do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Może dwudziestu, gdyby dziesięciu było farmerami.  Nie zastanawialiśmy się,
jaka powinna być minimalna załoga statku.  Czy są wśród was jacyś farmerzy?
 Nic mi o tym nie wiadomo. Jednak szybko się uczymy.
 Pewnie masz rację.
Nie takiej odpowiedzi udzieliłby mi farmer.
 Zaproponowaliście szeryfowi grzane wino?  zapytała Marygay.
 Muszę już jechać  rzekł.  Chciałem tylko zawiadomić was, zanim podadzą to
do publicznej wiadomości.
 To miło  powiedziałem.  Dziękuję.
Wstał i zaczął wkładać kolejne warstwy odzieży.
 No cóż, byliście tym szczególnie zainteresowani.  Pokręcił głową.  Zdziwiłem
się. Uważałem, że ten plan może przynieść same korzyści i żadnych strat, więc wynik
głosowania jest oczywisty.  Wskazał leżący na stole dokument.  Tymczasem Całe
Drzewo podjęło inną decyzję i to nie samodzielnie. To niezwykłe.
Odprowadziłem go aż do przejścia na podjazd, wykopanego w głębokim po pas
śniegu. Słońce stało nisko na niebie i zimne powietrze wysysało ciepło z mojego ciała.
Wystarczyło parę oddechów, aby wąsy zamarzły mi w lodową szczecinę.
Zaledwie dwa lata do wiosny. Dwa lata czasu rzeczywistego.
Marygay już prawie skończyła czytać, kiedy wróciłem do środka. Była bliska łez.
 Co tam napisali?
Nie odrywając wzroku od ostatniej kartki, podała mi trzy pierwsze.
 To Taurańczycy. Ci przeklęci Taurańczycy.
Zgodnie z oczekiwaniami, na pierwszych stronach dokumentu zamieszczono anali-
zę ekonomiczną projektu, który  co uczciwie przyznano  nie był aż tak kosztowny,
żeby odmówić nam promu czasowego.
Jednak ich zbiorowa świadomość połączyła się ze zbiorową świadomością Taurań-
czyków, którzy zdecydowanie zaprotestowali. To zbyt niebezpieczne  nie dla nas, ale
dla nich.
I nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego.
 Mieli zwyczaj mówić:  Są rzeczy, o jakich człowiek nie powinien wiedzieć .
 Spojrzałem na dzieci.  To było wtedy, kiedy mianem  człowieka określali takich
jak my.
 Niczego więcej tu nie ma  oznajmiła Marygay.  %7ładnego konkretnego wyja-
śnienia.  Przesunęła palcami po ostatniej kartce.  Tu jest coś po taurańsku.
Taurańczycy sporządzali swoje oficjalne dokumenty w piśmie nieco przypominają-
cym alfabet Braille a.
 Potraficie to odczytać?
61
 Tylko najprostsze wyrazy  odparła Sara. Powiodła palcem po wypukłościach.
 Nie. Zabiorę to po szkole do biblioteki i sprawdzę na komputerze.
 Dziękuję  powiedziałem.  Jestem pewien, że to wszystko nam wyjaśni.
 Och, tato. Oni czasem wcale nie są tacy obcy.  Wstała.  Sprawdzę kurczaki. Już
powinny być gotowe.
Obiad był dobry. Podała pieczone ziemniaki i marchewkę, zawinięte w folię z ma-
słem czosnkowym i przyprawami. Dzieci były bardzo ożywione podczas obiadu; Ma-
rygay i ja nie byliśmy w najlepszych humorach. Po posiłku przez jakiś czas oglądaliśmy
telewizję  rewię na lodzie, na widok której ponownie podgrzałem wino.
Na górze, szykując się do łóżka, w końcu zaczęła płakać. W milczeniu ocierała łzy
z policzków.
 Chyba powinnam to przewidzieć. Nie wzięłam pod uwagę Taurańczyków. Czło-
wiek zazwyczaj wykazuje zdrowy rozsądek.
Weszliśmy pod kołdrę i koc, chroniąc się przed zimnem.
 Jeszcze dwadzieścia miesięcy tych chłodów  powiedziała.
 Nie dla nas.
 Co chcesz przez to powiedzieć?
 Do diabła z Taurańczykami i ich mistycyzmem. Wracamy do planu A.
 Planu A?
 Porwiemy statek.
W południe Sara przyniosła do domu przetłumaczone pismo Taurańczyków.
 Bibliotekarka powiedziała, że to rytualna formułka, jak na końcu modlitwy:  W
obcym  nieznane, a w nim niepojęte . Mówiła, że to tylko przybliżony przekład. Ich
koncepcji nie da się dokładnie przełożyć na ludzki język.
Znalazłem pióro i kazałem jej powtórzyć to powoli. Zapisałem wszystko dużymi lite-
rami z tyłu kartki. Sara poszła do kuchni przygotować kanapkę.
 O! Co robisz z tym wszystkim?
 Do czwartej nie mam nic do roboty. Pomyślałem, że wyczyszczę wszystko od
razu.
Pod wpływem nagłego impulsu, przyniosłem do domu narzędzia i przybory rybac-
kie, które miały ostre końce lub krawędzie. Właśnie czyściłem je i ostrzyłem. Leżały
błyszczącym rzędem na stole w jadalni.
 Za długo z tym zwlekałem, a jest za zimno, żeby zrobić to w szopie.
Nie spodziewałem się, że ktoś tak szybko wróci do domu. Jednak Sara przeszła obok
nich obojętnie, kiwnąwszy głową. Wychowała się wśród takich narzędzi i nie widziała
w nich broni.
Zjedliśmy razem obiad w przyjaznym milczeniu, otoczeni przez toporki i ościenie,
czytając. Dokończyła kanapkę i spojrzała mi prosto w oczy.
62
 Tato, chcę polecieć z wami.
Drgnąłem.
 Co?
 Na Ziemię. Będziecie w tej siedemnastce, prawda?
 Twoja mama i ja... owszem. Tak napisali w tym liście. Jednak nie mam pojęcia,
w jaki sposób wybiorą pozostałych piętnastu.
 Może pozwolą wam wybrać.
 Być może. Znajdziesz się na pierwszym miejscu mojej listy.
 Dziękuję, tato.
Pocałowała mnie w policzek, spakowała się i pospieszyła z powrotem do szkoły. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl