do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Znów włączyłem radio i przygotowałem się psychicznie do długiej jazdy. Tym razem
nie musiałem się spieszyć. Postanowiłem, że po prostu będę jechał, dopóki nie zgłodnieję
albo poczuję się zmęczony. Zatrzymam się, zjem obiad, może wynajmę na noc pokój.
Oderwanie się od tego wszystkiego na pewno dobrze mi zrobi.
Kiedy dotarłem do Lansing, słońce zaczęło zachodzić. Poczułem, że jestem już
odrobinę mniej spięty. Tylko odrobinę.
W Alma znowu zobaczyłem wirujące w powietrzu białe płatki. Zima nadejdzie
szybko, jak zawsze. Wkrótce domy pokryje półmetrowa warstwa śniegu. Niewiele się wtedy
poluje, czasem na króliki i kojoty. Chaty wynajmują najczęściej miłośnicy skuterów
śnieżnych i wędkarze łowiący w przeręblach. Zluzy będą zamknięte, zatokę i rzekę skuje tak
gruby lód, że można po nim, jeżeli ktoś ma ochotę, przejść aż do Kanady.
Zatrzymałem się na obiad w Houghton Lake, znalazłem małą knajpkę, w której
podawano świeże sandacze. Myślałem o Sylvii, o tym, co się z nami stanie. Powiedziała, że
nie wie, czy będziemy mogli zacząć od nowa. Zastanawiałem się, czy rzeczywiście będziemy
mogli, czy też poczucie winy i ból powrócą, by zniszczyć wszystko. Ale kiedy szedłem do
półciężarówki i wciągałem w płuca mrozne powietrze, poczułem się lepiej. Drugi oddech,
nazwijcie to, jak chcecie. Dawniej, kiedy grałem w bejsbol, pod koniec lata mieliśmy
mnóstwo rozgrywanych jednego dnia podwójnych meczów przeciwko tej samej drużynie.
Zazwyczaj wymienia się łapaczy, ale parę razy zdarzyło się, że musiałem grać w obu
meczach. Cały dzień jest się za bazą, przyjmuje się postawę do odebrania piłki, podrywa się,
by ją odrzucić, ponownie przyjmuje postawę - i to wszystko dobre trzysta razy. Jednocześnie
trzeba pilnować, żeby miotacz nie tracił głowy, trzymać biegaczy na bazie, przyjmować
faulowe piłki na maskę. W połowie drugiego meczu byłem tak wykończony, że koledzy
musieli pomagać mi wstać z ławki, żebym mógł odpiąć nagolenniki.
Ale kiedy dzień był dobry, w czasie paru ostatnich zmian odnajdowałem w sobie coś
ekstra, jakieś rezerwy siły; nie miałem pojęcia, że we mnie drzemią. Kiedyś w Columbus, w
moim najlepszym dniu jako bejsbolisty, w ósmej zmianie zbiłem kradnącego bazę, a potem,
w dziewiątej musiałem blokować bazę domową przed potężnym bejsmenem. Pędził prosto na
mnie. Złapałem piłkę tuż przed tym, jak na mnie wpadł. Kiedy doszedłem do siebie, najpierw
sprawdziłem, czy ją jeszcze trzymam, a potem, w następnej kolejności, czy moja głowa
pozostała na swoim miejscu. Sędzia go wyrzucił i wygraliśmy mecz.
Przyjemnie było wspominać tamte dni - dla odmiany coś innego.
Aż nagle koło Gaylord znowu mnie to dopadło, znowu pomyślałem o Juliusie. I o tym,
co się stało, co widziałem, co usłyszałem. Nie mogłem już dłużej odsuwać tego od siebie. Po
raz pierwszy przestałem to roztrząsać i teraz, kiedy spojrzałem na to jakby z dystansu,
zacząłem dostrzegać szczegóły, na które do tej pory nie zwróciłem uwagi.
Kiedy dotarłem do Mackinac, wszystko już zrozumiałem. Elementy układanki zaczęły
pasować do siebie.
I się wściekłem.
Jesteś durniem, Alex. Jesteś cholernym durniem. Dlaczego potrzebowałeś aż tyle
czasu, by to rozwikłać?
Na moście na Upper Peninsula miałem na liczniku sto piętnaście na godzinę. Nagle
miałem dokąd jechać.
Rozdział 22
ODNALEZIENIE JEGO DOMU NIE BYAO TRUDNE. Nie tak, jak wtedy, gdy ciągałem Prudella po całym
mieście. Adres był w książce telefonicznej.
Sympatyczna dzielnica, na wzgórzu, koło college'u. Dom dość skromny - mały,
piętrowy, imitacja budynku w stylu Tudorów z niewielkim dziedzińcem. Na podjezdzie stał
samochód.
Jedenasta w nocy. Widziałem jednak, że świeci się światło. Pomyślałem, że to dobrze.
Nie chciałbym go budzić. To bardzo niestosowne.
Zaparkowałem półciężarówkę na ulicy, tak, by nie zablokować jego samochodu na
podjezdzie. To także byłoby bardzo niestosowne.
Podszedłem do drzwi frontowych. Miałem właśnie zadzwonić, ale najpierw
spróbowałem przekręcić gałkę. Otwarte. Wspaniale. Wszedłem do środka.
Najpierw był mały korytarz z posadzką. Dalej salon. W kominku palił się ogień.
Przeszedłem na tyły domu. Do gabinetu. Mnóstwo książek na półkach.
Siedział za biurkiem, przeglądając stos broszurek turystycznych.
- Alex! - zawołał. - Mój Boże, przestraszyłeś mnie!
- Dobry wieczór, Lane. Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam.
Uttley wziął jedną z broszurek.
- Właśnie próbowałem się zdecydować, gdzie wybrać się na wakacje. Wyjeżdżam
jutro rano.
Jeżeli mój widok go zaskoczył, bardzo dobrze to ukrywał.
- Wspaniale - powiedziałem.
- Alex, dobrze się czujesz? Co się dzieje?
- Nie wstawaj. Usiądę sobie tutaj i zadam ci parę pytań. - Przysunąłem krzesło do jego
biurka.
- Nie rozumiem. Jakie pytania?
- Sam nie wiem, od czego zacząć, na jakie pytanie chciałbym najpierw usłyszeć
odpowiedz.
- Co się dzieje, Alex? Co tu robisz?
- Okej, mam jedno dobre na początek. Takie na przełamanie lodów, jeżeli sobie tego
życzysz. Gdzie jest Edwin?
- Na dnie jeziora. Przecież wiesz.
- Powinienem był tak uważać, owszem. Podobnie jak policja. I Sylvia. I cały świat.
- Nie rozumiem. O czym ty mówisz?
- Ta noc w jego domu. I obiad, wtedy wciąż powtarzał, jakie to wspaniałe uczucie
zaczynać wszystko od nowa. Chyba rzeczywiście tak myślał, co?
- Alex, o czym ty mówisz?
- Następne pytanie. W jaki sposób skłoniłeś Raymonda Juliusa, żeby zabił tamtych
dwóch bukmacherów? Wiem, ty potrafisz być przekonujący...
- Co się z tobą na litość boską dzieje?
- I jak mu przede wszystkim wmówiłeś, że mój rewolwer nie jest prawdziwy?
Uttley siedział, patrzył na mnie i kręcił głową, jakby miał do czynienia z wariatem.
- A w ogóle, kiedy się ta cała sprawa zaczęła? - spytałem. - Czy wtedy, kiedy
poprosiłeś mnie, żebym został twoim prywatnym detektywem? Czy już na samym początku
zastawiłeś na mnie pułapkę?
- Musisz iść do lekarza. Wiele ostatnio przeszedłeś. Najwyrazniej odbiło się to na
twoim zdrowiu.
- Jeszcze inne pytanie. Na to naprawdę powinieneś mi odpowiedzieć. Czy zabiłbyś
mnie, gdybyś musiał?
Przestał kręcić głową. Po prostu siedział i gapił się na mnie.
- Tej nocy, kiedy wysłałeś Juliusa, miał mnie tylko przestraszyć, prawda? Tak właśnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl