do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie, nie jestem. Ale często posługujemy się Włochami, jeżeli zachodzi taka konieczność. Ich urzędnicy
niższego szczebla są bardzo mało efektywni i podatni na łapówki. Są naszym najlepszym kanałem poza
granicami waszego kraju.
- Dlaczego naraziłaś się na takie ryzyko, próbując się ze mną skontaktować?
- Ponieważ wiele myślałeś nad tym wszystkim, czego dowiedziałeś się na pokładzie naszego okrętu. A
także działałeś. I niemal wpakowałeś się przy tym w poważne tarapaty.
- Tarapaty? Co masz na myśli?
- Ten komputer w twoim laboratorium. Schwytali nieprawidłowego człowieka, nieprawda? To przecież ty
włamałeś się do pamięci z programami zastrzeżonymi.
- Skąd o tym właściwie wiecie - w głosie Jana brzmiało wyrazne zaskoczenie. - Obserwujecie mnie?
- Przez cały czas. A nie jest to łatwe. Dużo wysiłku kosztowało nas upewnienie się, że to ty byłeś w to
wszystko zamieszany. Dlatego właśnie zdecydowano, abym nawiązała z tobą kontakt. Zanim nie zrobisz
czegoś, czego mógłbyś potem żałować.
- Pochlebia mi wasze zainteresowanie moją skromną osobą. W dodatku tak daleko od Izraela.
Sara przysunęła się bliżej i ujęła jego rękę w obie dłonie.
- Rozumiem dlaczego jesteś zły - i nawet nie mogę cię o to winić. Ta cała sytuacja powstała na skutek
zupełnego przypadku - ale ty byłeś tą osobą, która ten przypadek zainicjowała.
Puściła jego rękę i odsunęła się, popijając wolno swojego drinka. Jan ze zdziwieniem spostrzegł, że ten
krótki, ciepły dotyk jej dłoni uspokoił go.
- Gdy dostrzegliśmy was wtedy w wodzie, w mesie wybuchła gwałtowna debata, co z wami zrobić. Gdy
oryginalny plan zawiódł, postanowiliśmy pójść z tobą na kompromis. Podaliśmy ci takie informacje, że
gdybyś wyjawił którąkolwiek z nich, znalazłbyś się w takim samym niebezpieczeństwie, jak my.
- A więc to nie przypadkowo rozmawiałaś ze mną w taki właśnie sposób?
- Nie. Przepraszam, iż myślałeś, że cię oszukujemy, ale była to gra o nasze własne przetrwanie. Jestem
oficerem Sił Bezpieczeństwa, a więc musiałam to zrobić...
- Bezpieczeństwa! Jak ThurgoodSmythe?
- Niezupełnie tak, jak twój szwagier. Nasza rola jest właściwie zupełnie inna. Lecz teraz pozwól, abym ci
wyjaśniła kilka faktów. Uratowaliśmy ciebie i tę dziewczynę, ponieważ potrzebowaliście pomocy. To
wszystko. Lecz skoro już to zrobiliśmy, musieliśmy się upewnić, że nic nikomu nie powiesz. Nie uczyniłeś
tego i za to jesteśmy wdzięczni.
- Byliście tak bardzo wdzięczni, że przez cały ten czas musieliście mieć mnie na oku?
- To zupełnie inna sprawa. My ocaliliśmy ci życie, ty nie zdradziłeś nikomu faktu naszego istnienia. Te dwa
fakty znoszą się wzajemnie, pozostawiając tym samym całą tę sprawę zakończoną.
- Ta sprawa nigdy nie zostanie zakończona. To maleńkie ziarno niepewności, które sama zasiałaś, od tej
pory bezustannie rośnie.
Sara rozłożyła szeroko ręce w starożytnym geście oznaczającym dłoń Losu, rezygnację - a jednak
zawierający w tym wypadku także element ostrożnego optymizmu.
- Napijmy się jeszcze trochę. To przynajmniej rozgrzewa - wychyliła się i sięgnęła po butelkę. - Podczas
obserwowania ciebie stopniowo odkrywaliśmy kim jesteś, czym się zajmujesz. Gdybyś powrócił do swego
normalnego życia, nigdy więcej byś o nas nie usłyszał. Ty jednak zrobiłeś coś innego. I to jest właśnie
powodem, dla którego tu dzisiaj jestem.
- A wiec witamy w Londynie. Czego ode mnie chcecie?
- Potrzebujemy twojej pomocy. To znaczy twojej technicznej pomocy.
- Co oferujecie w zamian?
- Cały świat - uśmiechnęła się Sara. - Będziemy szczęśliwi mogąc opowiedzieć ci prawdziwą historię świata,
to wszystko, co naprawdę wydarzyło się w przeszłości i co dzieje się dzisiaj. Opowiemy ci o rozsiewanych
powszechnie kłamstwach i o dławieniu wszelkich form sprzeciwu. To fascynująca historia, Janie. Czy
chcesz ją usłyszeć?
- Jeszcze nie wiem. A co stanie się ze mną, gdy dam się w to wszystko wciągnąć?
- Staniesz się ważną częścią międzynarodowego ruchu konspiracyjnego, którego celem jest obalenie
istniejącej na świecie formy rządów i przywrócenie równych zasad demokracji tym, którzy byli pozbawieni jej
od wieków.
- Tylko tyle?
Równocześnie wybuchnęli śmiechem. To wszystko było tak nieprawdopodobne...
- Namysł się dobrze, zanim odpowiesz - powiedziała w końcu Sara. - Działalność tego typu związana jest z
wieloma niebezpieczeństwami.
- Sądzę, że podjąłem już decyzję kłamiąc po raz pierwszy Służbie Bezpieczeństwa. Zabrnąłem już zbyt
daleko, a wiem jednak tak mało. Muszę wiedzieć wszystko.
- A więc dowiesz się. Dziś wieczorem - podeszła do okna, odciągnęła zasłony i wyjrzała na zewnątrz. Po
chwili zaciągnęła je ponownie i usiadła.
- John będzie tu za parę minut i odpowie na wszystkie twoje pytania. Zorganizowanie tego spotkania
nastręczyło ogromnych trudności. Moja rola polegała na zawiadomieniu ich, że się zgadzasz. John to
oczywiście nie jest jego prawdziwe imię. Z tego samego powodu będziesz nosił imię Bili. John będzie nosił
jedną z tych rzeczy. Naciągnij to po prostu przez głowę - powiedziała, wręczając mu miękki, podobny do
maski przedmiot.
- A cóż to takiego?
- Ta maska zmieni rysy twojej twarzy. Nos stanie się dłuższy, policzki pełniejsze, tego typu rzeczy. A ciemne
okulary ukryją oczy. Gdyby zdarzyło się najgorsze, w ten sposób nie będziesz mógł Johna zidentyfikować -
a on nie będzie mógł wydać ciebie.
- Ale ty mnie znasz. Co będzie, jak złapią ciebie?
Zanim Sara zdołała odpowiedzieć, radio odezwało się nagle czterema urywanymi sygnałami. Jan drgnął i
spojrzał na nią z wyraznym zaskoczeniem w oczach.
Dziewczyna zerwała się na równe nogi, wyrwała mu z dłoni maskę i pobiegła do drugiego pokoju.
- Zdejmij marynarkę i rozepnij koszulę - rzuciła jeszcze przez ramię. Wróciła po chwili przyodziana w
przezroczysty, czarny negliż. W tym samym momencie rozległo się stanowcze pukanie do drzwi.
-Kto tam? zapytała zbliżając usta do kratki wideofonu.
Policja - padła krótka, szorstka odpowiedz.
-
- 9
Po otwarciu drzwi przebrany w uniform bojowy policjant odepchnął Sarę na bok i zdecydowanym krokiem
podszedł w stronę Jana, który siedział w fotelu dzierżąc w dłoni napełnioną do połowy szklaneczkę. Policjant
miał na głowie hełm z opuszczoną przyłbicą, używany powszechnie do walk z tłumem. Zatrzymał się tuż
przed Janem, obrzucając go uważnym spojrzeniem, podczas gdy palce jego prawej dłoni pozostały w
bezpośredniej bliskości kolby dużego pistoletu automatycznego, zawieszonego arogancko nisko na biodrze.
Jan wiedział, że nie może okazać żadnych oznak niepokoju. Wolnym ruchem podniósł do ust szklaneczkę.
- Co wy tutaj robicie? - warknął.
- Proszę o wybaczenie, wasza dostojność. To rutynowa kontrola - powiedział policjant zduszonym przez
przyłbicę głosem. Podniósł ją w górę. Spojrzenie, którym obrzucił Jana nie wyrażało niczego. - Otrzymaliśmy
kilka skarg od obywateli, że zostali okradzeni przez te prostytutki i ich obstawę. Nie możemy sobie pozwolić
na coś takiego w naszym spokojnym Londynie. Wszystkie dziewczynki mamy jak na razie na oku, ale ta
najwidoczniej jest tutaj nowa. Włoszka, prawdopodobnie na pobycie czasowym. W zasadzie pozwalamy
takim dorabiać na boku, pod warunkiem, że nie sprawiają żadnych kłopotów. Wszystko w porządku, sir?
- Oczywiście - aż do waszego najścia.
- Rozumiem pana. Ale proszę nie zapominać, że jest to jednak nielegalne, wasza dostojność - uprzejme
słowa policjanta podszyte były stalą. - Robimy wszystko dla pańskiego dobra. Czy był pan już w innych
pokojach, sir?
- Jeszcze nie.
- A wiec rozejrzę się trochę. Nigdy nie wiadomo, co można znalezć pod łóżkiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl