do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jednak nauka Rathmy mówiła, że wszystko, co istnieje w przyrodzie, służy zachowaniu
Równowagi. Zatem jeśli ludzie górowali nad innymi stworzeniami rozumem i umiejętnością
posługiwania się narzędziami, to te stworzenia przerastały ludzi zdolnością cichego i zwinnego
przemieszczania się.
Były także znacznie lepszymi zabójcami.
Znał kilka zaklęć, których mógł użyć przeciwko napastnikowi. Musiał go jednak zobaczyć, zanim
zostanie pochwycony. Pod wieloma względami ten przeciwnik był o wiele bardziej niebezpieczny
od Vizjerei czy nie umarłych kapłanów.
Błyskawica rozświetliła otoczenie. Nekromanta wykorzystał ten moment i zarejestrował wzrokiem
wszystko, co znajdowało się w zasięgu wzroku. Nigdzie jednak nie zauważył przeciwnika ani jego
śladów.
Czyżby bestia porzuciła go i udała się w pogoń za jakąś łatwiejszą zdobyczą? Zayl wątpił w to, lecz
jeśli zwierzę ścigało go nadal, czemu nie atakowało?
Przedzierał się powoli przez las, przez kilka następnych chwil rejestrując każdy cień i drgnienie
otoczenia. Podłoże stawało się
coraz bardziej strome. Tak strome, że przemoknięty deszczem nekromanta, schodząc w dół ku
bardziej równemu terenowi, musiał trzymać się prawą ręką poszycia.
Strużka wody zwróciła jego uwagę. Spojrzał uważniej i z trudem dostrzegł przed sobą strumień.
Bardzo ostrożnie wszedł w nurt jedną nogą, potem drugą...
Wynurzająca się znikąd wielka łapa chwyciła go za twarz.
Mężczyzna poślizgnął się i wpadł do strumienia, wypuszczając z ręki sztylet. Znów usłyszał
mrożący krew w żyłach ryk. Po nim nastąpił plusk wody. Poczuł, jak struga uderza go w bok, i
spojrzał w górę.
Niebo przesłaniał mu zarys ogromnego, prymitywnego stworzenia.
Zayl instynktownie wyciągnął lewą rękę. Sztylet zerwał się z miejsca, w którym upadł, i miękko
wylądował w dłoni właściciela. Uniósł broń i całą siłę woli skoncentrował na świetle.
Całe otoczenie zalał blask tak silny, jakby tuzin błyskawic uderzył gdzieś obok. Oszołomiona bestia
ryknęła i odruchowo zakryła oczy.
Zayl po raz pierwszy oglądał wendigo.
Wendigo rzeczywiście przypominało kształtem człowieka. Miało jednak inne proporcje. Stworzenie
miało dwa razy grubsze niż Zayl, włochate, przypominające pnie drzew nogi i dolną część tułowia.
Nogi i krzyż olbrzyma wydawały się jednak karłowate przy zwalistym, beczkowatym torsie oraz
potężnych ramionach o rozpiętości co najmniej sześciu stóp. Ramiona musiały być tak potężne,
podtrzymywały bowiem parę rąk tak wielkich, że z powodzeniem mogły służyć dowolnej armii
jako tarany. Każda z pięści wendigo z łatwością zamknęłaby w sobie głowę nekromanty i z
pewnością nie zabrakłoby gigantowi siły, by zgnieść czaszkę człowieka jak łupinę orzecha. To, że
Zayl przeżył uderzenie, stanowiło cud. Mniejszym cudem było to, że nie stracił przytomności.
Najwyrazniej zaklęcia X'y'Laqa działały.
Aeb wendigo był niski i ciężki. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że uległ przemieszczeniu z
właściwego miejsca na karku. Nie był, jak ludzka głowa, osadzony na wystającej z tułowia szyi,
lecz wyrastał wprost spomiędzy barczystych ramion, sprawiając wrażenie, że istota jest garbata.
Wendigo miało grube łuki brwiowe i płaski nos, przypominało to pysk małp zamieszkujących
Kedżystan. Całość fizjonomii miała w sobie jednak coś ludzkiego. Tak samo jak oczy, jeśli pominąć
ich agresywny, szaleńczy, czerwony blask.
Gigant zawył znowu, wyszczerzając przy tym długie drapieżne kły, sprawiające wrażenie
należących do stworzenia gustującego także w ludzkim mięsie. Zayl znał legendy, według których
nie zawsze tak było. Ludzie Dziczy, jak nazywali przodków wendigo nekromanci, byli niegdyś
spokojnym, żyjącym w odosobnieniu ludem. Lecz na przestrzeni kilku ostatnich pokoleń ulegli
przemianie. Wpływ Mrocznej Trójcy zdołał wypaczyć nawet ich nieskażone niczym dusze i
zmienić w te potwory. Poza szkodami, jakie wendigo wyrządzały ludziom, smuciło nekromantę
także to, że były one świadectwem zmian zachodzących w Równowadze. Ludzie zaczęli na nie
polować, zwłaszcza że puszyste płaszcze z ich skóry stały się cenionym przez bogaczy towarem.
Zayl cierpiał, myśląc o losie wendigo, nie był to jednak powód, z jakiego miałby oddać temu
stworzeniu swe życie. Kiedy gigant odzyskiwał zmysły, nekromanta obrócił sztylet ostrzem do dołu
i rzucił czar.
Bladoniebieski migotliwy blask ogarnął wendigo, jeżąc jego futro. Bestia wydała z siebie krótki
ryk, lecz widząc, że nic więcej się nie dzieje, sięgnęła po Zayla.
W tym samym momencie błyskawica trafiła potwora w łeb.
Siła piorunu odrzuciła potężne stworzenie jak zabawkę. Cielsko giganta uderzyło w drzewo, łamiąc
je tak, że górna cześć pnia upadła kilka jardów na prawo od niedoszłej ofiary zwierzoluda.
Strażnik Równowagi podniósł się i stanął na drżących nogach. Spojrzał na ciemny kształt, leżący
pośród połamanych gałęzi. Do jego nosa dotarł zapach przypalonego futra.
Wendigo leżało bez ruchu.
Chwała Rathmie... powiedział cicho. Wykorzystując całą dostępną sobie koncentrację i moc,
zrobił wszystko, żeby jego ostami czar nie zawiódł. Uczynił ze stwora żywy magnes, przyciągający
magię żywiołów oraz same te żywioły. Rzucając zaklęcie, miał nadzieję, że pierwsza odpowie
szalejąca wokół burza.
Na szczęście nie pomylił się.
Trzymając się pnia, odwrócił się od nieruchomego ciała olbrzyma. Nie miał pojęcia, na jak długą
drogę wystarczy mu jeszcze sił. Musiał jednak iść dalej. Musiał dotrzeć do Marchii Zachodniej. Nie
miał wyboru.
Zza niego dobiegł pomruk i szelest gałęzi.
Zayl obejrzał się przez ramię i ujrzał wendigo powstające jak mroczny feniks z popiołów. Zwierzę
potrząsnęło łbem i choć nekromanta nie widział jego oczu, zrozumiał, że patrzą wprost na niego.
Mężczyzna zacisnął zęby i oparł się plecami o pień. Uniósł sztylet, lecz był zbyt zdekoncentrowany,
aby rzucić zaklęcie.
Pokryty futrem olbrzym chwiał się niepewnie.
Zayl nie mógł wyjść z podziwu, że wendigo przeżyło uderzenie błyskawicy. Jeszcze bardziej
niezwykłe było, iż bestia mogła stać i chodzić. Jak można zabić owo stworzenie, skoro nie mogła
go powstrzymać nawet błyskawica?
Wendigo potknęło się i upadło na jedno kolano. Widać było wyraznie, że piorun ranił je ciężko.
Nekromanta odetchnął z ulgą. Przyszedł mu do głowy tuzin czarów, którymi mógł sobie poradzić z
potwornym przeciwnikiem.
Wendigo jednak zrobiło coś, czego Rathmita nigdy by się po takim stworzeniu nie spodziewał.
Opuścił sztylet.
Leśny olbrzym spojrzał na niego, wyciągając obie ręce w wyraznie błagalnym geście.
Wendigo, przerażające leśne monstrum, które dopiero co pragnęło jego krwi i mięsa, prosiło o
pomoc.
***
To nie jest dobry pomysł mruknął Humbart z sakiewki.
Salene lekko uderzyła w woreczek.
Cisza! Usłyszą cię straże.
Zatrzymała się przy dwóch żołnierzach pilnujący drzwi wiodących do gabinetu Toriona. Był to już
czwarty taki posterunek, jaki minęła, od kiedy tu przybyła. Strata czasu spowodowana postojem
przy każdym z nich doprowadzała ją niemal do furii. Lady była dziwnie przekonana, że Torion i
Zayl spotkali się ponownie, dokładnie tak, jak to zasugerował bezimienny najemnik. Jeśli tak się
rzeczywiście stało, to liczyła się teraz każda chwila. Torion z pewnością nie potraktował Zayla zbyt
uprzejmie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl