[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ależ to przecież nie jest dwór!
Nie, to są budynki, przeznaczone na mieszkania dla pracowników majątku.
Pan przecież został zaangażowany w charakterze praktykanta i będzie pan
mieszkał wspólnie z innymi pracownikami. Nie mogę pana przyjąć we dworze, bo
tam mieszka moja kuzynka, baronówna von Lehnau i jej ciotka. Będę im mógł
LR
T
pana przedstawić dopiero wtedy, gdy nabędzie pan nieco ogłady i nauczy się, jak
się należy zachowywać w towarzystwie dam.
Horstowi przypomniało się jego zachowanie wobec księżnej i poczuł się na-
tychmiast zbity z tropu. Odezwał się z nutką przygnębienia:
Wyobrażałem sobie wszystko zupełnie inaczej.
Ironiczny uśmiech zadrgał na ustach Marka. Zarządca również z trudem po-
wstrzymywał wesołość. Obaj jednak szybko opanowali się i Marek odpowiedział
spokojnie:
Pan sobie chyba zdaje sprawę z tego, panie Seifert, że przyjechał pan tu
jako praktykant. Pański ojciec życzył sobie, aby pan się tutaj czegoś nauczył i stał
się mężczyzną. Przedstawiam panu pana administratora Brinkmana, który będzie
pana przełożonym. Wyszkolił już wielu młodych ludzi, a wszyscy pochodzili z
wyższych sfer. Ale musieli się wpierw nauczyć słuchać, aby potem móc rozka-
zywać. Pan sobie doskonale zdaje sprawę, panie Seifert, jaką twardą szkołę życia
przeszedłem ja sam, i obecnie czerpię z tego korzyści. A teraz pozwoli pan za mną,
zaprowadzę pana do jego pokoju. Wkrótce jednak będę musiał pana opuścić, po-
nieważ czeka mnie ważna konferencja z panem notariuszem.
Prowadząc za sobą zupełnie zgnębionego Horsta, otworzył drzwi na pierw-
szym piętrze, które prowadziły do obszernego, czystego pokoju, zaopatrzonego
we wszystkie konieczne sprzęty, ale poza miękkim fotelem zupełnie pozbawio-
nego luksusowego wyposażenia.
Horst, rozglądając się po pokoju, odezwał się głosem pełnym zdumienia i
gniewnego rozczarowania:
Tutaj mam mieszkać?
Tak jest, panie Seifert. Będzie się tu panu cudownie spało, gdy zmęczony
wróci pan z pracy. Posiłki będzie pan spożywał wspólnie z zarządcą i ekonomami.
Czynię dla pana wyjątek, zasadniczo bowiem praktykanci jadają razem z parob-
kami. Ma pan czas do obiadu, aby się tu trochę rozejrzeć, wypakować rzeczy i
ułożyć je. Jestem przekonany, że okaże się pan dzielnym chłopcem.
Horst starał się opanować wzburzenie. Marek mówił jednak tonem wyklu-
czającym wszelki sprzeciw. Horst najchętniej uciekłby stąd, gdzie pieprz rośnie,
ale powstrzymywała go myśl o kpinach ojca. A powietrze było tu zadziwiająco
LR
T
cudowne: świeże, orzezwiające, cierpko pachnące młodymi korzonkami i
oddychało się tu z dziwną, przyjemną lekkością. W końcu uciec stąd będzie mógł
zawsze, jeśli mu praca dopiecze. Ostatecznie zabawa w praktykantów była spor-
tem młodych, wytwornych ludzi. Zobaczymy więc, co będzie dalej.
To, że został tak nagle wyrwany z cieplarnianych warunków, do jakich
przywykł, sprawiło, że pozbył się nieco swego niedołęstwa. W duszy jego po raz
pierwszy pojawił się nieśmiały kiełek, cień energii i humoru, które cechowały jego
ojca: Oni pewnie myślą, że od razu zrezygnuję? Zdziwią się! A zresztą, może to
wszystko będzie nawet zabawne?
Nagle wsadził wyzywająco ręce do kieszeni:
Zobaczymy jeszcze, panie von Lehnau. Zaczynamy więc zabawę.
Marek uznał, że powinien stąd czym prędzej wyjść, aby nie popełnić jakiegoś
błędu. Jeśli mimo przyjęcia, jakie mu zgotowano, młody człowiek pragnął tu
pozostać początek był stanowczo nadspodziewanie dobry.
Horst patrzył przez okno za oddalającym się Markiem i w jego oczach pojawił
się błysk mimowolnego podziwu. Miał klasę ten Lehnau. Nigdy nie pisnął słów-
kiem, ani nie drgnęła mu twarz, gdy się do niego
jako szofera często zle odnosił.
Pan się okaże dzielnym chłopcem tak powiedział mu baron. Ale Horst
nie wierzył, by naprawdę tak myślał. Widywał go dotychczas zawsze wypranego z
energii po nieprzespanej nocy. A gdyby tak baronowi pokazać, że potrafi być
innym?
W ciągu dni, które nadeszły, Horst raz po raz wpadał w dobrze znany letarg.
Ale wystarczyło, by ujrzał w oczach Marka błysk szyderstwa, a zacięty upór na
nowo dodawał mu sił do pracy.
15.
Marek zabawnie odmalował paniom przyjazd Horsta. Musiał się głośno ro-
ześmiać, ujrzawszy rakiety tenisowe, przybory do golfa i strzelbę.
LR
T
Zdziwi się, gdy się przekona, jak mało będzie tu miał sposobności dla
uprawiania tych sportów. Już ja mu wynajdę ćwiczenia fizyczne. Niczego mu nie
oszczędzę. Myślę jednak, że da się z niego coś zrobić, jeżeli nie uciekł od razu po
uroczystym przyjęciu, jakie mu zgotowałem.
Pierwsze dni wydały się Horstowi bardzo ciężkie, ale został. Nawiedzały go
jeszcze czasem myśli o ucieczce, ale oto zdarzyło się coś, czego ani on, ani Marek
nie byli w stanie przewidzieć.
Horst był tego dnia zajęty przy sianokosach. Wraz z parobkami i dziewkami
musiał w upalnych promieniach słońca wywracać na łąkach siano do suszenia albo
pomagać przy zwózce. Właśnie otarł z twarzy razem z potem sporą grudkę ziemi,
gdy na drodze spostrzegł dwoje jezdzców. Byli to Marek Lehnau i jego kuzynka
Lonny. Horst dotychczas jeszcze nie spotkał pań z dworu, i teraz, gdy nagle ujrzał
miłą i piękną twarzyczkę Lonny, serce zabiło mu mocno. Dystyngowana, śliczna
amazonka wzbudziła w Horście Seifercie miłość od pierwszego wejrzenia. Od tej
chwili tęsknił za nią jak zadurzony po raz pierwszy młodzik. Takiej kobiety dotąd
nie spotkał. Była zupełnie inna od tych kobietek, z którymi zwykł się zabawiać w
towarzystwie kompanów, inna nawet niż księżna Hanau, którą poznał w podróży.
Zazdrościł Markowi, że może towarzyszyć tej uroczej kobiecie. Czy ona wie, że
ten baron zarabiał u niego na chleb jako szofer?
Szeroko otwartymi oczami obserwował, jak Marek pomógł kuzynce zsiąść z
konia; oboje przeszli łąkę i zaczęli się zbliżać w jego stronę. Przeszył go dreszcz.
Lonny prosiła Marka, aby jej przedstawił młodego człowieka i to właśnie wtedy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]