do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kłamtwa śpiewały do niego głośno.
 Mam dziwne przeczucie co do tego statku  mruknął Vader, raczej do siebie, niż do
admirała.
 Zatrzymać ich?  zaproponował szybko Piett, Chciał zadowolić zwierzchnika.
 Nie. Przepuść. Sam to załatwię.
 Jak sobie życzysz, panie  tym razem oficer skłonił się nisko, by ukryć wyraz zdziwienia
na twarzy. Skinął kontrolerowi, który wziął do ręki mikrofon.
Pasażerowie promu ,,Thidirium" czekali w napięciu, Im częściej musieli wyjaśniać kwestie
ładunku i przeznaczenia, tym większa była szansa na zdemaskowanie.
Han spojrzał z sympatią na starego partnera.
 Chewie, jeśli nie uwierzą, trzeba będzie się spieszyć.
To była mowa pożegnalna. Obaj wiedzieli, że mały prom nie prześcignie niczego w tej okolicy.
Nagle wśród trzasków rozległ się głos kontrolera.
 Prom ,,Thidirium", dezaktywacja pola rozpocznie się natychmiast. Utrzymujcie
dotychczasowy kurs.
Wszyscy, prócz Luke'a, odetchnęli z ulgą, jakby wszystkie kłopoty zostały zażegnane, a nie
dopiero się rozpoczynały. Chłopiec nadal wpatrywał się w ni-szczyciela. Robił wrażenie
pogrążonego w niesłyszalnej i trudnej rozmowie.
Chewie szczeknął głośno.
 A co, nie mówiłem?  zawołał Han.  Jak po maśle,
 Niezupełnie tak mówiłeś  zauważyła z uśmiechem Leia.
Solo pchnął dzwignię i zdobyczny prom ruszył płynnie w stronę księżyca-sanktuarium.
Vader, Piett i Jhoff obserwowali, jak na ekranie wizyjnym pajęcza siatka deflektora rozsuwa
się przed promem ,,Thidirium", płynącym wolno do centrum pajęczyny  do Endor,
Vader zwrócił się do oficera pokładowego.
 Przygotujcie mój prom  polecił. Nikt nie pamiętał u niego takiego pośpiechu.  Muszę
lecieć do Imperatora.
I nie czekając na odpowiedz, Czarny Lord odszedł, wyraznie pogrążony w mrocznych
myślach.
V
Drzewa na Endorze miały do trzystu metrów wysokości. Pokryte szorstką, brunatną korą pnie
wznosiły się prosto niby kolumny, niektóre szerokie u podstawy jak domy, inne cienkie jak
męskie udo. Wrzecionowate liście rzucały na ziemię delikatne, błękitno-zielone cienie.
Wśród tych prastarych olbrzymów krzewiła się zwykła plątanina leśnej roślinności  kilka
gatunków sosen, drzewa liściaste, mniej lub bardziej pokrzywione. Poszycie tworzyły głównie
paprocie, miejscami tak gęste, że przypominały zielone morze, marszczone delikatnie poranną
bryzą.
Taki był ten księżyc: zielony, dziewiczy i milczący, Zwiatło sączyło się przez strop gałęzi niby
złota krew, jakby samo powietrze tętniło życiem. Było ciepło i było chłodno. Taki był Endor.
Zdobyczny prom imperialny stał na polance, wiele mil od lądowiska, zamaskowany dywanem
gałęzi, liści i próchna. Niewielki pojazd zupełnie ginął przy gigantycznych drzewach. Stalowy
kadłub wyglądałby w tym miejscu bardzo niestosownie, gdyby nie fakt, że zupełnie nie rzucał
się w oczy.
Na zboczu przylegającego do polanki wzgórza oddział Powstańców posuwał się wolno
stromą ścieżką, Leia, Chewie, Han i Luke szli przodem, a za nimi ob-szarpani członkowie grupy
uderzeniowej. Jednostka składała się z najlepszych żołnierzy Sprzymierzenia, dobieranych
specjalnie według inicjatywy, sprytu i zaciętości. Niektórzy byli przeszkolonymi komandosami,
inni zwolnionymi warunkowo przestępcami, ale u wszystkich nienawiść do Imperium była
silniejsza
niż instynkt samozachowawczy. I wszyscy wiedzieli, że ich misja ma kluczowe znaczenie. Jeśli
nie zdołają zniszczyć generatora pola, Powstanie będzie skazane na klęskę. I nie będą już mieli
następnej szansy.
Nikt nie musiał nakazywać czujności, gdy bezgłośnie posuwali się leśną ścieżką. Byli czujni
bardziej niż kiedykolwiek.
Erdwa i Trzypeo zamykali kolumnę. Kopuła Erdwa wirowała wkoło, a mały robot mrugał
światełkami sensorów ku olbrzymim drzewom.
 Biii-doop!  oświadczył.
 Nie, wcale mi się tu nie podoba  odparł nerwowo jego złocisty przyjaciel.  Przy naszym
szczęściu, ten las zamieszkują pewnie wyłącznie robotożerne potwory.
%7łołnierz idący przed nimi odwrócił się nagle.
 Cicho  szepnął gniewnie.
 Uspokój się, Erdwa  przekazał polecenie Trzypeo. Wszyscy byli trochę zdenerwowani.
Na przedzie Leia i Chewie dotarli do szczytu wzgórza. Padli na ziemię, przeczołgali się
ostatnie kilka metrów i wyjrzeli ostrożnie. Chewbacca podniósł wielką łapę, sygnalizując
pozostałym, by się zatrzymali. W jednej chwili las wydał się jeszcze bardziej cichy.
Luke i Han przy czołgali się bliżej, by spojrzeć na to, co zobaczyła pierwsza dwójka. Za
gąszczem paproci, w kotlince nad czystym jeziorkiem, rozbili biwak dwaj zwiadowcy Imperium.
Właśnie szykowali posiłek i podgrzewali swoje racje na przenośnym palniku. Obok stały dwa
skutery.
 Obejdziemy ich?  szepnęła Leia.
 Stracimy za dużo czasu  pokręcił głową Luke. Han wyjrzał zza głazu.
 Owszem. Ale jeśli nas zauważą i zameldują, cała wyprawa na nic,
 Jest ich tylko dwóch?  Leia nadal była sceptyczna.
 Sprawdzmy  uśmiechnął się Luke. Westchnął, jakby spłynęło z niego napięcie. Wszyscy
odpowiedzieli uśmiechami  mieli wkroczyć do akcji.
Leia gestem nakazała grupie pozostać na miejscu. Potem wraz z Hanem, Luke'em i
Chewbacca zaczęła się przekradać bliżej obozowiska wroga.
Kiedy znalezli się blisko kotlinki, wciąż ukryci w gęstwie poszycia, Solo wysunął się na czoło.
 Zaczekajcie tu  szepnął gorączkowo.  Chewie i ja załatwimy tę sprawę.
Błysnął zębami w jednym ze swych najbardziej szelmowskich uśmiechów.
 Ostrożnie  ostrzegł Luke.  Może.,. Zanim skończył, Han j jego kudłaty przyjaciel ze-
rwali się na nogi i pognali w stronę polanki.
 ...ich tam być więcej  dokończył Luke, już do siebie. Spojrzał na Leię.
 Co chcesz?  wzruszyła ramionami.  Niektórzy nigdy się nie zmieniają.
Luke chciał odpowiedzieć, ale ich uwagę przyciągnęło zamieszanie w kotlince. Przypadli do
ziemi i patrzyli.
Han walczył na pięści z jednym ze zwiadowców. Od dawna nie miał tak uszczęśliwionej miny.
Drugi przeciwnik wskoczył na skuter, by spróbować ucieczki. Gdy jednak uruchamiał silniki,
Chewie zdążył oddać kilka strzałów z ręcznego lasera i nieszczęsny żołnierz natychmiast po
starcie trafił w pień gigantycznego drzewa. Nastąpiła krótka, stłumiona eksplozja.
Leia chwyciła miotacz i ruszyła biegiem. Tuż za nią pędził Luke. Natychmiast jednak tuż obok
rozległy się wystrzały z ciężkich miotaczy. Padli na ziemię. Leia zgubiła broń.
Oszołomieni, dostrzegli drugą parę zwiadowców, wynurzających się z zarośli po drugiej
stronie polany. Pędzili do swoich skuterów, ukrytych wśród listowia. Chowając broń, zajęli
miejsca i uruchomili silniki.
Leia wstała niepewnie.
 Widzisz? Jeszcze dwóch! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl