do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie dokończył, przyciągnął Sophie do siebie i pocałował w usta.
- Jesteś najbardziej zadziwiającą kobietą, jaką znam - zakończył.
Pocałował ją. Na celowniku snajpera. A sądząc z miny, bardzo mu się to spodobało. Wa-
riat.
- Chyba oszalałeś. Znajdujemy się pod ostrzałem!
- Dlatego uznałem, że warto ci to teraz powiedzieć. - Pogładził ją po policzku. - I nie
kłamałem.
Rozległ się odgłos zapuszczanego silnika. Smiley ostrożnie wyjrzał zza pnia drzewa.
- Wygląda na to, że ktoś jeszcze zrobił tu sobie postój, ale się wystraszył - mruknął.
Levi walnął pięścią o pień drzewa.
- Równie dobrze mógł to być nasz człowiek - zauważył.
Policjanci wskoczyli do radiowozu i ruszyli w pościg.
- Gliny chyba podzielają twoje zdanie - rzekł Smiley.
- Psiakrew, szkoda, że nie widziałem tego samochodu - zdenerwował się Levi. - Dobra,
zabieramy dziewczyny i zmywamy się stąd.
Smiley wstał i podszedł do ciężarówki, by podjechać bliżej Odette, zaś Sophie przysunę-
ła się do niej i spytała:
- Dobrze się czujesz?
Odette siedziała z pochyloną głową, trzymając się za brzuch.
- Chyba rodzę - szepnęła i jęknęła.
- Chyba będziemy musieli zostać tu chwilę dłużej - odezwała się Sophie do wszystkich
naraz i do nikogo w szczególności. Dotknęła ramienia Odette. - Co się dzieje?
Odette podniosła na nią oczy i szepnęła:
- Muszę do toalety. Sophie spojrzała na Leviego.
- Sądzę, że zaczęła już przeć.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
- Nie! Tylko nie tutaj! - Levi wzniósł oczy w górę i spojrzał na gałęzie baobabu z nie-
licznymi liśćmi.
Mógł znieść, że do niego strzelają, ale nie to, że siostra rodzi pod przydrożnym drzewem.
Pragnął dla niej sterylnych warunków, bezpieczeństwa, lekarza, sali operacyjnej. Nie mógł
stracić Odette, tak jak stracił jej matkę. Taki koszmarny scenariusz śnił mu się po nocach. Nie
sprawdził się jako opiekun.
Najpierw wypadek helikoptera, potem ostrzał z ukrycia, teraz to. Musi ją stąd zabrać.
- Błagam, Odette. Wstań. Spróbuj - przemawiał do niej.
- Siła wyższa. - Sophie popatrzyła na niego karcąco. - Odette już zaczęła przeć. Dziecko
pcha się na świat.
Siła wyższa? Chciał, by Odette rodziła w miłym otoczeniu, w komfortowych warunkach,
jakie zapewnia szpital. Najlepiej szpital w Sydney. Jak do tego doszło?
- Chodz, Odette - upierał się. - Musisz wstać.
Odette podniosła głowę. Starała się uśmiechnąć, lecz wargi jej drżały.
- Nie mogę. Przepraszam.
Levi i Sophie wymienili spojrzenia. No tak, miała rację. Znowu.
Tymczasem Smiley podjechał ciężarówką na wstecznym biegu. Wyskoczył z kabiny i
zakomenderował:
- Jedziemy.
Levi wzrokiem wskazał kobiety. Wyczuwał ich milczące porozumienie, w którym męż-
czyzni nie mieli udziału.
- Sophie mówi, że Odette rodzi - wyjaśnił.
- Nie tutaj! - wykrzyknął Smiley i obejrzał się na rzekę. - Zjedzą nas krokodyle, jeśli się
stąd nie ruszymy.
- Więc pilnuj, żeby to się nie stało - rzuciła Sophie szorstko. - Odette wstanie, jak dziec-
ko się urodzi.
- Powiedz im, żeby stąd odeszli - wyszeptała Odette.
Sophie natychmiast spełniła jej prośbę.
- Nie widzicie, że jesteśmy zajęte? - rzekła.
R
L
T
Smiley zamrugał ze zdziwienia, ale posłusznie wycofał się i zajął pozycję na straży po-
między nimi a rzeką.
Levi przyglądał się kobiecie, która tak niespodziewanie pojawiła się w ich życiu i która
w najgorszych tarapatach nie traciła zimnej krwi. Bogu dzięki, że jest tutaj, pomyślał. Co by-
śmy bez niej zrobili? Co ja bym bez niej zrobił?
W którym momencie wszystko się zmieniło? Kiedy Sophie stała się dla niego ważniejsza
od poczucia winy, jakie go dręczyło, ilekroć nie mógł komuś pomóc? Ważniejsza od chęci zna-
lezienia zabójcy ojca. Ważniejsza od niego samego, gdy dochodziło do zagrożenia życia. Czy
to ona jest jego nieprzewidzianym przeznaczeniem?
Tymczasem Sophie i Odette siedziały oparte plecami o pień baobabu.
- Wsłuchuj się we własny organizm, a ja zajmę się resztą - mówiła Sophie. - I skoncen-
truj się na prawidłowym oddychaniu. Dostosuj rytm oddechu do skurczy.
- Potem zwróciła się do Leviego: - Potrzebna mi torba lekarska i koce. Są w kabinie.
Możesz je przynieść?
Przynajmniej na coś się przydam, pomyślał.
- Gdzie mam je rozłożyć? - spytał, wracając.
- Ten grubszy obok nas, cieńszym okryj Odette. Torbę i ręcznik daj tutaj. Dzięki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl