[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzruszył ramionami. - Mam zamiar tak czy inaczej wycofać się potem z czynnego
udziału w Wieczności. - Bawił się najpierw papierosem, a potem wyrzucił go, nie
wypaliwszy nawet do połowy.
- Wolałbym im nie mówić tego wszystkiego, ale nie było innego sposobu, by
otrzymać specjalny kocioł do kolejnej podróży poza najbliższą stację.
Harlan odwrócił się. Myślami był daleko. Poprzednią wypowiedz Twissella
usłyszał niewyraznie, dopiero kiedy Kalkulator powtórzył, wzdrygnął się i
zapytał:
- Proszę?
- Pytałem, czy twoja dziewczyna jest gotowa, chłopcze? Czy rozumie, co ma
robić?
- Gotowa. Powiedziałem jej wszystko.
- Jak to przyjęła?
- Co?... Aach, tak... hm, tak jak się spodziewałem. Nie boi się.
- Pozotały niecałe trzy fizjogodziny.
- Wiem.
Na tym się na razie skończyło i Harlan został sam ze swymi myślami i
świadomością tego, co musi zrobić.
Gdy załadowano kocioł i wyregulowano stery, Harlan i Noys przebrali się w
kostiumy najbardziej zbliżone do tych, jakich używano na obszarach miejskich w
pierwszej połowie 20 Stulecia.
137
Noys zmieniła nieco propozycje Harlana w sprawach garderoby, kierując się
wyczuciem, jakie, jej zdaniem, kobiety wykazują w sprawach ubrania i estetyki.
Wybierała z namysłem wzory z fotografii i ogłoszeń w tygodnikach i
błyskawicznie zbadała obiekty importowane z dziesiątka różnych Stuleci.
Od czasu do czasu pytała Harlana:
- Co myślisz o tym? Wzruszył ramionami.
- To sprawa instynktu. Pozostawiam to tobie.
- Zły znak, Andrew - oświadczyła z pozorną beztroską. - Jesteś zbyt zgodny.
A właściwie o co chodzi? Przestałeś być sobą. I to już od wielu dni.
- Wszystko jest w porządku - odparł sucho Harlan.
Gdy Twissell ujrzał ich po raz pierwszy w roli tubylców z 20 Stulecia, pozwolił
sobie na żartobliwy ton.
- Ojcze Czasie! - zawołał. - Jakież to brzydkie stroje były w Prymitywie, ale
nawet one nie potrafią ukryć twojej piękności, moja... moja droga.
Noys uśmiechnęła się do niego ciepło, a Harlan stojąc w milczeniu i bezruchu
musiał przyznać, że staromodna galanteria Twissella jest przynajmniej szczera.
Makijaż Noys ograniczał się do muśnięć różu na wargach i policzkach i brzydkiej
linii brwi. Jej wspaniałe włosy (i to było najgorsze ze wszystkiego) bezlitośnie
obcięto. A jednak pozostała piękna.
Harlan już się przyzwyczaił do niewygodnego pasa, do garnituru za ciasnego
pod pachami i w kroku i do szarzyzny grubej tkaniny. Noszenie dziwacznych
ubrań, by dostosować się do odpowiedniego Stulecia, nie było dla niego niczym
nowym.
- Bardzo chciałem zainstalować w kotle ster, jak o tym mówiliśmy -
powiedział Twissell. - Niestety, nie ma sposobu. Inżynierowie po prostu muszą
mieć wystarczające zródło energii, by móc przeciwdziałać odkształceniu
czasowemu, a to nie jest osiągalne poza Wiecznością.
Wszystko, co da się osiągnąć, to napięcie czasowe w chwili wejścia do
Prymitywu. Wmontowaliśmy jednak dzwignię powrotu.
Odprowadził ich do kotła wymijając stosy zapasów i wskazał na metalowy
pręt wystający z gładkich wewnętrznych ścian kotła.
- To działa na zasadzie prostego przełącznika - oświadczył. -Zamiast wracać
automatycznie do Wieczności, kocioł pozostałby w Prymitywie w nieskończoność.
Jeśli jednak przesuniecie dzwignię na wsteczny bieg, to wrócicie. Potem będzie
jeszcze sprawa następnej i, mam nadzieję, ostatniej podróży...
- Druga podróż? - zapytała Noys. Harlan:
- Nie wyjaśniłem ci tego. Widzisz, zadaniem pierwszej podróży jest tylko
precyzyjnie ustalić moment przybycia Coopera. Nie wiemy, jak długi okres minął
między jego zjawieniem się tam a umieszczeniem tego ogłoszenia. Odnajdziemy
go przez pocztę i dowiemy się, możliwie dokładnie, co do minuty, daty jego
przybycia. Wtedy możemy wrócić do tego momentu plus piętnaście minut
tolerancji dla kotła, by zdążył pozostawić Coopera...
Wtrącił się Twissell:
- Kocioł nie może być w tym samym miejscu w różnych fizjoczasach, wiesz. -
Próbował się uśmiechnąć.
- Rozumiem - powiedziała, ale niezbyt pewnie. Twissel:
138
- Ale uchwycenie Coopera w czasie jego przybycia odwróci wszystkie
mikrozmiany. Ogłoszenie z bombą atomową zniknie, a Cooper będzie tylko
wiedział, że kocioł odleciał, tak jak zapowiadaliśmy, lecz że nieoczekiwanie
pojawił się znowu. Nie będzie wiedział, że znalazł się w niewłaściwym Stuleciu, i
nie powiemy mu o tym. Powiemy tylko, że zapomnieliśmy mu udzielić pewnych
ważnych instrukcji (coś tam wymyślimy). Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że
Cooper potraktuje sprawę jako błahą i nie wspomni w swym pamiętniku, że
wysyłano go dwa razy.
Noys uniosła wyskubane brwi:
- To bardzo skomplikowane.
- Tak. Niestety. - Twissell zatarł ręce i popatrzył tak, jakby dręczyła go jakaś
myśl. Potem wyprostował się, wyciągnął nowego papierosa i nawet zdobył się na
żartobliwy ton: - A teraz, chłopcze, powodzenia. - Dotknął dłoni Harlana, skinął
Noys i wyszedł z kotła.
- Już odjeżdżamy? - zapytała Noys Harlana, gdy znalezli się sami. - Za kilka
minut - odparł.
Zerknął z ukosa na dziewczynę. Patrzyła na niego, uśmiechnięta, wcale się nie
bojąc. Natychmiast jego nastrój dostosował się do jej nastroju. Ale było to tylko
przelotne wrażenie, nie przejaw rozsądku, instynkt, a nie myśl. Odwrócił oczy.
Podróż nie odznaczała się niczym szczególnym; nie różniła się wcale od
zwykłej jazdy kotłem. Po drodze przeżyli coś w rodzaju wewnętrznego wstrząsu -
może przy mijaniu najniższej stacji, a może było to zjawisko wyłącznie
psychosomatyczne. Wstrząs był ledwie zauważalny.
A potem znalezli się w Prymitywie i wyszli w skalisty świat, rozjaśniony
blaskiem popołudniowego słońca. Wiał słaby, ale dość chłodny wietrzyk i
panowała cisza.
Dokoła wznosiły się skały, spiętrzone i potężne, zabarwione tęczą z warstw
żelaza, miedzi i chromu. Rozległość bezludnego i pozbawionego życia krajobrazu
przytłaczała Harlana. Wieczność, która nie należała do świata materii, nie miała
słońca i tylko importowane powietrze. Jego wspomnienia o macierzystej epoce
były mętne. Jego obserwacje w różnych Stuleciach ograniczały się do ludzi i
miast. Nigdy nie przeżywał czegoś podobnego.
Noys dotknęła jego łokcia.
- Andrew! Zimno mi. Wzdrygnął się i obrócił ku niej. Spytała:
- Czy nie należałoby włączyć radianta? Odparł:
- Owszem. Jest w jaskini Coopera.
- Wiesz, gdzie mieści się ta jaskinia?
- Na prawo - powiedział krótko.
Nie miał wątpliwości. Pamiętnik dokładnie określał położenie groty i najpierw
Cooper, a teraz oni zostali naprowadzeni na nią z wielką dokładnością.
Od czasów swego Nowicjatu nigdy nie wątpił w dokładność nawigacji w
podróżach w Czasie. Pamiętał, jak poważnie stał przed Edukatorem Yarrowem,
pytając:
- Lecz Ziemia obraca się wokół Słońca, Słońce obraca się wokół centrum
Galaktyki, a Galaktyka również się przesuwa? Jeśli więc ktoś wyruszy z jakiegoś
139
punktu na Ziemi i znajdzie się o sto lat w przyszłości, trafi na pustą przestrzeń,
albo trzeba będzie stu lat, żeby Ziemia osiągnęła ten punkt.
A Edukator Yarrow uciął w odpowiedzi:
- Nie odróżniasz Czasu od przestrzeni. Poruszając się przez Czas, bierzesz
udział w ruchach Ziemi. Czy może uważasz, że ptak lecący w powietrzu wyskoczy
w Kosmos, ponieważ Ziemia pędzi wokół Słońca z prędkością dwudziestu
dziewięciu kilometrów na sekundę i zniknie spod ptaka?
Argumentowanie za pomocą porównania jest ryzykowne, lecz Harlan
otrzymał bardziej konkretny dowód w pózniejszym okresie; teraz, po nie
mającym niemal precedensu wypadzie w Prymityw, mógł się odwrócić, pewny, że
znajdzie wejście do jaskini dokładnie w tym miejscu, gdzie być powinno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]