[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przyprowadzi³em towarzysza Guzmana, mego pomocnika, rzuci³ Wo³odarskij. Mamy
do zakomunikowania wa¿n¹ sprawê. Czy tu nikt nas nie pods³ucha?
Lenin wzruszy³ ramionami i odpar³ z uSmiechem:
Tu? Chyba nikt...
Towarzyszu, posiadamy bardzo wa¿ne i zupe³nie Scis³e informacje. Pewna organizacja
przygotowuje zamach...
Na kogo? Na mnie? spyta³.
Nie wiemy dok³adnie na kogo. Powiadomiono nas tylko, ¿e na komisarzy ludowych
szepn¹³ Guzman i podniós³ palec do góry.
Jaka¿ to organizacja? zada³ pytanie Lenin i z ciekawoSci¹ czeka³ odpowiedzi, nie
spuszczaj¹c podejrzliwego wzroku z oczu komisarzy.
Po krótkim namySle odpowiedzia³ Wo³odarskij:
Organizacja mieszana... Wchodz¹ do niej biali oficerowie i socjal rewolucjoniSci... o ile
wiemy...
Posiadacie nieScis³e informacje? zawo³a³ Lenin. Carscy oficerowie nie bior¹ w tem
udzia³u. Mogli tysi¹c razy targn¹æ siê na zamach, a nie uczynili tego. S¹ pozbawieni ducha
i odwagi... ¯ywe trupy polityczne! Socjal rewolucjoniSci, albo... zreszt¹ nie ma to znacze-
nia! Có¿ poradzimy na te knowania? Znacie domniemanych wykonawców zamachu?
Nie! Wiem tylko, ¿e zamach jest przygotowany odpowiedzia³ Wo³odarskij. Przyszli-
Smy, aby powstrzymaæ was, towarzyszu, od zamiaru wyst¹pienia na jutrzejszym wiecu!
211
Lenin przeszed³ siê po pokoju.
Zaciska³ rêce i Smia³ siê.
Powstrzymaæ nie? Zapowiedzia³em przecie¿ swoj¹ mowê! Wyst¹piê, towarzysze! odpar³.
Patrzyli na niego ze zdumieniem.
MySlicie, ¿e mo¿na mnie nastraszyæ? Cz³owiek, który oddawna o sobie nie mySli, nie
zna strachu. Wiecie, przecie¿ ¿e zagranic¹ chodzi³em samotny na rozmowy z agentami poli-
cji politycznej? Pamiêtacie, ¿e po przyjexdzie do Piotrogrodu, przed wyst¹pieniem lipcowem,
odwiedza³em koszary i wyg³asza³em mowy. Przechodzi³em wtedy wSród szeregów nienawi-
dz¹cych mnie, uzbrojonych oficerów dawnej gwardji carskiej i ¿o³nierzy, przekonanych, ¿e
jestem zdrajc¹ ojczyzny, i gotowych rozszarpaæ mnie. By³o to nieraz i nie dwa, a dziesiêæ,
dwadzieScia! Rezultat by³ zawsze jeden i ten sam! Po mowie mojej ¿o³nierze wynosili mnie
na rêkach, a oficerowie zmuszeni byli siê ukrywaæ przed gniewem oszukanych przez nich
szeregowców! Tak bêdzie i teraz. Skoro zacznê mówiæ, nikt ju¿ nie odwa¿y siê napaSæ mnie.
Nikt!
D³ugo spierali siê jeszcze komisarze, lecz Lenin by³ nieub³agany. Mia³ mySl rzutk¹, ela-
styczn¹, bo ³atwo przechodzi³ od jednego postanowienia do drugiego, uwa¿aj¹c je za lepsze,
praktyczniejsze, lecz w wypadkach wziêcia odpowiedzialnoSci na siebie i nara¿enia ¿ycia nie
zna³ wahania.
Musieli mu wiêc ust¹piæ.
Nazajutrz o godzinie 11-ej wchodzi³ ju¿ do mane¿u, zat³oczonego tak szczelnie, ¿e ludzie
poruszaæ siê nie mogli. gdy stan¹³ na mównicy i spojrza³ na t³um, wyda³o mu siê, ¿e widzi
olbrzymi ³an, gdzie chwiej¹ce siê g³owy, niby k³osy dojrza³e, tworzy³y fale.
W takim Scisku nikt strzeliæ nawet nie potrafi pomySla³, z uSmiechem dobrotliwym
patrz¹c na najbli¿sze szeregi widzów.
Przez ca³¹ godzinê g³uchym, chrapliwym g³osem, wymachuj¹c rêkami i t³uk¹c niemi
w mównicê, niby m³otem w kowad³o, podkreSlaj¹c ruchami ³ysej czaszki najwa¿niejsze po-
jêcia, wbija³ Lenin w g³owy s³uchaczy kilka niezbêdnych mySli, powtarzaj¹c je wkó³ko w co-
raz to innej formie i odmiennym, bardziej stanowczym tonem.
ObjaSnia³ koniecznoSæ obrony przed imperjalizmem niemieckim, obiecywa³ prêdko koniec
wojny, która zakoñczy siê skierowanem do proletarjatu b³aganiem, germañskiej bur¿uazji
o pokój.
Wy go nie dacie rz¹dowi Wilhelma, wo³a³ Lenin, bo wiecie, ¿e lada dzieñ powstanie
w Berlinie socjalistyczny rz¹d Karola Liebknechta, z którym warunki pokoju bêd¹ warunka-
mi wojny z kapitalizmem Anglji i Francji o dyktaturê proletarjatu w Europie! Wy tylko ro-
botnicy i wieSniacy Rosji, jesteScie awangard¹ Swiatowej rewolucji! WieSniacy maj¹ w po-
siadaniu ca³¹ ziemiê i dostarcz¹ walcz¹cemu proletarjatowi potrzebnych produktów w imiê
wolnoSci, równoSci, wiecznego pokoju! Bacznie tylko, aby wrogowie nie oszukali was! Ju¿
teraz ¿¹daj¹ od nas pos³uchu dla konstytuanty, do której wejd¹ jawni i tajni zdrajcy pracuj¹-
cego ludu!
Podnios³y siê krzyki stronników i przeciwników Lenina.
Dyktator mówi³ dalej.
Doszed³ wreszcie do opisu dobrobytu, jaki zapanuje w Rosji, gdy wszyscy pracowaæ bêd¹,
jako bracia, dla ogó³u, gdy zapomn¹ i ciê¿kich latach niewoli i ucisku; pyta³ surowo, niby
ojciec, upominaj¹cy dzieci:
212
Czy¿ mySlicie, towarzysze, bracia i siostry, ¿e dla przysz³ego szczêScia waszego nie
warto przetrwaæ kilku miesiêcy niewygód, niedostatków i wysi³ków?
Zerwa³a siê burza okrzyków:
Niech ¿yje Lenin! Ojciec nasz! Wódz! Opiekun! Obroñca! Prowadx nas! Naucz!
Lenin odniós³ rêkê i krzykn¹³:
Pamiêtajcie, coScie postanowili w tej chwili. Obrona kraju! Praca i chleb dla armji! Od-
rzucenie konstytuanty, która now¹ waSæ rozpali w narodzie i wiêzy na wieSniaków na³o¿y
nieskruszone!
Pamiêtamy! Przysiêgamy! odezwa³y siê okrzyki.
T³um drgn¹³, docisn¹³ siê do mównicy, porwa³ Lenina i, podaj¹c go sobie z r¹k do r¹k,
wyniós³ z mane¿u.
Lenin wsiad³ do samochodu, a za nim chcia³ wsun¹æ siê Trockij.
Nie! rzek³ dyktator. mam do pomówienia z towarzyszem Plattenem. On pojedzie
ze mn¹!...
Szwajcarski internacjonalista natychmiast wszed³ do samochodu.
Lenin uSmiechn¹³ siê i mySla³, ¿e poco mia³ jechaæ z Trockim, nad którego g³ow¹ zaciê¿y³
wyrok, wyraxnie brzmi¹cy w s³owach deputacji ¿ydowskiej? Najlepsz¹ towarzyszk¹ odwagi
jest ostro¿noSæ.
MySli te przerwa³y dwa strza³y rewolwerowe.
Ich suchy trzask ledwie przebi³ siê przez zgie³k okrzyków i wycie t³umu, wylegaj¹cego
z mane¿u.
Siedz¹cy obok Lenina Platten jêkn¹³ i schwyci³ siê za ramiê. Przez zaciSniête na rêkawie
palce s¹czy³a siê krew.
Jestem ranny... szepn¹³.
Samochód ca³ym pêdem ruszym z miejsca.
Lenin obejrza³ siê. W Scianie samochodu spostrzeg³ dwa otwory od kul.
Dobrze strzelali, pomySla³, lecz niezupe³nie...
Skrzywi³ usta pogardliwie.
W korytarzach Smolnego Instytutu natychmiast zaroi³o siê od towarzyszy. Komisarze lu-
dowi, przedstawiciele wszelkich organizacyj, komitetów i dowódcy wiernych pu³ków przy-
bywali, aby dowiedzieæ siê o zdrowie swego wodza i o szczegó³y zamachu.
Lenin spotyka³ wszystkich ¿yczliwie i Smia³ siê weso³o, mówi¹c:
Nie mam pojêcia o tem, kto strzela³ do mnie. Rledztwo zarz¹dzone. Towarzysz Dzier-
¿yñski poka¿e, co umie.
Najwy¿szy sêdzia nie zjawia³ siê tymczasem. Telefon w jego biurze nie odpowiada³ wca-
le. Pos³any po niego motocyklista powróci³ z wiadomoSci¹, ¿e towarzysz Dzier¿yñski od rana
nie by³ widziany w gmachu czeki . £otysze, stoj¹cy na wewnêtrznych posterunkach, spo-
strzegli go wychodz¹cego o godzinie 7-ej rano na ulicê. Od tego czasu nie powraca³.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]