[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rosjanin pokiwał głowa.
- Jak chcesz - zauważył. - Ale pomyśl jeszcze. Dopiero za tydzień mam dać
odpowiedz.
- Pomyślę - zgodził się Kalinowski. - Ale może nie trzeba czekać, bo moja odpowiedz
raczej nie będzie inna. Nawet gdybym Stasia przy sobie miał, też bym się pewnie nie
zdecydował. On na ziemi zostać nie chciał, w świat go ciągnęło. No i poszedł...
Zasmucił się na wspomnienie młodszego syna, zesłanego gdzieś w głąb Rosji za
wplątanie się w antycarską konspirację.
Mikołaj Kawelin napełnił kieliszki.
- Pij! - nakazał. - Pij, Michaił! Dusza mniej boli...
***
W tydzień pózniej umowę na dzierżawę Rafałówki pułkownik Kawelin podpisał z
Jackiem Nowackim z Topolan.
- Na dziesięć lat - powiadomił Kalinowskiego. - Z prawem do przedłużenia dzierżawy
w pierwszej kolejności. Ale wiesz, taki chytry prawnik umowę sporządził. Harasimowicz z
Białegostoku. Jest w niej haczyk, że jakbym nie był zadowolony, przed czasem mogę
rozwiązać. Wtedy ty mógłbyś, gdybyś się namyślił...
Pan Michał przyjął wiadomość o powierzeniu Rafałówki panu Nowackiemu zupełnie
bez emocji. Jego stosunki z panem Jackiem złagodniały. Już nie tylko uchylali wzajemnie
kapeluszy przy spotkaniach, ale nawet raz czy dwa zamienili kilka zdań.
- To porządny człowiek - powiedział teraz Kalinowski. - Nie zapuści majątku, masz to
zapewnione, pułkowniku.
Rosjanin zaśmiał się zadowolony.
- Pewnie, że nie zapuści - oznajmił. - Ja na to nie pozwolę. Mój plenipotent będzie
wszystkiego doglądał.
Pani Katarzyna Kalinowska, usłyszawszy o tym, że Nowacki wezmie w dzierżawę
Rafałówkę, była dla pana Jacka pełna uznania.
- Zadba o folwark nie gorzej niż świętej pamięci Sidorowicz - zauważyła z
zadowoleniem. - Może on nie jest do sąsiadów najżyczliwiej usposobiony, ale trzeba mu
oddać sprawiedliwość. Ziemia jest najważniejsza, jej przede wszystkim jesteśmy zo-
bowiązani służyć. Cieszę się, że kolejny majątek nie będzie służył zaborcom.
Pani Katarzyna miewała wątpliwości co do znajomości syna z rosyjskim
pułkownikiem, ale on, choć Moskal, cieszył się wśród polskich ziemian sympatią i uznaniem,
wielu szczyciło się nawet tą przyjaznią.
- Gdyby inni Moskale byli tacy, nie byłoby tego, co jest - mawiał pan Kalinowski.
- Rosja to wielki kraj - odpowiadała sarkastycznie starsza pani. - W tak wielkim
znajdzie się jeden sprawiedliwy. Może więcej niż jeden.
Chwaliła pana Nowackiego za podjęcie się patriotycznej misji. Była niezadowolona,
że syn otrzymał propozycję dzierżawy jako pierwszy i ją odrzucił.
- Odmówiłem objęcia Rafałówki, ponieważ nie dałbym rady obowiązkom tu i tam -
odpowiedział spokojnie pan Michał. - Nie kierowałem się patriotyzmem, mama wybaczy,
tylko zdrowym rozsądkiem i miarą moich sił.
Starsza pani uznała tę argumentację jedynie za wymówkę.
- Pan Jacek ma nie mniej obowiązków w Topolanach, niż ty w Kalinówce -
zauważyła. - A jednak się zgodził.
Pan Michał wzruszył ramionami.
- Więcej? Nie powiedziałbym. Jest sam, gdy ja mam rodzinę na utrzymaniu i o was
wszystkich muszę myśleć przede wszystkim. Dopiero jak mi starczy na utrzymanie rodziny,
pomyślę czasem o ojczyznie.
Pani Katarzyna wykrzywiła wargi.
- Stajesz się przykrym cynikiem, mój drogi - zauważyła surowo. - Bardzo przykrym.
To najwyrazniej jakaś nowa moda. Wybacz, Michale, ale u mnie nie znajdzie ona uznania
czy choćby tylko tolerancji. Ogranicz więc, proszę, swoje wypowiedzi tego typu, gdy je
kierujesz do mnie.
Pan Michał pochylił się do rąk starszej pani.
- Proszę mamę o wybaczenie - zaczął. - To rzeczywiście nie było stosowne. Staram
się pracować jak najlepiej potrafię i czasem mam nadzieję, że moja praca, służąc rodzinie,
służy także krajowi.
Pani Katarzyna uśmiechnęła się łagodnie.
- O, tak lepiej - powiedziała. - To samo, ale brzmi znacznie lepiej, prawda? A swoją
drogą, może należałoby pomyśleć o odnowieniu stosunków z panem Nowackim? Teraz, gdy
zdecydował się na wydarcie Rafałówki z rąk rosyjskich, trzeba mu dać odczuć, co o tym
myślimy.
Pan Michał westchnął.
- Pomyślę o tym - obiecał.
- W imię wyższych racji trzeba zapomnieć urazy - ciągnęła pani Katarzyna. - Nie
spotykasz to go czasem?
- Spotykam - potwierdził. - Zawsze go lubiłem, jak mama wie, i gdyby nie ta
niezręczność z panną Justyną oraz pewne hm... sprawy graniczne...
Pani Katarzyna uśmiechnęła się wyrozumiałością.
- Co się stało, to się nie odstanie - zauważyła przytomnie. - Jestem pewna, że zarówno
pan Jacek, jak i jego Justysia, dobrze to rozumieją. Trudno od nich wymagać aplauzu dla
twojego postępowania, ale jest jak jest. Myślę, że powinniśmy zaprosić pana Jacka. Z czasem
może i dla Justysi znajdzie się miejsce przy naszym stole. Podobno bardzo wydoroślała i
niedługo ma wrócić z Kowna.
- Wróci do ojca? - zdziwił się Michał. - Sądziłem, że wyjechała na stałe.
- Ależ skąd. Niedługo będzie z powrotem.
Pan Kalinowski nic o tym nie słyszał.
- Jak mama to robi, że jest zawsze au courant? - spytał z uznaniem.
Pani Katarzyna zrobiła pewną siebie minę.
- Trzeba wiedzieć, co się dzieje wokół domu - pouczyła. - Justyna przebywała w
Kownie, u krewnych, a następnie pojechała do Warszawy. Wróci przed Wielkanocą i od razu
zabiera się do pracy! Ma poprowadzić szkółkę dla dzieci w Topolanach. Pozwolenia jeszcze
nie ma, ale lada dzień pan Jacek wyjedna je u kogo trzeba. Może szkoda, że nie pod naszym
bokiem, bo może i Witia by na tym co skorzystał...
Pan Michał pokręcił głową.
- Wątpię, kochana mamo, żeby Witia dał się skłonić ku nauce. Może nieco pózniej,
jak trochę podrośnie. Teraz jest taki dziecinny. Zresztą i tak nie potrafiłby odpowiedzieć na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]