do ÂściÂągnięcia - download - pobieranie - pdf - ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dobrze się czuje w San Francisco? Jak spędza czas wolny?
Czy zaprzyjazniła się z kimś?
Obiecał Alanowi, że będzie się nią opiekował. Spe-
szył go ten pocałunek, ale skoro dał słowo, nie mógł się
z niego wycofać. %7ładne kolejne pocałunki nie wchodziły
w grę. Na pewno nie teraz. Trudno jednak było panować
nad niepożądanymi myślami, najtrudniej walczyć z ni-
S
R
mi w nocy. Kiedy nie padał nieludzko zmęczony, drę-
czyły go wspomnienia słodkiego zapachu Shannon, jej
delikatnej skóry, dotknięcia jej miękkich ust, a wszystko
to doprowadzało go do obłędu.
Musiał postanowić, czy zbliżyć się do niej teraz, kiedy
była jeszcze obolała po śmierci Alana, czy też postąpić
honorowo i pozwolić jej żyć własnym życiem.
Na ostatni wyjazd zdecydował się, bo musiał oddalić
się od niej, zapomnieć o niej. Niewiele to pomogło. Sia-
dał w zatłoczonej restauracji i wyobrażał sobie, że Shan-
non siedzi obok niego. Jechał taksówką ruchliwą ulicą
wielkiego miasta i zdawało mu się, że słyszy komentarze
Shannon na temat interesujących widoków.
Cholera. Przyciągnął telefon i spojrzał na słuchawkę.
- Salina? Tu Jason Pembroke. Co u ciebie? Wyjeżdża-
łem trochę, właśnie wróciłem i pomyślałem, czy nie mo-
glibyśmy umówić się w sobotę na kolację?
Pora wrócić do wygodnego dawnego stylu życia,
znalezć sobie jakąś kobietę i przestać wreszcie myśleć
o wdowie po wspólniku.
Sporo czasu minęło, zanim Shannon wróciła do
równowagi po wizycie policjantów. Musi koniecznie
porozmawiać z prawnikiem. W pewnym momencie
miała już ochotę podnieść słuchawkę, zadzwonić do
Deana i powiedzieć mu, żeby zostawił ją w spokoju,
ale zrezygnowała, uznawszy, że to nieracjonalne posu-
nięcie. Póznym popołudniem rozmówiła się nato-
S
R
miast z panem Smythe'em. Miał przygotować pełny
bilans wszystkich operacji dokonywanych w fundu-
szu powierniczym Morrisów i sprawdzić, czy są tam
pozycje, które budziłyby wątpliwości. Z góry jednak
zapewnił ją, że Alan znał wszystkie zasady i nie naru-
szyłby żadnej z nich.
Przed wyjściem uprzątnęła papiery na biurku. Wyj-
rzała przez okno na rozświetlony jeszcze biurowiec sto-
jący po drugiej stronie ulicy. Dni stawały się coraz krót-
sze, w powietrzu czuło się już jesień. Kończyła pracę
o zmroku. Kiedy wyjdzie z biura, będzie już ciemno.
Wahała się. Owszem, lubiła swoje mieszkanie, było
miłe. Jeszcze nie dom, ale na to trzeba czasu.
Problem polegał na tym, że ziało pustką, dlatego ocią-
gała się z wyjściem. Większość pracowników już wyszła,
ktoś jeszcze rozmawiał w holu. Nawet tutaj, wśród swo-
jego zespołu, czuła się samotna.
Czy Jason jeszcze pracuje? Miał wiele zaległości do
nadrobienia. Pomagała mu Maryellen, a nowa sekretar-
ka, Pam, wprawiała się. Potem Maryellen miała zostać
prawą ręką Shannon.
Sięgnęła po torebkę i rozejrzała się, dumna z roboty,
którą wykonała w San Francisco. Teraz, po zamknięciu
biura w Waszyngtonie, tu biło serce firmy, firmy, w któ-
rej rozwój zaczynała mieć swój wkład.
W gabinecie Jasona było już ciemno. Widać wyszedł
wcześniej. Poczuła zawód. Miała nadzieję zobaczyć go
jeszcze przed wyjściem. Właściwie dlaczego? Liczyła na
S
R
kolejny pocałunek? Na zaproszenie na kolację? Wspól-
nie spędzoną chwilę?
Pocałunek...
Uderzyła ją ta myśl. Nie chciała marzyć o swoim part-
nerze od interesów. Jeszcze niedawno była mężatką, ko-
chała swojego męża, a teraz została sama. Może któregoś
dnia spotka kogoś, z kim urządzi sobie życie.
Pora wracać do domu. Zrobiło się ciemno, ale na
ulicach było mnóstwo ludzi, przyda się jej mały spacer.
Z tym postanowieniem ruszyła w stronę swojej dzielni-
cy. W pewnym momencie skręciła w boczną ulicę, wio-
dącą stromo na szczyt wzgórza. Po stronie, którą szła,
nie było nikogo, ale nie bała się. Dzielnica należała do
bezpiecznych, a ona do domu miała niedaleko, zaledwie
kilka przecznic, za to od mieszkania Jasona na Nob Hiłl
dzieliła ją spora odległość.
Jego mieszkanie, nowoczesne, chłodne w stylu, w ni-
czym nie było podobne do jej własnego, gdzie udało się
jej stworzyć bardziej przytulną, domową atmosferę, ale
trochę zakupów jeszcze ją czekało.
Mogłaby zacząć przyjmować gości. Dawniej, z Ala-
nem, prowadzili ożywione życie towarzyskie, ale po-
dejmowali głównie jego przyjaciół, starsze małżeństwa.
Czasami tylko na letnich przyjęciach ogrodowych poja-
wiała się jakaś jej przyjaciółka, szczególnie Marian, oso-
ba o znakomitej figurze, flirciara uwielbiająca przyciągać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • goeograf.opx.pl