[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czaszki wymyka³y siê czeredy mySli, niby szczury, opuszczaj¹ce gin¹cy okrêt.
307
Jeszcze raz wszystko zacisn¹³ w rêku i nikt z tych przeciwników, do których siê zwraca³
g³uchym g³osem przekonania niez³omnego, nie móg³ nie przyznaæ, ¿e i teraz Lenin Rosjê
prowadzi rêk¹, tkniêt¹ parali¿em .
On widzia³ jasno przebyt¹ drogê i tê, która znika³a teraz coraz czêSciej przed nim.
Wytêpi³ wszystko, co by³o twórczego, zdolnego do polotu mySli, do prawdziwej pracy dla
szczêScia ludzkoSci; poni¿y³ pozosta³e dusze, serca, moralnoSæ i rozum do nêdznego pozio-
mu najgorszych, najciemniejszych istot, rozbudzi³ ¿¹dze, dzikie instynkty; z ich pomoc¹ zbu-
rzy³ dzie³o twórców, a gdy nasta³a chwila budowania, pozosta³ sam z nieruchom¹ praw¹ rêk¹
i nog¹, z tym bólem strasznym. co rozrywa i rozsadza mózg, z t¹ drêcz¹c¹ SwiadomoSci¹ bli-
skiej Smierci.
Odda³ w³adzê klasie robotniczej, wybrawszy z niej najzuchwalszych, najdrapie¿niejszych,
opar³szy siê na ludziach obcej krwi, aby niczego nie ¿a³owali, dla nikogo mi³osierdzia nie
mieli.
Teraz Stalin...
Ach, Stalin, zagadkowy Gruzin, to p³omienny, to milcz¹cy i twardy jak g³az.
Idzie Sladami jego Lenina.
On zburzy³ Rosjê, wymordowa³ dynastjê, zamêczy³ miljony ludzi, opar³szy siê na kilku
tysi¹cach oddanych mu komunistów.
Stalin ujrza³ przepaSæ, ku której d¹¿y partja, nie mog¹ca udxwign¹æ i poci¹gn¹æ za sob¹
znêkanego cia³a Rosji; stworzy³ partjê w partji, sta³ siê wodzem biurokratów proletariackich,
rozbi³ zbudowany przez Lenina gmach komunizmu, opartego po wysi³ku bezowocnym na
wszechw³adnej ziemi , której niczem zwalczyæ nie móg³ zuchwa³y dyktator.
Stalina nale¿y usun¹æ... Gruzin nie uznaje kompromisu...
Rewolucja powinna trwaæ, aby zara¿a³a Europê, gdzie pod wp³ywem komunizmu wzmo-
g³a siê si³a kapitalizmu, ale Rosja ginie... ginie!... Ach, Azja...
Azja, byæ mo¿e, wybuchnie, jak potê¿ny wulkan, a Rosja skieruje potoki lawy ognistej na
Zachód, na przeklêty zachód, oporny, niewzruszony za murami bur¿uazji i niczem nie skrê-
powanego intelektu twórczego.
Ratunku! G³owa, g³owa pêka i p³onie!
Siada i pisze.
Oskar¿a Stalina, doradza, jak nale¿y go os³abiæ, obezw³adniæ, usun¹æ... Trockij powinien
prowadziæ rewolucyjn¹ Rosjê. Nie jest on nieustêpliwym, stanowczym; zato sk³onny jest do
kompromisów powa¿nych i posiada nadzwyczajne zdolnoSci, zreszt¹, on nie ma wyjScia.
Obcy dla Rosji, wyklêty przez swój lud, znienawidzony zagranic¹, ma przed sob¹ tylko
jedn¹ drogê rewolucjê, ci¹g³¹, nigdy nie wygasaj¹c¹ rewolucjê, oszczêdzaj¹c¹ ziemiê .
Pisze Lenin, z trudem wodzi sparali¿owan¹ prawic¹, podtrzymuj¹c j¹ i kieruj¹c lew¹ rêk¹.
Pisze testament...
Dla kogo?
Nie wie...
Przecie¿ nie ma nikogo, z kim ciê¿k¹ i bolesn¹ stanie siê roz³¹ka?
Nie umi³owa³ przez ca³e ¿ycie ¿adnej istoty.
Odda³ ca³¹ potêgê mySli i woli, ca³y, bez reszty, niszcz¹cy ¿ar serca Rosji, ciemnej, ucie-
miê¿onej, kajdanami dzwoni¹cej ³kaj¹cej bez przerwy, jak bur³aki nad Wo³g¹:
Oj ej! Oj ej!
308
Do niej skieruje te s³owa ostatnie, s³abn¹c¹ kreSlone rêk¹, do niej! Niech us³yszy je partja,
trzymaj¹ca w d³oni ster ¿ycia... ostatnia mySl pozostanie na papierze, jak setki, tysi¹ce innych,
co by³y, jak iskry w szlaku komety: jak szkar³at zarzewia... jak ciê¿kie, druzgoc¹ce uderzenia
m³ota...
Skoñczy³ i znu¿ony Smiertelnie wzywa sekretarkê, lecz natychmiast znowu ogarniaj¹ go
pal¹ce, pe³ne xr¹cej trwogi mySli.
Nie jest spokojny o los swego dzie³a!... Trockij, Rykow, Cziczerin, Stalin?... Nie, to nie
kroi trwogi i troski! Trockij, Zinowjew, Kamieniew, Stiek³ow, a z nimi rzesza rewolucyjnych
¿ydów... Cha! Cha! Dobrze obmySli³, ¿e do burzenia Rosji i zgrzybia³ego Swiata poci¹gn¹³
ten naród bez ojczyzny, rodzimej mowy, przejêty tradycj¹ walki o byt i ¿¹dz¹ zemsty... Coraz
wiêcej ¿ydów, oSmielonych przyk³adem Trockiego i Zinowjewa, staje w szeregach... coraz
wiêcej! To dobrze! Oni bêd¹ zmuszeni podsycaæ, pog³êbiaæ rewolucjê, bo inaczej krwi¹
¿ydowsk¹ upije siê Rosja po samo gard³o... Teraz nie maj¹ wyboru i wyjScia... Zniewoleni s¹
¿yæ i dzia³aæ w rewolucyjnem morzu, rozko³ysaæ, podminowaæ, obaliæ ca³y Swiat... O, jak¿e
boli go g³owa!
Znowu wo³a, krzywi¹c blade, dr¿¹ce wargi.
Nie s³yszy swego g³osu...
Chce krzykn¹æ nie mo¿e...
Jak¿e¿ straszliwie boli i p³onie g³owa!
Przyszed³ drugi, jeszcze ciê¿szy atak parali¿u i utrata mowy.
Przewieziono Lenina do pa³acyku w Gorkach pod Moskw¹.
W Kremlu, nawet chory, nie mog¹cy s³owa wyrzec sparali¿owanym jêzykiem, by³ dla Sta-
lina i Trockiego zawad¹, bo czyta³ dzienniki, s³ucha³ doniesieñ swojej sekretarki Fotiewoj
i Nadziei Konstantynówny, wo³a³ komisarzy, trz¹s³ nad g³ow¹ zdrow¹ lew¹ rêk¹ i be³kota³
bez³adnie, Slini¹c sobie brodê.
W Gorkach pozostawa³ zdala od walcz¹cych przeciwników.
Obaj mogli bezkarnie pos³ugiwaæ siê urokiem dogorywaj¹cego fetysza, którego imieniem
nazwali Piotrogród.
Lenin rozumia³, ¿e umiera. Pojmowa³, ¿e ju¿ pozosta³ samotny. Potok dziejowy omin¹³ go
i mkn¹³ swojem ³o¿yskiem.
Mia³ znaczenie has³a, otwartej, jeszcze ¿ywej ksiêgi nowego proroctwa, objawionej ewan-
gelji podnosz¹cych bunt niewolników.
Pod t¹ ewangelj¹ napisa³ ju¿ straszne s³owo: Koniec .
Wdziêczni uczniowie nazwali pó³nocn¹ stolicê jego imieniem Leningrad .
Rmieræ...
Nie chcia³ znikn¹æ z tego Swiata, nad którym zakreSli³ szeroki, krwawy ³uk, jak nieznana
kometa z³owró¿bna.
Nieprzebrana potêga czai³a siê jeszcze w mózgu i sercu W³odzimierza Lenina.
Zacz¹³ chodziæ, uczy³ siê pisaæ lew¹ rêk¹, specjaliSci lekarze wykonywali razem z nim
æwiczenia, u³atwiaj¹ce powrót mowy.
Odwiedzali go komisarze, s³ucha³ ich i pojmowa³ wszystko.
Nie móg³ tylko odpowiedzieæ, rozpaczliwie wymachiwa³ rêk¹ i rycza³ g³ucho.
Wyje¿d¿aj¹c na spacer, patrzy³ na skrz¹ce siê zaspy Snie¿ne, na bia³e, nagie i smutne
brzozy.
309
JakieS wspomnienia budzi³y siê w nim.
Ach, tak! Bia³e cia³o nagiej Dory... A póxniej krwawe ³zy... dwie czerwone, gor¹ce strugi.
Apanasewicz, zabij Dier¿yñskiego! be³koce.
Nadzieja Konstantynówna, s³ysz¹c rzê¿enie, pochyla siê nad nim i pyta:
Czy nie czujesz zimna?
G³owa p³onie, miotaj¹ siê mySli w kopulastej czaszce, a ka¿da, jak ostra drzazga, rani, dra-
pie, krwawi mózg.
Ratunku! krzyczy pomrukiem niezrozumia³ym, a z ust przekrzywionych wybiega stru-
ga piany.
Powróciwszy do domu, po³o¿y³ siê do ³Ã³¿ka.
Cierpia³ na bezsennoSæ oddawna...
Jak Dzier¿yñski... mySla³ Lenin z rozpacz¹.
Patrzy³ w sufit przez ca³e dnie i ca³e noce.
Bia³a p³aszczyzna rozszerza³a siê, rozlewa³a, bieg³a w bezkresn¹ da³.
To ju¿ nie sufit! mySli Lenin. Có¿ widzê przed sob¹...?
Ca³ym wysi³kiem woli przygl¹da siê, mru¿¹c lewe oko...
Ach! To Rosja... Ale¿ jaka blada, bez kropli krwi w znêkanem ciele... Ca³a w ranach...
Nie! To groby... groby bez koñca... nieznane, bez krzy¿y...
Poruszy³o siê nagle olbrzymie cielsko blade.
Sta³o siê podobne do wydêtego brzucha zdech³ego konia, tego, co niegdyS le¿a³ w lesie za
p³otami Kokuszkina nad Wo³g¹.
RoSnie, pêcznieje i p¹ka z hukiem...
Z wnêtrza kad³uba wypadaj¹ straszne, sine, opuchniête, z odwalaj¹c¹ siê skór¹ trupy...
Helena Remizowa... z³otow³osa Helena... Sielaninow... Wissarjon Czerniawin... Dora...
Mina Frumkin... Wo³odzimirow... PiotruS...
Za nimi wychodz¹ Trockij, Dzier¿yñski, Fedorenko, Chalajnen i weso³y, zacieraj¹cy rêce
malutki profesor z butelk¹, pe³n¹ bakteryj parali¿u...
Stanêli i chórem krzyknêli przeraxliwie g³oSno, zgrzytliwie:
Niech ¿yje rewolucja! Niech ¿yje dyktatura proletarjatu! Niech ¿yje wódz nasz W³o-
dzimierz Lenin! Hurra a a!
KtoS promienny stan¹³ miêdzy nim, a towarzyszami.
Z³ociste w³osy, spadaj¹ce na ramiona, po³yskuj¹ w blasku s³oñca, jasna broda sp³ywa na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]