - zapytał szeptem.
- Nic - odparła Klara z wysiłkiem. Tętno miała przyspieszone, jak po
długim biegu.
Leo puścił ją nagle i odsunął się o krok. Westchnął z udawanym
smutkiem: - Szkoda, że nie jesteś romantyczką, kochanie!
- Romantyczką! - parsknęła gniewnie Klara. - Masz takie pojęcie o
romantyczności jak... napalony kocur.
Kąciki ust Leonarda zadrgały zdradziecko. - Ale lubisz to, prawda?
RS
36
Znowu chciał ją sprowokować. Tym razem to mu się nie uda.
Sprawdziła, czy wszystko już pozmywała i stwierdziła z przerażeniem, że
nie wiadomo jakim sposobem wylała do zlewu cały miód.
Tak ją to rozzłościło, że złapała pusty słoik i rzuciła nim w Leonarda.
Ten, o dziwo, wykazał się zręcznością, gdyż złapał słoik w locie. - Lubię,
jak się złościsz - powiedział wesoło.
- Och! Ty draniu! - Klara rzuciła się na niego jak żbik. Złapał ją za
nadgarstki i przyciągnął do siebie. Klara walczyła, miotając się na wszystkie
strony, ale Leo tylko śmiał się z jej dramatycznych wysiłków. Oczy jednak
były grozne. Dostrzegłszy ich wyraz Klara przestała się rzucać. A wtedy
Leo pochylił się nad nią i pocałował w usta. To nie był łagodny pocałunek,
ale Klara i tak go odwzajemniła. Nie chciała już dłużej walczyć. W przerwie
między jednym a drugim pocałunkiem, wydało się jej, że Leo wykrzywia
się szyderczo. Ach, tak! Znowu się nią bawił! Zrobiła jedyną możliwą w jej
sytuacji rzecz.
Leo puścił ją z krzykiem. - Ugryzłaś mnie? -zapytał z niedowierzaniem.
Jego dolna warga krwawiła. Wyjął chusteczkę i otarł nią usta. Klara chciała
go ominąć, ale rzucił chustkę na podłogę i złapał ją znowu. - Czekaj no,
pokażę ci, jak należy postępować z zuchwałymi dziewczętami. - Jedną ręką
trzymał ją mocno, a drugą łaskotał pod pachami.
- Nie! - krzyknęła rozpaczliwie Klara, aby w następnej chwili już
chichotać. Zauważyła, że Leo nie łaskocze jej specjalnie mocno. Wkrótce
też z tego zrezygnował i sięgnął do piersi. Klara napięła się i pchnęła go
biodrami tak silnie, że stracił równowagę i poleciał razem z nią na jedno z
krzeseł. Krzesło było stare, załamało się pod ciężarem ich obojga, i w końcu
znalezli się na podłodze.
Klara zerwała się pierwsza i pobiegła w stronę drzwi. Po drodze
zahaczyła jednak o mały stolik. Przewróciła się, a stojący na nim wazon
roztłukł się na tysiące małych kawałeczków. Otworzyła drzwi i o mało nie
zderzyła się ze stojącym po drugiej stronie mężczyzną.
- Och, John... - wyjąkała.
Wysoki, chudy mężczyzna w kombinezonie i starym filcowym kapeluszu
patrzył na nią ze zdziwieniem.
- Dzień dobry, Johnie, co cię sprowadza?
- Pomyślałem, że może przydałaby ci się pieczeń z zająca - odpowiedział
gość, rozglądając się ciekawie dokoła.
Klara zauważyła, że w ręku trzymał dwa obdarte ze skóry zające. Zrobiło
się jej niedobrze. Jako dziecko hodowała króliki, które były pózniej zabijane
RS
37
i zjadane. Bardzo to przeżywała i do dziś nie mogła tknąć niczego, co je
przypominało.
- Jak to miło z twojej strony, Johnie. Jak tam żona i dzieci?
- W porządku, dziękuję.
Spojrzał poza jej ramię w głąb chaty i Klara nie musiała się odwracać,
żeby wiedzieć, że stoi za nią Leo. Grzeczność nakazywała przedstawić sobie
obu panów. - John, to jest Leo Perelli. Przyjechał do mnie z synem na kilka
dni. Leo, to John Puckett nasz sąsiad.
Leo potrząsnął uprzejmie dłonią Johna. - Miło mi - powiedział
serdecznie. Klara zaś zastanawiała się gorączkowo, czym by tu zająć Johna,
żeby odwrócić jego uwagę od pobojowiska w kuchni. - Wybieramy się
dzisiaj z Leonardem na tańce na klepisku, Johnie. Leo umie trochę grać na
skrzypcach. Gdyby ktoś pożyczył skrzypiec, mógłby coś dla nas zagrać. Nie
dorównuje naturalnie naszym ludziom stąd, ale nie jest taki najgorszy.
- Dobra, postaram się coś zorganizować - obiecał John. Wydawało się, że
jego ciekawość została już zaspokojona.
Klara wiedziała, że przed wieczorem cała okolica dowie się, że jej gość
chce zagrać wszystkim do tańca. I niech gra te swoje klasyczne kawałki,
pomyślała triumfująco. Reakcja publiczności powinna mu dać niezłą
nauczkę.
- Ach, Leo, proszę zanieść zające do kuchni. Ja skoczę do zródełka.
Obiecałam pańskiej żonie słoik marmolady jeżynowej
- wyjaśniła Johnowi.
- Na pewno się ucieszy. - John uśmiechnął się i podał Leonardowi zające.
Ten wziął je w dwa palce i położył ostrożnie na stole kuchennym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl