do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zobaczyłem to, czego szukałem. Za pózno. Na moich oczach wilk schylił głowę
i chwycił płaski, prostokątny przedmiot. Nawet nie zwolnił kroku.
Zatrzymałem się i odwróciłem, gdy skoczył do przodu; wypuściłem miecz
i rzuciłem się na ziemię, przetoczyłem raz, potem drugi.
Poczułem wstrząs bezgłośnej eksplozji, po niej implozji, a zaraz potem krót-
ką serię fal uderzeniowych. Leżałem myśląc paskudne rzeczy, aż wszystko się
uspokoiło. Wtedy wstałem i odszukałem broń.
Wokół znowu trwała normalna noc. Gwiazdy. Wiatr w gałęziach sosen. Nie
musiałem się nawet oglądać, ale zrobiłem to, by się przekonać, że cel, do którego
pędziłem kilka chwil temu, jasne drzwi do innego świata, zniknęły bez śladu.
Wróciłem do obozowiska i uspokoiłem Smugę. Potem wciągnąłem buty, za-
piąłem płaszcz, zasypałem ziemią głownie w ognisku i wyprowadziłem konia na
trakt.
Wskoczyłem na siodło i prawie godzinę jechaliśmy drogą w stronę Amberu,
nim wybrałem nowe miejsce na biwak pod białym jak kość sierpem księżyca.
Pozostała część nocy minęła spokojnie. Obudził mnie słoneczny blask i po-
ranne wołania ptaków w gałęziach sosen. Zająłem się Smugą, szybko zjadłem na
śniadanie resztki prowiantu, jak najlepiej zadbałem o swój wygląd i w ciągu pół
godziny byłem gotów do drogi.
131
Ranek był chłodny; wysoko po lewej stronie wznosił się wał cumulusów,
ale nad głową miałem czyste niebo. Nie spieszyłem się. Wybrałem jazdę kon-
ną zamiast przeskoku Atutem, ponieważ chciałem lepiej poznać okolice Amberu.
Chciałem też pomyśleć trochę w samotności. Jasra była uwięziona, Luke w szpita-
lu, a Ghostwheel zajęty; wydawało się, że główne zagrożenia dla Amberu uległy
na razie zawieszeniu. Chwila wytchnienia była więc usprawiedliwiona. Miałem
nawet uczucie, że zbliżam się do punktu, gdzie potrafię sam rozwiązać proble-
my z Lukiem i Jasrą. Musiałem tylko poznać jeszcze kilka szczegółów. Byłem
też pewien, że poradzę sobie z Ghostem. Nasza ostatnia rozmowa budziła pewne
nadzieje.
To były zasadnicze sprawy. Potem będę się martwił o całą resztę. Taki dwu-
bitowy magik jak Sharu Garrul był zaledwie irytujący w porównaniu z innymi
problemami. Pojedynek z nim nie sprawi kłopotów, kiedy tylko znajdę wolną
chwilę. . . chociaż musiałem przyznać, że nie mam pojęcia, czemu w ogóle się
mną zainteresował. Nie zapomniałem o tej istocie, która przez pewien czas by-
ła Vintą. Wprawdzie z jej strony nie dostrzegałem zagrożenia, jednak tajemnica
zakłócała spokój ducha i w ogólnym rozrachunku miała coś wspólnego z moim
bezpieczeństwem. Tą sprawą także się zajmę, gdy znajdę wolną chwilę.
Niepokoiła mnie oferta Luke a, że po uwolnieniu Jasry zdradzi wiadomość
istotną dla bezpieczeństwa Amberu. To dlatego, że mu wierzyłem. Wierzyłem
też, że dotrzyma słowa, choć miałem przeczucie, że zrobi to wtedy, gdy niewiele
będzie już można poradzić. Zgadywanie nie miało sensu; nie dało się przewidzieć,
jakie należy podjąć przygotowania. A może sama propozycja, choćby szczera,
była elementem wojny psychologicznej? Luke zawsze był bardziej subtelny, niż
sugerował jego rubaszny wygląd. Wiele straciłem czasu, by się o tym przekonać,
i teraz już nie zapomnę.
Uznałem, że mogę chwilowo nie myśleć o błękitnych kamieniach. Plano-
wałem wkrótce pozbyć się ich wibracji. %7ładen problem, trzeba tylko zachować
szczególną ostrożność  a szczególnie ostrożny byłem, już teraz, zresztą od dość
dawna.
Pozostawał jeszcze ten nocny wilk. Powinienem jakoś dopasować go do szer-
szego obrazu.
To jasne, że nie miałem do czynienia ze zwykłym wilkiem, a cel jego wizyty
był aż nadto oczywisty. Jednak na inne pytania nie umiałem już tak prosto odpo-
wiedzieć. Kim albo czym był? Czy działał niezależnie, czy wykonywał polecenia?
Jeśli to drugie, to kto go przysłał? A wreszcie: dlaczego?
Pewna niezręczność ruchów wskazywała  wiem, bo sam kiedyś próbo-
wałem takich zabaw  że był człowiekiem w wilczej postaci, a nie wilkiem
magicznie obdarzonym darem mowy. Większość tych, co marzą o przemianie
w krwiożerczą bestię, przegryzaniu ludziom gardeł, rozszarpywaniu ich, okale-
czaniu, a może nawet pożeraniu, koncentruje się na samych przyjemnościach.
132
Zapominają o praktycznych względach takiej sytuacji.
Kiedy człowiek staje się czworonogiem, z całkiem inaczej położonym środ-
kiem ciężkości i obcym sobie zestawem zmysłów, niełatwo mu zachować choć
odrobinę zwierzęcej gracji. Na ogół jest bardziej bezbronny, niż sugerowałby jego
wygląd. A już na pewno nie tak grozny, jak prawdziwe zwierzę trenujące przez
całe życie. Nie. Zawsze uważałem to raczej za element taktyki zastraszania niż
cokolwiek innego.
Zresztą nieważne. Moje obawy budziła przede wszystkim metoda przybycia
i ucieczki bestii. Wykorzystała Bramę Atutu, a czegoś takiego nie robi się ła-
two  najlepiej wcale, jeśli tylko można tego uniknąć. To rzadki, spektakularny
wyczyn, by zrealizować Atutem kontakt z jakimś odległym miejscem, a potem
wpompować całe tony mocy w obiektywizację takiej bramy jako formy zdolnej
przez pewien czas do niezależnej egzystencji.
Stworzenie bramy, która postoi choćby piętnaście minut, wymaga niesamowi-
tych nakładów energii. Nawet piekielny wyścig jest mniej męczący. Coś takiego
może na długo pozbawić człowieka sił. A jednak zdarzyło się. I nie przyczyny
mnie niepokoiły, ale sam fakt. Jedynymi bowiem ludzmi zdolnymi do takiego do-
konania są prawdziwi wtajemniczeni Atutów. Nie potrafi tego zrobić ktoś, kto
przypadkiem wszedł w posiadanie karty.
A to mocno zawężało pole domysłów.
Spróbowałem sobie wyobrazić czynności tego wilkołaka. Najpierw musiał
mnie znalezć i. . .
Oczywiście. Nagle przypomniałem sobie martwe psy w zagajniku przy re-
zydencji i ślady wielkich, podobnych do psich, łap. Potwór odszukał mnie wcze-
śniej, czekał i obserwował. Ruszył za mną, kiedy wyjechałem wczoraj wieczorem,
a kiedy stanąłem na noc, wykonał ruch.
Ustawił  albo ustawiono mu  Bramę Atutu jako drogę ucieczki, przez
którą nie przedostanie się pogoń.
A potem przyszedł, by mnie zabić. A ja nie wiedziałem, czy miało to związek
z Sharu Garrulem, sekretem Luke a, niebieskimi kamieniami czy misją tej zmie-
niającej ciała istoty. Na razie sprawa musiała zaczekać na rozwiązanie. Ja miałem
do przemyślenia kwestie bardziej zasadnicze.
Dogoniłem i wyprzedziłem kolumnę wozów zmierzających do Amberu, mi-
nęło mnie kilku jezdzców pędzących w przeciwnym kierunku. Nikogo znajome- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl