do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Uśmiechnęła się słabo i powiedziała, że chyba zbyt nagle oświadczyła dziewczynie, iż
wyjdzie za mąż za Lankellę. Ta podobno tak zbladła, że pani Skrof aż się przestraszyła. Ale
panna Skrof bez słowa rzuciła się do sieni, zerwała płaszcz z wieszaka i wybiegła, trzaskając
drzwiami.  Przyjdzie koza do woza , pocieszała się pani Skrof. Bo przecież myślała
wyłącznie o szczęściu tego dziecka. W ogóle nie pojmowała, jak młoda dziewczyna może się
nie kochać w jej bratanku. Można by niemal pomyśleć, że gdyby nie jej zaawansowany wiek,
nieprawdaż... W każdym razie jej słabość do młodego Lankelli rzucała się w oczy. Pani Skrof
uznała, że sprawa została postawiona zbyt nagle. Była przekonana, że za dwie godziny
dziewczyna wróci. Ja nie byłem tego już taki pewny, bo Lankella, jakkolwiek by na niego
patrzeć, to nieudacznik i hultaj, choć oczywiście nie mogłem tego powiedzieć jego ciotce. No,
ale pani Skrof przeczytała i zaaprobowała testament, ja zaś poszedłem sprowadzić świadków.
Na klatce schodowej spotkałem panią Hallamaa, która mieszka pod panią Skrof, i żonę
dozorcy, która właśnie myła stopnie. Obie panie zgodziły się pójść ze mną i w ich obecności
pani Skrof podpisała testament, co potwierdziły poniżej podpisami. Jego treści nie musiałem
odczytywać; wystarczyło ich poświadczenie, że pani Skrof podpisała dokument osobiście.
- Dziwne - powiedział komisarz Palmu, wybiegając gdzieś w przestrzeń zamyślonym
wzrokiem. - Nie wystarczyłby jeden świadek? Pan mógłby przecież wystąpić w charakterze
drugiego.
Mecenas Lanne nieco się zmieszał. Po chwili odezwał się, starannie dobierając słowa:
- To nie było możliwe. Sprawa ma się bowiem tak, że pani Skrof, nieprawdaż,
wymieniła w testamencie także mnie. Mimo że już kilkanaście lat prowadziłem jej sprawy i
nie dochodziło między nami do poważniejszych nieporozumień, nieprawdaż, płaciła mi nader
skromnie. Przypuszczam, że tym zapisem w testamencie chciała mi to jakoś wynagrodzić...
No, jakkolwiek było, wyznaczyła mi rolę wykonawcy testamentu i za to miałem otrzymać, po
pełnym wykonaniu jej woli, jednorazową gratyfikację w wysokości czterystu tysięcy marek.
- Gratyfikacja zdumiewająco wysoka, jeśli wziąć pod uwagę, że wszystkie sprawy
pani Skrof są w nienagannym porządku - zauważył cierpko Palmu.
- I z tym można by się nie zgodzić - odparował ostro mecenas. - Masa spadkowa jest
duża, a ponadto, tak jak powiedziałem, przez kilkanaście lat załatwiałem sprawy pani Skrof
za bardzo skromnym wynagrodzeniem, mimo że w ostatnich latach pochłaniały one nie- mai
cały mój czas. Ale to sprawa marginalna. Pomyślmy raczej o pannie Skrof. Prawdę mówiąc,
tak bardzo się o nią martwiłem, że wieczorem przed wyjściem z domu zadzwoniłem do pani
Skrof i zapytałem, czy dziewczyna wróciła. Jednak nadal nie było jej w domu.
- A godzina była wtedy...? - zapytał Palmu.
- Mniej więcej wpół do dziewiątej wieczór. Okazało się jednak, że panna Skrof
wczoraj wieczorem wrócił a do domu!
Tym razem Palmu aż podskoczył.
- Przecież to niemożliwe - warknął.
- A jednak panna Skrof wróciła do domu - powtórzył z uporem mecenas, dziwnie
pobladłszy. - Nie było mnie w domu dość długo. Wróciłem z klubu dopiero około wpół do
drugiej. Starym zwyczajem jednak wstałem o ósmej i gdy mniej więcej pół godziny pózniej
zobaczyłem przez okno dozorcę zamiatającego podwórze, wyszedłem na dwór, aby
zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Wtedy się dowiedziałem, że panna Skrof wróciła
póznym wieczorem, około dziesiątej, to jest akurat wtedy, gdy dozorca zamykał na noc drzwi
wejściowe. Dziewczyna wydała mu się blada i przygnębiona, ale poza tym była zupełnie
spokojna. Przed zamknięciem bramy wjazdowej na podwórze dozorca jeszcze przez
dwadzieścia minut rozmawiał z kolegą z sąsiedniej kamienicy, więc na pewno zauważyłby
pannę Skrof, gdyby w tym czasie wychodziła. Dlatego byłem przekonany, że noc spędziła w
domu, i kiedy z polecenia pana posterunkowego zaalarmowałem przez telefon doktora Mark-
kolę, zrobiło mi się tak słabo, że musiałem na chwilę położyć się do łóżka. Bo widzi pan, ja
mam słabe serce... Może więc pan sobie wyobrazić moją ulgę, kiedy dozorca przyszedł mi
powiedzieć, że tej feralnej nocy panny Skrof nie było jednak w domu. Obaj byliśmy tym
bardzo zdziwieni.
- Wyrzućmy tymczasem pannę Skrof poza nawias - powiedział sucho Palmu. -
Najważniejsze, że się uratowała. Przyszła koza do woza, jak to przed śmiercią się pocieszała
pani Skrof. Zakładam, że testament jest tutaj, w pańskim mieszkaniu? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl