do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

fal, pieniących się na brzegu. W końcu nie odwracając się,
powiedział:
- Mieszkać tutaj na plaży, gdzie zawsze słychać szum fal,
śmiech i przyciszone rozmowy... - Przerwał na chwilę. - To
miłe.
- Tak, rzeczywiście. W pochmurne dni jest całkiem cicho, tylko
fale uderzają o brzeg. Ja też to lubię, chociaż nie w samotności.
Odwrócił się do niej, przyciągnął do siebie i zaniósł na leżak.
Położył ją i patrzył na jej delikatne jak u dziecka kości,
zamknięte oczy, kiedy odchyliła głowę na podgłówek.
Delikatnie przesunął palcami po jej brwiach. Powoli otworzyła
oczy i spojrzała na niego.
- Aadne brwi.
- Czy wiesz, że wszyscy mi to mówią? Najwyrazniej brwi są
moim najlepszym elementem przetargowym.
- Uwielbiam twoje poczucie humoru.
Uśmiechnęła się ciepło i usiadła. Spojrzała mu ponad
ramieniem i pomachała ręką jakiemuś nastolatkowi, który
przyciągnął jej uwagę, kiedy inne dzieciaki próbowały wbić
piłkę.
- Mówiłam ci, że jutro będę miała swojego SIG P232. P
oznacza osobisty, wiesz. Wydali mi pozwolenie na broń i będę
mogła go nosić w torebce.
Pochylił się, oparł ręce na poręczach leżaka z twarzą blisko jej.
Mógł zobaczyć lekką opaleniznę na jej policzkach.
- Nie potrzebujesz broni.
Uderzała palcami w poręcz krzesła, wyglądając jak nastolatka.
- Kupiłam czarny, z hartowanego stopu aluminium. To sprawi,
że sig będzie jeszcze lżejszy. Elizabeth zabrała już trzy razy
mnie i Lou Lou na swoją strzelnicę. Powiedziała, że mam dryg
do tego, że mogłabym brać udział w zawodach, jeślibym nad
tym popracowała. Powinieneś pójść z nami, odpoczywać.
Syknął, a ona spojrzała mu prosto w oczy, jej głos był poważny.
- Muszę być w stanie sama się chronić, prawda, Jack? Jest
jeszcze Chico...
- Tak, Chico... - przerwał jej. - Danny powiedział mi, że jest w
porządku. Jesteś w dobrych rękach. Ale nie znoszę tego. -
Przysunął rękoma po włosach, strosząc je.
Uśmiechnęła się promiennie.
- Alleluja, więc karate jest według ciebie dobrze, nawet jeśli
ostatecznie wypadnę lepiej niż ty za kilka tygodni? Nie patrz na
mnie tak ironicznie, jestem całkiem niezła. A tak przy okazji
dziękuję za zatrudnienie sierżanta McCluskyego. Widziałeś, że
biedak zaczyna mieć problemy z prostatą i korzystał z krzaków?
Pani Deffenbach nieomal przyłapała go na tej czynności
ostatniej nocy. Zaproponowałam mu łazienkę, co przyjął z
wdzięcznością.
Jack patrzył na nią bynajmniej niezaskoczony.
- Męska przypadłość, był gliną przez trzydzieści pięć lat.
Chcesz powiedzieć, że go zdekonspirowałaś?
- Obawiam się, że tak. Znam każdy samochód w Colony, każdy
zna. Powiedział mi, że jezdzi teraz nowym hybrydowym
samochodem syna, priusem, i często pojawia się w pobliżu. W
Colony jest kilka hybryd i dlatego nie zorientowałam się od
razu.
- Więc powiedział ci wszystko o pilnowaniu w nocy twojego
domu?
- Tak. Sierżant Ed jest bardzo miłym mężczyzną, Jack. Nawet
jeśli ty jesteś w środku, cieszę się, że on jest na zewnątrz.
- Nawet przy większej ochronie, myślę, że mógłbym, na
przykład porwać cię do Budapesztu. To piękne miejsce.
- Chciałabym pojechać, ale nie mam urlopu aż do połowy
września.
Wyobraził ich sobie tam, jak spacerują nad Dunajem trzymając
się za ręce, mostami na stronę Pesztu. Pokazałby jej dziury po
kulach w niektórych budynkach z rosyjskiej broni podczas
powstania na Węgrzech.
Mary Lisa podniosła się i podeszła do poręczy.
- Czy ktoś ma ochotę na chude mleko z ciastkami
czekoladowymi? - zawołała.
Odezwały się entuzjastyczne okrzyki i chmara nastolatków
podbiegła do nich.
- To obniża ich spożycie piwa, a to zdrowe - rzuciła przez
ramię, wchodząc do kuchni. - Zresztą kto nie lubi ciasteczek
czekoladowych?
Podziwiał ją, kiedy wlewała mleko do kilkunastu szklanek i
podawała ciastka wysmarowanym balsamem, głodnym
nastolatkom, z których każdy zdawał się znać Mary Lisę, jej
kuchnię, łazienkę, jak również dwa telewizory.
- Pan jest gliną Mary Lisy?
Głos należał do nastolatki, która pomogła mu tamtego dnia,
kiedy strzelano do Mary Lisy.
- Tak, to ja.
Małe wąsy z mleka pojawiły się nad jej górną wargą, a okruszki
ciasteczka na brodzie. Była tak ładna, że mogła przyprawić
młodego mężczyznę o przyspieszone bicie serca, kiedy wiatr
rozwiewał jej blond włosy, a coś na kształt paska przykrywało
jej idealnie opalony brzuch. Odezwała się poważnym głosem,
kładąc rękę na przedramieniu Jacka:
- Jestem Holly i mieszkam cztery domy dalej. Wszyscy tu
mieszkamy. I chcę, żebyś wiedział, że mamy oko na Mary Lisę.
Nikt więcej nie będzie do niej strzelał, zapewniam.
Jack położył swoją rękę na jej dłoni.
- Dziękuję, naprawdę to doceniam, Holly.
Usłyszał śmiech Mary Lisy, chwilę rozkoszował się nim.
Wiedział już, że jest dokładnie tu, gdzie być powinien.
Przypuszczał, że mógłby tutaj żyć, może dołączając do
lokalnych sił porządkowych.
Jeden z nastolatków włączył telewizor, a Jack wszedł do pokoju.
Chciał zobaczyć Elizabeth prowadzącą wiadomości.
Usłyszał telefon, głos Mary Lisy, a potem martwą ciszę.
Odruchowo poderwał się na nogi i wbiegł do kuchni, kiedy ona
wyszła, wciąż trzymając w ręku otwarty telefon. Gdyby nie znał
jej lepiej, mógłby pomyśleć, że ktoś uderzył ją w twarz.
Był przy niej w jednej chwili, z rękoma na jej ramionach,
potrząsając nią.
- Co się stało? Co jest?
- Najbardziej szalona rzecz - powiedziała Mary Lisa po chwili [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl